|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henshu
Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 17:19, 27 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Oparł się o drewnianą barierkę, spoglądając w swoje odbicie w lustrze, zdeformowane przez padający deszcz. Ciekawe, jak by wyglądał w dłuższych włosach? Po raz kolejny uśmiechnął się, widząc czarne, przemoczone kimono prawdziwego Shinigami na swoim ciele. Nie czuł żadnej duchowej zmiany, lecz jego życie zmieniło się diametralnie. Po ciepłym przywitaniu przez dywizję ulotnił się niemal od razu, zostawiając ich samych. Czuł się naprawdę skrępowany… Na całe szczęście dzisiaj, po dwóch dniach, czuł jak gdyby się tutaj urodził.
-Cześć nowy, widziałeś gdzieś Sato?
Soyer poruszył tylko ramionami z zakłopotaniem . Nie znał jeszcze nikogo, może poza kapitanem Ukitake oraz zabawnych Kotetsu i Kotsubaki. Cieszył się, że nie jest obskakiwany przez członków trzynastej dywizji, chociaż z drugiej strony… z drugiej strony chyba ważny jest dobry początek, warto mieć tutaj kogoś bliskiego. Po perypetiach w akademii potrzebował tego. Oparł się o drewnianą barierkę plecami, zostawiając za sobą śliczny stawik, teraz kołyszący się w brzegach, na skutek rzęsistego deszczu.-Widziałeś Sato? A ty, widziałeś Sato? wciąż było słychać w tle.
Cóż, wielu Shinigami przedstawiło mu się podczas tamtego powitania, lecz, będąc szczery, żadnego Sato nie zapamiętał. Może po prostu go tam nie było? Ewentualnie nie przepadał za nowymi… zresztą, teraz to nie istotne. Z uśmiechem na twarzy Soyer spojrzał w górę, zamykając oczy, czując na swojej twarzy przyjemne, chłodne krople. Było lato, uwielbiał deszcz, stał się Shinigami, jego złote więzienie było natomiast daleko stąd. Miał cały dzień dla siebie, przeznaczony na rozpakowanie i odpoczynek. Takie błahe rzeczy mogły jednak poczekać. Miał przy sobie bowiem coś, co tłumiło wszystkie inne doznania. Po raz kolejny odruchowo chwycił rękojeść swojego Zanpaktou, czując miłe mrowienie. Czuł, jak wirowała. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że to „ona”. Za każdym razem, gdy sięgał po swoją broń, czuł to samo. Przyjemne wirowanie, potem lekkie odrętwienie własnej dłoni, jak gdyby dziesiątki bezbolesnych ukłuć skoncentrowało się na trzymającej Zanpaktou ręce. Być może właśnie w tym momencie dostrajali się, jeden do drugiego? Poznawali swoje dusze, starali się porozumieć? Chociaż z drugiej strony może to tylko podręcznikowe brednie? Soyer nie wiedział, co takiego się działo, lecz bardzo mu się to podobało. To było uczucie… ciężkie do opisania. Jak gdyby miał przy sobie najcenniejszą rzecz, jaką można posiąść. Nie. Błąd. Po raz kolejny poczuł mrowienie. To nie była rzecz. To była istota, żywa istota.
-Wspaniałe uczucie, prawda?
Soyer zerwał się na równe nogi, otwierając oczy, chociaż zdążył już poznać ten głos. Jūshirō Ukitake, kapitan jego własnej dywizji stał przed nim, lekko się uśmiechając. Jego biały płaszcz przylegał do jego ciała, przemoczone włosy były natomiast przyklejone do jego policzków. Uśmiechnął się delikatnie, mimo tego dało się dostrzec w jego oczach jakąś niepewność, zakłopotanie. Rozejrzał się dookoła, spoglądając na puste uliczki i ogród. Najwyraźniej nie każdy lubił taką pogodę…
-Tak, kapitanie. Uwielbiam deszcz. W połączeniu z tym pięknym miejscem…
-Nie Soyerze, nie o to mi chodziło. Twój Zanpaktou… widać, że się dogadujecie. Ech… już prawie nie pamiętam tego uczucia…
Kapitan z uśmiechem spojrzał na broń wiszącą na biodrze młodego Shinigami, przerywając jego monolog na temat pogody.
-Więc, jak podoba ci się twój nowy dom, twoja dywizja?
Soyer uśmiechnął się, słysząc słowa kapitana. Ukitake naprawdę miał niesamowity zmysł. Chociaż z drugiej strony… musiał wyglądać naprawdę głupio, stojąc z zamkniętymi oczami i wyrazem błogości na twarzy, dotykając rękojeści swojego miecza, w dodatku przemoczony do ostatniej nitki. Zażenowanie. Na całe szczęście kapitan najwyraźniej zrozumiał jego sytuację, zmieniając temat. Soyer, nie mogąc oderwać wzroku od kapitana, jego wielkości, pozytywnej energii, jaką roztacza, nawet pomimo tej ulewy, kontynuował.
-Tutaj jest świetnie! Nie mogę się doczekać swojego pierwszego treningu!
Kapitan roześmiał się pogodnie, spoglądając na stojącego przed nim młodzieńca. Miał zapał, umiejętności, w dodatku… ta synchronizacja z Zanpaktou… naprawdę, jego możliwości mogą być ogromne, o ile będą odpowiednio rozwijane. Ukitake pomału zaczął rozumieć, na czym polega wielkość Soyera Blowloom. Podczas gdy pozostali Shinigami robią kroczki, samo udoskonalając siebie, ten młody chłopak potrafi zrobić to wszystko za jednym, dużym krokiem. Zdumiewające.
-Jestem pewien, że jutro pokażesz nam, na co cię stać. Jest tutaj wielu Shinigami, którzy chcieliby się z tobą zmierzyć. Podobno w Akademii byłeś jednym z najlepszych..
Żałosne rumieńce pojawiły się na twarzy Soyera. Poprawił na sobie ciężkie, niemal zwisające z niego czarne szaty, po czym spojrzał w ziemię, zakłopotany. Nie wiedział, co na to poradzić. Wszędzie, gdzie się udał, rozmawiali o jego umiejętnościach. To prawda, był z tego dumny. Ale z drugiej strony… nie rozumiał tego. Dla niego było to proste, niemal wyuczone. To… wszystko działo się same, prawie same. Prędkość, siła, zwinność – to szlifuje się przez cały czas. Natomiast zmysły… jeden z nauczycieli powiedział, że to właśnie zmysły dają mu nad wszystkimi taką przewagę. Jak gdyby urodził się, żeby być lepszym od innych.
„Zajdziesz daleko, dziecko. Nie wiem jak daleko, ale jeszcze o tobie usłyszę, to pewne”.
-Tymczasem… kapitan rozejrzał się podejrzliwie. - …muszę odwiedzić pewną Shinigami, nie wiem, czy pamiętasz Ayame. To prawdziwy skarb w naszej dywizji.
W głowie Soyera ukazała się przelotnie młoda, bardzo ładna kobieta, którą poznał dwa dni temu. Z tego co pamiętał, była jedną z oficerów. W dodatku robiła miłe wrażenie.
-Tak, pamiętam. Poznałem ją wczoraj, kapitanie.
-Wspaniale. To dobra dziewczyna, gdybyś miał jakiś problem… jestem pewien, że możesz się do nie zwrócić o pomoc. Właściwie, to ja teraz to robię! –kapitan ściszył po chwili głos do szeptu, nachylając się nad młodym Shinigami. Jego włosy zasłoniły mu twarz, wyglądał teraz naprawdę komicznie.
-Gdyby Kiyone albo Sentaro o mnie pytali, po prostu mnie nie widziałeś, okej?
Ukitake ponownie się wyprostował, jeszcze raz rozglądając się dookoła, najwyraźniej w poszukiwaniu sympatycznej dwójki. Skinął głową Soyerowi na pożegnanie, po czym ruszył po mokrej ścieżce, najwyraźniej nie zwracając uwagi na zimny deszcz. Soyer uśmiechnął się po raz kolejny. Kolejna wspólna cecha, którą miał z kapitanem . Ponownie spojrzał w górę, na co, jak gdyby w odpowiedzi, deszcz zaczął padać jeszcze mocniej .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kejmur
Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Koszalin
|
Wysłany: Wto 17:55, 27 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]
Ayame obudziła się zlana potem. Dawno nie śnił się jej ten koszmar... Ten sen o takim samym od zawsze zakończeniu.... Do końca nie była tak na prawdę pewna co on oznaczał i dlaczego jej się śni... Przeciągnęła się... Nie ma co.. Trzeba wziąć prysznic i ruszać do dywizji. Kto by się w końcu przejmował jakimiś tam głupimi snami? Po odbębnieniu porannego rytuału, pościeleniu łóżka a także zjedzeniu śniadania okazało się, że zostało jej jeszcze sporo czasu wolnego. Nie miała ochoty jednak siedzieć w domu toteż wyruszyła do dywizji wcześniej niż zwykle. Stanęła jednak na chwilę przed swoim domkiem i odetchnęła świeżym rześkim porannym powietrzem. Kapitan będzie pewnie zaskoczony... Oby tylko go nie obudziła...
Natomiast Yoko na swój normalny sposób nie próżnowała - tylko, gdy słońce wyjrzało za horyzont, uśmiechnęła się szeroko i wyskoczyła z łóżka, by się przygotować do kolejnego dnia. Gdy rzuciła okiem na stojący obok kalendarz, stwierdziła, że w sumie dzisiaj nie miała żadnych specjalnych obowiązków. Przygotowania poszły jej błyskawicznie - śniadanie, prysznic, a potem momentalnie wybiegła z domku, zamykając go za sobą i lekkim truchtem wyruszyła w kierunku dywizji. W sumie ostatnie wydarzenia... musiała przyznać, że nie spodziewała się, że to powie. Było w tym coś tak kojącego, uspokajającego. W sumie chciała jeszcze porozmawiać, chociaż może nie o tym akurat, ale tak po prostu. Dotarła na miejsce, członkowie oddziału kręcili się wokoło, trenując po swojemu. Jako, że to był dzień wolny, niektórzy chętnie z niego korzystali, a inni wręcz przeciwnie - trenowali ile wlezie. W końcu dotarła do siedziby kapitana, zastanawiając się po co to właściwie robi. A no tak... chciała z kimś pogadać. A może ktoś jeszcze będzie ? Nie zastanawiając się dłużej, po cichu weszła do środka i rozejrzała się, czy kogoś tu jeszcze nie ma...
Kapitan spał, jak się spodziewała. Podeszłą jednak powoli i dotknęła ręką jego czoła. Dzięki Królowi duchów nie miał gorączki. Odetchnęła z ulgą co najwidoczniej sprwiło, że kapitan zaczął się lekko wiercić. Ayame przestraszona wzięła duży wdech, który przekształcił się w powolny wydech kiedy okazało się, że się nie obudził. Nie chcąc kusić losu bardziej Sakano miała zamiar zasiąść przy papierach ale przeszkodził jej w tym delikatny szelest otwieranych drzwi... a za nimi znajomą twarz Rini. Uśmiechnęła się lekko i przyłożyła palec do ust, drugą ręką wskazując na kapitana. Rini natomiast z uśmiechem kiwnęła głową, ledwo się powstrzymując przed pewnym, lekko zawadiackim uśmieszkiem. Jednak podeszła bliżej Ayame i przez chwilę się nie odzywała, zastanawiając się przez chwilę nad wczorajszymi wydarzeniami. Tak... sporo się wydarzyło, zarówno dobrego jak i smutnego. Ale poczuła, że jakoś to wszystko ją zbliżyło do Ayame bardziej niż kiedykolwiek. Uśmiechnęła się ponownie i zaczęła po cichu szeptać.
- Widzę, że jak zawsze wszystko pod kontroolą. Martwisz się o Uki-Chana jak widzę... Spokojnie, on sobie zawsze da radę. A to o czym wczoraj mówiłyśmy... dziękiiii, chciałam i tak komuś o tym powiedzieć. I cieszę się, że padło na Ciebie. Na chwilę umilkła, stojąc tuż obok Ayame-Chan i przyglądając się raz jej, a raz kapitanowi. Jednak podniosło lekko brew widząc na jej twarzy pewne zamyślenie.
- Szczerze mówiąc fakt... bałam się, że złapie przeziębienie... Wczoraj przebywał sporo na dworze a wiał wiatr. Dzięki Królowi Duchów nic się takiego nie stało... W razie czego wiesz, że lepiej zapobiegać niż leczyć... - wyszeptała spowrotem jednak przerwała momentalnie kiedy Kapitan zaczął się ponownie kręcić jednak i tym razem nie budzac się- Wyjdźmy na dwór dobrze?- to powiedziawszy dotknęła lekko ramienia podopiecznej. Rini kiwnęła głową i wyszła po cichu na zewnątrz, a po chwili Ayame dołączyła do niej. Uśmiechnęła się lekko, w sumie będąc lekko zaskoczona jej brakiem reakcji na to, co wcześniej powiedziała. Chociaż to pewnie dlatego, że były same. Ale nie zmienia to faktu, że będą dalej kontynuować pogadankę. - Jak rooozumiem coś masz do powiedzenia ? - Uśmiechnęła się ponownie, jednak po chwili przerwała, by po chwili znów kontynuować. - W sumie... to dzisiaj jest wolne i nie mam co robić. Masz może jakiś pomysł ? I w sumie jestem z lekka głooodna.... Lekko zamarudziła, chwilę zatapiając się w swoich myślach. W sumie to nie lubiła takich dni - nuda to był jej najgorszy wróg. I miała nadzieję, że coś się ciekawego jednak wydarzy. Przez minutę może jej towarzyszka nie mówiłą nic zatapiając się we własnych myślach... Prawdę mówiąc słyszała "małą" jak przy odsłuchiwaniu źle nagranej płyty... niby coś gra ale co dokładnie? Wszystko wina tego durnego snu. A może... tylko może... jak zwierzy się z nigo komuś to on zniknie? Spojrzała Yoko w oczy, na co dziewczyna odpowiedziała szczerym zdumieniem. - Czy miałabyś ochotę wysłuchać pewnej historii... a raczej snu który od dawna mi się śni? A który nie daje mi spokoju?- rzekła z lekką nutką niepewności w głosie. Rini lekko zaskoczona tym poważnym spojrzeniem i tonem, lekko cię cofnęła oraz spojrzała z lekka niepewnie na Ayame, jakby się czegoś spodziewając. Jednak po chwili cicho się zaśmiała na swoje dziwne myśli. Wyglądało to tak, jakby się czegoś obawiała. Machnęła ręką i spojrzała na Ayame spokojnie, jakby "nastrajając" się do jej myśli. - Wybaaaacz, nic nie miałam złego na myśli tym śmiechem. Jasne, Ayame-Chan, że chętnie wysłucham. Cieszę się, że mi tak ufasz. Więc cooo Ci się sniło dokładnie ? Bo widząc po twojej minie... było to chyba cooooś nieprzyjemnego... - Podeszła do niej i w swoim stylu się do niej przytuliła, jakby chciała ją tym pokrzepić i dodać odwagi. W tym momencie nie odzywała się i spokojnie czekała na to, co powie jej przyjaciółka. Ayame poczułą jakby kamień spadł jej z serca i uśmiechnęła się serdecznie do swojej, chyba już, powierniczki. Na myśl o koszmarze jednak spoważniała znowu.
- Wiesz... Od jakiegoś czasu śni mi się taki sen.. Koszmar wręcz... Widzę siebie, ale ona jest jakaś inna... W sensie wiem, że to ja i wiem co się dalej stanie ale dalej postępuję tak jak za pierwszym razem... W tym śnie ta dziewczyna szła sobie wzdłuż ulicy na dzielnicy Shibuya. W ręku miała jakieś torby, nie wiem co było w środku . Jedyne co wiem i pamiętam to to że były one w kolorze żółtym i niebieskim. "Ona" nie oglądała się dookoła tylko od czasu do czasu rzucała okiem na sklepy w których myślała że będzie coś godnego uwagi ( nie wiem dokładnie dlaczego tego ale gdzieś w podświadomości tkwiła mi myśl, że znam tę dzielnicę jak własną kieszeń). W oknach witryn nie było jednak niczego ciekawego toteż dziewczyna wykorzystała moment na poprawienie swojej jasnozielonej bluzki narzuconej na żółty T- Shift z jakimś czerwonym napisem czy wygładzenie jeansów. W uszach dudniła jej piosenka, chyba dobrze ją znała, bo nawet nuciła ją pod nosem. Na ramieniu wisiała jej granatowa torba w kwiaty. Czuła że powietrze było rześkie a promienie słońca przebijały się z trudem przez ciężkie chmury. Niedawno musiał przestać kropić deszcz. Tamta próbowała przeskoczyć olbrzymią kałużę na swej drodze ale ostatecznie skończyło się na zmoczeniu czarnych tenisówek. Dziewczyna śmiało przeszła przez przejście dla pieszych gdyż paliło się zielone światło. Gdyby jednak uważała co nieco wiedziałaby że ma ono zamiar się zmienić. I że od jakiegoś czasu śledził ją dziwny typ, który kiedy była praktycznie na środku drogi wyrwał jej torbę i zaczął biec. Młoda kobieta ruszyła za nim i rozpoczęła się szamotanina na skraju chodnika. Facet okazał się silniejszy i wypchnął ją na jezdnie wprost na rozpędzony tir. I na tym sen się kończy... Dziewczyna zawiesiła głowę i wróciła do własnych myśli. Po chwili znów ją podniosła.- Co o tym myślisz Yoko-chan?
Yoko się uśmiechnęła, słysząc o sobie -Chan... to było jakoś takie miłe, sympatyczne. Zawsze sama tak mówiła, ale nikt do niej się tak nie zwracał. Aż podeszła i ponownie delikatnie się ponownie zawiesiła w swoim stylu na Ayame, uśmiechając się od ucha do ucha. Oczywiście wysłuchała tego, co jej przyjaciółka miała do powiedzenia i chwilę się nad tym zastanawiała. Cóż... z pewnością nie był to zbyt miły sen. Chociaż się zastanawiała czym był "tir", bo jakoś nigdy o czymś takim nie słyszała. Ale skoro o tym nie wiedziała, to musiało pochodzić... z ziemi ? Na tą myśl spojrzała zamyślona przed siebie, a potem znów się uśmiechnęła, wyobrażając sobie jak tam wygląda życie. W sumie byłoby fajnie kiedyś się tam wybrać, chociaż na jeden dzień. Na myśl o takiej przygodzie przeszły ją lekkie ciarki. Tak, to mogłoby być naprawdę zabawne. Jednak potrząsnęła głową, miała w tym momencie co innego na głowie. - Aaaa... wybacz, zamyśliłaaam się. I jak fajnie, że do mnie mówisz -Chan. Jest to takie miłe ! - Lekko podniosła głos, jednak po chwili znów go ściszyła, żeby nie obudzić ich kapitana za drzwiami. W sumie chyba już wiedziała, co o tym wszystkim powiedzieć. - Mówiiiisz, że ta osoba w śnie... to jakbyś to była Ty sama ? Może to jesteś Ty, tylko tego nie pamiętasz ? Tym bardziej, że powiedziałaś Tir, a u nas niczego takiego nie ma. Więc to pewnie w głowie Ci tak utknęło i przez ten sen wyszło na jaw ponownie. Chociaż jak kojarzę kiedyś mówiłaś, że nigdy nie byłaś poza SS, prawda ? Ja się tutaj urodziłam i nigdy nigdzie się wychodziłam. Aaa, w sumie już sama nie wiem jak o tym myśleć. Chwyciła się z lekka za czoło i dłonią zaczęła je masować, tak jakby starając się ułożyć do porządku swoje przemyślenia. Ale wydawało jej się, że to co powiedziała brzmiało nawet prawdopodobnie. Po chwili kiwnęła głową na znak, że już skończyła. I czekała na opinię swojej przyjaciółki, która zaczęła lekko chichotać pod nosem na jej tak słodkie zachowanie. W sumie nawet to co Rini mówiło trzymało się kupy jakby się bardziej zastanowić... I strój i rzeczy... to wszystko definitywnie nie pochodziło stad. Ale Ziemia? Wydawało jej się że po za granice Społeczności nigdy nie wychodziła...
- Dziękuję Yoko-chan. Prawdopodobnie masz rację... Ale ja Ziemi nie pamiętam... Nie wiem w ogóle czy kiedyś tam byłam a wiesz przecież że nie można opuszczać Społeczności bez zgody... Nie wiem jak się przekonać czy to faktycznie to... Może tylko moja podświadomość płata mi figla... Wiesz- przemęczenie... Wczoraj sporo wysiłku kosztowało mnie utrzymanie Kapitana w łóżku...- humor poprawił jej się zdecydowanie, co było słychać w jej głosie. A Rini usłyszała coś... nieważne, wolała tego nie poruszać, chociaż mogłoby wyniknąć z tego coś zabawnego. W sumie to byłoby całkiem ciekawe, gdyby się to okazało prawdą - fakt, że Ayame-Chan pochodzi z ziemi. Ale ten sen brzmiał na tyle autentycznie, że w sumie warto byłoby to sprawdzić. Co prawda żadnego tropu, ale przynajmniej to byłaby ciekawa przygoda. Nawet bardzo ciekawa. Uśmiechnęła się szeroko, a w jej uśmiechu można było dostrzec dziwną przebiegłość. To był uśmiech, który oznaczał, że pewna niebezpieczna lub ryzykowna myśl przeszła jej przez głowę. I obie wiedziały, do czego to zmierza. - Skoro Ci tooo nie daje spokoju... trzeba byłooooby to sprawdzić. Mamy wolną chwilę, nudzimy się, a przynajmniej ja, bo chętnie bym znowu przeżyła jakąś przygodę... Tak, trzeba to sprawdzić ! I zawsze byłam ciekawa jak to jest tam na dole. Co Ty na to ? Nie daaaj się prooosić... Taka okazja może się już nie zdarzyć ! W imię śledztwa ! - Na tą myśl w jej oczach pojawiły się iskierki ekscytacji, a ten niezwykły pomysł już z pewnością jej łatwo z głowy nie wyleci. Była naprawdę ciekawa, jak to jest na ziemi. I wiedziała, że póki nie zobaczy tego na własne oczy, to nie da sobie spokoju. Musiała to sprawdzić i już !
Ayame omal nie wybuchnęła śmiechem... Oj tak.. Zdążyła już poznać te iskierki, ten wzrok... W sumie jednak... Czemu nie? Kapitan nie należy do ludzi którzy od razu poinformowaliby generała Yamamoto o zniknięciu dwóch podopiecznych a raczej szukałby najpierw przyczyny sam... To może... Ten jeden raz... Na chwilkę... żeby się upewnić...
- Poczekaj moment- powiedziała do Yoko i poszła w stronę domku Kapitana. Otworzyła delikatnie drzwi i zobaczyła znajomą sylwetkę na podłodze śpiącą jak gdyby nigdy nic twardo, mocno, prawie jakby był zdrowy... Ayame potrząsnęła głową... Nie czas o tym myśleć. Wyszeptała cichutkie "przepraszam, tylko ten jeden raz" i wróciła do towarzyszki.
- Dobrze... Chodźmy... Ale tylko ten jeden raz... - Yoko tylko się uśmiechnęła, szczeżąc lekko swoje ząbki. Tak, wszystko szło tak jak chciała. W sumie aż się nie mogła doczekać. Tylko mogło się pojawić parę problemów... - Tylko ja nie mam pojęcia jak można zejść na ziemię i czy czasem by się nie przydały... Gigai ? Tak, Gigai. W sumieeee jest to proooblem. Hmmm.... jakieś pomysły ? Gdy Rini sobie uświadomił, że faktycznie mogą się pojawić problemy, zatopiła się w myślach. W sumie nie wiedziała jak taka wyprawa wygląda, bo nigdy się tym jakoś dokładniej nie interesowała. Jednak miała nadzieję, że jej towarzyszka ma o tym większe pojęcie. Bo nie chciała by jej szansa przeszła tak obok nosa. Nie mogła do tego dopuścić ! Ale gdy sobie przypomniała jak Ayame weszła do pokoju, by zobaczyć Uki-Chana po raz ostatni przed wyjściem, jakoś jej się zrobiło cieplej na jej serduchu. - Nie maaartw się, będzie dobrze. A Uki-Chan jest silny, poradzi sobie. Zresztą mam zamiar wrócić, w końcu muszę się jeszcze zobaczyć z Sato-Chanem ! - Skończyła radośnie, przez sekundę zapominając o czekających przed nimi przeszkodami. Chociaż z drugiej strony to byłoby takie nudne, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. Przygoda czekała na nie i miała zamiar się tym cieszyć. W sumie by chciała, by ktoś jeszcze z nimi poszedł, najlepiej dwójka tak dobrze im znanych Shinigami, ale nie mogła za bardzo już kusić losu.
Ayame poczerwieniała... A niech to... Rini nie musiała jej przypominać o tym, że wie, że... Poczerwieniała jeszcze mocniej... Nie nie nie nie... Ruszają na Ziemię... będzie miała czas jeszcze porozmawiać z nią na ten temat. Jakby ktoś ją usłyszał... Nawet nie chciała o tym myśleć...
- K-k-kapitan Ukitake opowiadał mi o bramie znajdującej się na szczycie góry Soukyoku... Pokazywał mi ją nawet i nie raz brałam udział w odsyłaniu uczniów na ćwiczenia. Pokazał mi jak się nią obsługuje na wszelki wypadek jakby zaniemógł a trzeba było przeprowadzić kogoś przez nią. A co do gigai... To Rukia podobno zna jednego mężczyznę... niejakiego Uraharę Kisuke... który podobno prowadzi sklepik gdzie można nabyć gigai bez konsultacji z oddziałem 12. Nie powinno być problemu.- rumieniec powoli zszedł jej z twarzy i jej nieśmiała strona ponownie została zastąpiona przez zorganizowaną oficer.
Yoko kiwnęła z uznaniem głową. W sumie sama powinna bardziej uważać na tych egzaminach w Akademii i wogóle się bardziej interesować paroma sprawami. Ale to było takie nuuudne... aż momentami zasypiała, a potem ją budzono uderzeniem linijką w głowę. Jak tak mogli ją brutalnie budzić ! Znowu się zatopiła w myślach, a przecież miały jeszcze tyle do zrobienia. Potrząsnęła głową, spoglądając na Ayame-Chan, trawiąc wszystko to, co mówiła. W końcu jednak sama odpowiedziała. - Hmmm... jak widzę jesteś tak dobrze poinformooowana jak zawsze. Tylko czy Rukia... Kuchiki.... - Gdy sobie przypomniała kto należy do rodziny Kuchiki, wzdgrygnęła się. Zawsze się bała kapitana Byakuyi. Było w nim coś, co ją przerażało. Sama nie wiedziała co, ale to chyba jedyna osoba, która mogła u niej wywołać strach. - A tam, musi się zgodzić, a przynajmniej na to liczę ! Tylko byśmy nie spotkały jej brata... No nic, czyyyyli w skrócie musimy się z nią spotkać, a potem się wybrać na górę Soukyoku. Cóż, brzmi prosto, ale napewno taaaakie nie będzie ! - Na samą myśl o tej wyprawie aż ledwo się powstrzymywała przed nadmierną ekscytacją, a wiedziała, że to będzie zabawne. Teraz już wiedziała - nic jej nie powstrzyma przed tą wyprawą !
Sakano podniósł się zawadiacko prawy koncik ust. Kochana naiwna Yoko... Czy ona na prawdę sądziła że ktoś taki jak ona uzyskałby tylko część informacji?
- Yoko-chan... Za kogo mnie masz... Odwiedziny Rukii nie będą konieczne. Tym bardziej że jak sama wiesz jest dzisiaj wolne... to oznacza że jest w posiadłości a tam natknąć się na Kapitana Kuchiki nie będzie trudno. A nawet jeśli się na niego nie wpadniemy to życzliwa służba na pewno zechce poinformować go o tym że do jego siostry ktoś przyszedł. Wiem gdzie można znaleźć Uraharę. Dostałam od niej mapkę na wszelki wypadek...- i tu uśmiechnęła się jeszcze szerzej- gdybym potrzebowała jakiegoś sprzętu bez wiedzy kapitana Mayuriego. Podobno cały Urahara jest całkiem niezły w tym co robi. - W oczach dziewczyny błyskały iskierki. Powoli zaczynała się bardzo dobrze bawić. A Yoko spoglądała z lekkim zdziwieniem na Ayame, która miała naprawdę wszystko poukładane. Tak jakby to... planowała od dłuższego czasu. Chociaż i ona się również uśmiechnęła - widać nie tylko ona lubiła czasem realizować przedziwne pomysły. - To wygląda tak, jakbyś to planowała od dłuższego czasu, Ayame-Chan... Jesteeem pod wrażeniem, napraaawdę. - Jej uśmiech się jeszcze bardziej poszerzył. Tak, to zaczynało być coraz bardziej realne. I naprawdę z tego powodu zaczynała być zachwycona.- W skrócie gratuluje ! Będzie dobrze i już się nie mogę doczekać ! Czyyyli pozostało nam tylko zająć się tymi szczegółaaami. - Kiwnęła głową, będąc zdecydowanie zadowolona z tego, że to wszystko tak dobrze brzmi i jest takie realne. Teraz już tylko pozostało się dokładnie tym zająć.
- Mylisz się. Nie planowałam tego. Chodziło raczej o to że w razie gdyby ktoś ją szukał to żeby wiedzieć do kogo się zgłosić jeżeli odwiedzi ziemię. Żeby nie wywoływać paniki. A przynajmniej ja tak to widziałam. No dobrze... Chodźmy już stąd zanim Kapitan się obudzi. Na wzgórzu dogadamy to z czym masz jeszcze wątpliwości- powiedziała po czym wzięła przyjaciółkę za rękę. Istniało za duże ryzyko że ktoś je zauważy a właśnie zbliżała się pora kiedy Sentaro i Kiyone wpadali do siedziby kapitana żeby sprawdzić czy nic mu nie potrzeba. Yoko nie odzywała się, jedynie kiwając twierdząco głową. I ruszyły przed siebie, starając się mijać większe skupiska osób. Podróż przebiegała bez większych problemów, właściwie to było aż za spokojnie. Rini pomyślała, że naprawdę dobrze się stało, że nikt nie wybrał dzisiejszego dnia do ataku na Soul Society... bo byłoby nieciekawie. Z tą dziwną myślą podróżowała razem z Ayame-Chan, gdy prawie dotarły na miejsce. Góra Soukyou... to tutaj miała się rozpocząć ich nowa przygoda. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym wyzwaniu, a z emocji ledwo się powstrzymywała przed okrzykiem radości. Było tak blisko, a zarazem daleko. W końcu stanęły tuż przed wzniesieniem, przez nikogo nie niepokojone. W końcu uznała, że można kontynuować dalszą pogadankę. - Oczywiście nieeee mówiłam o tym dosłownie, ale tak to wyglądało. W sumie to napraaawdę brzmi jakbyś to zaplanowała, ale to nieistotne. Właściwie to ja nie mam już żadnych pytaaaań. A Rukia... kiedyyyyś będę musiała z nią porozmawiać. Widać, że lubi różne, ciekawe wyznania. Powinnyśmy się dogadać ! - Lekko się zaśmiała, właściwie to nigdy się nie spodziewała, że kiedykolwiek będzie tak blisko znalezienia się na ziemi. Sama ta myśl była naprawdę ekscytująca. - Nooo nic, chyba nasza podróż się niedługo rozpoczyna ! Jak jeszcze masz coś do załatwienia, to teraz ! - Zachichotała, wiedząc, że raczej już niczego nie mają do załatwienia. Ale wiedziała, że niedługo zacznie się coś naprawdę wyjątkowego... Jej towarzyszka jedynie uśmiechnęła się szeroko. Co za władczość. "Mała" musi być niesamowicie podekscytowana... nie to żeby i jej się to nie udzielało. Gorzej jak Kapitan się o tym dowie... Ale tym będzie się martwić później. Czas zmierzyć się z przeszłością. Rozejrzała się. Jak zawsze nie było tutaj nikogo, brama niestrzeżona... No tak... Kto by pomyślał że może jakieś dwie zbłąkane dusze zechcą przejść. Ale w sumie tylko niewiele osób wie tak na prawdę jak się z Bramy korzysta...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kejmur dnia Śro 23:07, 28 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ayame
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Seireitei
|
Wysłany: Śro 3:48, 28 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]
Po chwili namysłu Ayame zrozumiała, że ze swojego Zanpatou więcej nic nie wyciśnie. Jakkolwiek dobrym towarzyszem Aoi Kotori mogła być to czasami jej humorki były dość nieprzewidziane a i podobnie jak u jej właścicielki jak już się na coś uparła to bardzo trudno było ją przekonać do zmiany decyzji. Z kolei na to młoda shinigami nie miała już specjalnie ochoty, bo małe wkurzające czarne stworzenia nie pozwalały jej się skupić i nie chciały odlecieć niezależnie jak mocno dziewczyna machała rękami. Sfrustrowana wstała i wzięła do ręki płasz przeciwdeszczowy. Nie zamierzała dłużej czekać. Jednym z nielicznych pewnych miejsc przebywania Rini była jej mała hatka, którą nie raz miała przyjemność odwiedzić. Właśnie zamierzała wyjść kiedy przypomniała sobie o cukierach. Podeszła do sofy, wzięła leżące słodkości i schowała je do rękawa. Przydadzą się na później. Przesunęła drzwi wejściowe i skrzywiła się okropnie. Jak na złość wydawało jej się, że lało jeszcze bardziej niż kiedy wychodził stąd kapitan. To nie fair! Nie miała najmniejszej ochoty moknąć. Zakryła się szczelniej i używając shunpo przeniosła się do domu Yoko. A raczej tuż przed niego, bo nie wiedziała, że czeka ją bardzo niemiła niespodzianka.
-Moja droga, zdaje się, że nie powinno cię tu być.
Przed nią stało kilku Shinigami, większość ze zdziwionymi minami. Większość z nich miała białe płaszcze, lecz różniły się one od powodu dumy kapitanów. No, może poza jednym wyjątkiem.
-Ale skoro już tu jesteś, powiedz mi, co takiego cię tu sprowadziło?
Ayame dobrze znała tą osobę, nie sposób było jej nie znać. Nowy kapitan dwunastej dywizji zapadał każdemu w pamięci nie tylko ze względu na wygląd, ale również charakter. Stał dokładnie naprzeciwko niej, z lekko przekrzywioną na bok głową. W swojej kredobiałej dłoni trzymał jakieś dziwne, najpewniej tylko tej dywizji znane urządzenie. Dioda migała co jakiś czas, lecz wzrok Mayuriego był utkwiony tylko w Ayame. Zaraz za nim stali spokojny, przemoczony do suchej nitki Akon oraz odrażający, podobny do żaby Hiyosu, obaj równie zaciekawieni zaistniałą sytuacją, najwyraźniej zupełnie nic nie robiąc sobie z deszczu oraz błota pod nogami. Za nimi znajdowała się chatka, w której najprawdopodobniej miesza Yoko. Cały teren był jednak poprzepasany dziwnymi, żółto-czarnymi pasami, raz na jakiś czas jaśniejących silnym żółtym światłem. Z ich lewej strony znajdował się natomiast namiot, z którego wyłoniła się zaciekawiona, kobieca głowa. Tsubokura, ostatnia znana z "wielkiej czwórki naukowców" najwyraźniej nie przepadała za deszczem.
-Co ta Shinigami tutaj robi? - rzuciła w stronę swojej grupy, lecz Akon uciszył ją machnięciem ręki. Mayuri zaczął stukać swoim nienaturalnie długim palcem w podbródek, uśmiechnięty od ucha do ucha oczekując na odpowiedź.
Jakkolwiek nie przepadała za kapitanem oddziału 12 musiała przyznać, że była nawet pod lekkim wrażeniem nad poziomem organizacji. Ale tylko przez chwilę. W następnej bowiem zrozumiała, że małej Yoko najprawdopodobniej nie ma w domu... I cokolwiek się z nią stało najprawdopodobniej nie mogło być przyjemne. Co raz bardziej zaczęła obawiać się już nie tylko o zdrowie ale i o życie podopiecznej.
-Nazywam się Sakano Ayame. Jestem 4 oficer dywizji 13 do której należała mieszkanka tego domku. Dawno nie było jej w oddziale. To logiczne, że jako przełożona muszę czuwać nad podopiecznymi.- konieczna formalność ale może dzięki temu uda się jej zdobyć więcej informacji. - Dlatego chciałabym wiedzieć co się tutaj dzieje. Gdzie jest Rini Yoko?- ani na chwilę nie spuściła wzroku z Mayuriego.
-"Chciałabyś wiedzieć, co się tutaj dzieje?" - naśladował jej głos kapitan dwunastej dywizji, rozkładając szeroko ręce. -Cóż, moja droga. Oczywiście, oczywiście. My również...
Mayuri odwrócił się do niej plecami, spoglądając na tajemnicze urządzenie, które trzymał w ręce. Z zadumą przeszedł kilka kroków, machając ręką na lewo i prawo. Dopiero po chwili odwrócił się ponownie w stronę Ayame.
-Wszelka dokumentacja powinna być w drodze do waszego kapitana. Ukitake to poczciwy starzec, wszystko powinien ci wyjaśnić. Ja nie mam czasu na rozmowę z tobą.
Kapitan ponownie spojrzał na maszynę, tak samo jak wcześniej wykonując kilka kroków, tym razem w zupełnie innym kierunku.
-Powinnaś opuścić to miejsce... - gruby, piskliwy głos Hiyosu był nie do pomylenia. Wpatrując się w nią swoimi ogromnymi, wytrzeszczonymi oczami, pomachał w jej kierunku dłonią, jak gdyby odgarniając robaki. Sekundę potem poprawił swój przemoknięty płaszcz, idąc w kierunku namiotu, chodem przypominającym pingwina. W gęstym deszczu jego sylwetka przypominała worek ziemi kołyszący się na boki.
Ayame omal nie warknęła kiedy mężczyzna nazwał jej Kapitana "starcem". Nowa fala gniewu spowodowała u niej jedynie mocniejszą determinację jak również niechęć do potulnej współpracy jaką zapewne Mayuri od niej oczekiwał.
- Primo- Kapitan Ukitake nie jest starcem. Secundo- Znajduje się Pan na terenie oddziału 13. Czy otrzymał Pan zgodę na jakiekolwiek badania? Co więcej jak już powiedziałam przyszłam tutaj bo jestem odpowiedzialna za Yoko. Czy mam rozumieć, że odmawia Pan udzielenia informacji osobie specjalnie wydelegowanej przez Kapitana oddziału, w którym się Pan znajduje?-wiedziała, że może lekko przesadziła, ale jakiekolwiek informacje, nawet cząstkowe były jej niezbędne. Cokolwiek... Choćby najmniejszy ślad...
Mayuri spojrzał na nią, odwracając jedynie głowę, kiedy reszta ciała pozostała na swoim miejscu, plecami do niej. Pomimo tego wyczynu nie było słychać żadnego łamania kręgosłupa, żadnego pękania. Jego żółte oczy pełne były znudzenia, ale również frustracji.
-Akon... - tylko tyle powiedział, kiedy mężczyzna z malutkimi rogami na czole podszedł w jej kierunku, wyciągając spod płaszcza kawałek pisma, oznaczony pieczęcią komandora- generała.
-Jak mówił mój współpracownik, powinnaś stąd odejść, natychmiast. Przeszkadzasz nam w wykonywaniu naszych zadań, które mają charakter priorytetowy. Ważniejszy, od twojego kapitana. Niezależnie, jaki to teren, wasza jurysdykcja już tutaj nie sięga.
-Słabo opiekujecie się Ukitake, skoro nawet nie wiecie, jak bardzo bliski śmierci to Shinigami. - kapitan 12 oddziału odwrócił się w jej kierunku, wyciągając pudełko, które Ayame tak często widziała w pokojach swojego kapitana. -Tak się bowiem składa, że to ja jestem teraz jego najlepszym przyjacielem. - Mayuri potrząsnął zawartością, uśmiechając się od ucha do ucha. -A teraz odejdź.
Słowa karykaturalnego kapitana dotknęły młodą shinigami, która zacisnęła pięści a jej usta przypominały teraz równą linię. Nie powiedziała jednak nic ale udała się w jakieś ustronne miejsce nucąc jakąś melodię aby zwabić posłańca. Jeżeli prawdą jest co mówił Mayuri to Kapitan powinien posiadać jakieś informacje na temat tej sprawy. Zamierza do niego udać się z tym później. Najpierw jednak jej celem były odwiedziny u pewnej ekscentrycznej 13 oficer z oddziału 8. Była pewna, że jej znajoma nie przegapiłaby takiej okazji do przerobienia wszystkich możliwych koncepcji spiskowych. A znając Kapitana Kyouraku pewnie chcąc nie chcąc udzielił jej już paru zdań wiedzy na temat zaistniałej sytuacji.
Kiedy w końcu podleciało do niej małe czarne stworzenie i usiadło na palcu zaczęła mruczeć wiadomość i prośbę którą miał przekazać jej kapitanowi motylek.
-Kapitanie, mówi Ayame. Niestety nie udało mi się zlokalizować Yoko za pomocą znanej nam metody. Wydaje się, jakby nad Społeczeństwem unosiła się jakaś bariera blokująca mi zmysły. Odwiedziłam też dom Yoko, ale znajduje się on już w pełni pod kontrolą oddziału 12. Kapitan Mayuri odmówił mi informacji zarzekając się, że powinien przyjść do Pana raport. Czy jeżeli już do Pana dotarł to czy mogłabym prosić o wgląd? Do dywizji zajrzę później- chcę jeszcze porozmawiać ze znajomą, która może coś wiedzieć. Z góry dziękuję. A! I jeszcze jedno- mam nadzieje że siedzi Pan już pod ciepłym kocem...- zakończywszy wiadomość umilkła i wpatrzyła się w odlatującego posłańca. Bynajmniej teraz fakt, że przemokła do suchej nitki nie przeszkadzał jej w cale. Postała tak może chwilę lub dwie a następnie przyjęła kierunek- dywizja 8, dom Ishi Nori. Żeby jednak nie minąć się z nią w drodze, postanowiła się upewnić…
Koniec konfrontacji!
Ring, jakim stała się kostnica, opuściła jedna z zawodniczek. Jak wszyscy wiedzieli, przemysł sztuk walki był przeżarty korupcją-tak naprawdę, rządziły nim wtyki i pieniądze, sponsorzy i inne plecy, nie sami zawodnicy. Podobnie było tutaj. Nori, nim zdążyła wyprowadzić pierwszy sierpowy, musiała paść na deski, by następnie sędzia pod postacią małego ohydnego stworka wyliczył do dziesięciu. I trzeba przyznać jedno- Ishi nie była zadowolona. Gdy opuszczała to miejsce, z trudem zachowywała maskę profesjonalizmu, godność oficera. Jednak drobne szczegóły, jak czerwone policzki, drżące dłonie i mokre oczy mogły zdradzić ją przed każdym, kto znał się chociaż odrobinę na odczytywaniu prawdziwych emocji Shinigami. A jeśli ktoś byłby w tym naprawdę doskonały, zauważyłby również...niejaką rządzę mordu. -Obyś Ty kolejna znalazła się na tych stołach. Słowa, jakimi pożegnała niczemu właściwie winną (a może to jednak była morderczyni, która przybyła by zniszczyć dowody, które miała już jak na widelcu?!) dziewczynę nie zaprzeczały tej tezie. Co najgorsze- Nori wcale, a wcale ich nie żałowała. Kipiała gniewem i rozżaleniem. Tutaj trzeba przyznać, że pięknoskrzydli nosiciele wieści Społeczeństwa to bardzo odważne stworzenia, narażające się na wiele przykrości związanych ze stanem emocjonalnym tych, których odwiedzają.
-Zaczynam rozumieć, dlaczego jesteście "Piekielnymi Motylami". Mruknęła nieprzyjaźnie okularnica, obserwując nadchodzącego motylka -Zaiste, piekło potraficie sprowadzić.
Motylek usiadł Ishi na palcu i przekazał wiadomość.
-Hej Ishi. Mówi Ayame z 13. Wyniknęła pewna przykra sprawa- jedna z moich podopiecznych zaginęła a jej dom jest pod obserwacją oddziału 12. Resztę chciałabym omówić u ciebie. Będę czekać.- posłaniec posiedział jeszcze chwilkę po czym odleciał w sobie tylko wiadomą stronę. Pozostawił po sobie jednak ślad przypominający przynajmniej efekt zaklęcia dziewięćdziesiątego kręgu. Iskry, jakie rozbłysły w oczach czarnowłosej przypominały miniaturowe gwiazdy, a jej ponura aura została doprawiona determinacją. Zaginięcia! Zaginięcia zawsze dodają nowych możliwości, zaczepów! W dodatku jeśli macza w tym palce dwunastka, to nawet jeśli nie jest to powiązane z aktualną sprawą, to jeśli ją rozwiąże przed nimi, wykaże swoją względem nich wyższość w wyniku czego automatycznie naturalnym będzie oddanie jej pokornie poprzedniej sprawy i oficjalne przeprosiny wygłoszone przez samego Mayuri...
-Dziewczyno, spokojnie! Bo znowu się okaże, że to herbaciane fiasko...
Odrobina realizmu nikogo nie zabiła. W przypadku Nori, nie utrzymywała się ona długo. Biedne, spoglądające na życie przez konspiracyjne okulary, dziecko...Dziecko będące dotrzeć do swojego mieszkania w całkiem szybkim tempie, trzeba dodać. Ignorując spojrzenia innych Bogów, spoglądających na nią z pewnym niedowierzaniem, majestatycznie przebijającą się przez ścianę deszczu, bez żadnej parasolki czy innego ustrojstwa, mogącego uchronić ją przed przeziębieniem (chociaż właściwie to ostatnie jej nie groziło, dzięki wielu nocnym czyhaniom i tajnym śledztwom w najróżniejszych miejscach i warunkach pogodowych, miała doskonale zahartowany układ odpornościowy), najkrótszą możliwie drogą skracała dystans, ignorując to czy miała tam dach nad głową, czy nie. W końcu dotarła do swojej posesji, by zatrzymać się naprzeciwko złej, czekającej i również przemokniętej Ayame, tkwiącej jak ten kołek pod jej drzwiami.
-Sakano...słyszałaś o takiej zdobyczy technologicznej jak "parasol"?
Ayame uśmiechnęła się smutno, dobrze było zobaczyć Nori, ale czy zamiast "dlaczego nie masz parasola" wolałaby usłyszeć "cześć".
- Przyganiał kocioł garnkowi Panno Ishi. Ja z naszej dwójki przynajmniej mam płaszcz. A teraz... Może wejdziemy? W taką pogodę łatwo złapać przeziębienie.
- A bałam się że Twoja admiracja Ukitakego mogła wywołać u Ciebie pragnienie podobnego zdrowia. Wejdziemy.
Ayame była już chyba lekko zmęczona całą tą sytuacją. Jedyne o czym teraz marzyła to kubek herbaty... gorącej herbaty i koc. Z pewną zgryźliwością i nadąsaniem nie pasującym zupełnie do jej wieku, Nori wydobyła Yama jeden wie skąd ciężki, przerażający pęk kluczy i zaczęła jednym z nich majstrować przy zamku swojego sanktuarium, wkładając w ruszenie mechanizmu otwierającego wrota niemała dawkę siły. Zdecydowanie, nie były to wygodne w użytkowaniu drzwi, jednak stanowiły nie tylko dobrą ochronę, ale powody były inne, troszkę bardziej sentymentalne...
-...w domu też takie mieliśmy. Od szafy. Głuchy dźwięk oznajmił, iż kryjówka Ishi stoi przed panienkami otworem. Ta odstąpiła na bok, puszczając Sakano przodem, mrucząc jednocześnie coś do siebie. -Spędziłam w niej trochę czasu, nie mogąc się wydostać...i postaraj się nie nakapać, bo jeszcze mi notatki zamoczysz. Ishi, niedawno podekscytowana nowym tropem, była nieco zbyt...melancholijna, co najwyraźniej próbowała przykryć dogryzaniem Ayame.
Jej towarzyszka natomiast jak zawsze zignorowała kąśliwe uwagi Nori, choć lekko ją przejęło jej mamrotanie pod nosem... O co jej mogło chodzić? To pytanie na inną porę. Powoli weszła do pokoju możliwie omijając wszystkie papierzyska na swojej drodze, zdjęła przemoczony płaszcz i powiesiła go na krześle.
- Zanim zaczniemy... Dostanę ręcznik i coś ciepłego do picia? Jestem trochę zziębnięta...- Nie chciała wyjść na hipokrytkę, która mówi cały czas przełożonemu, że o siebie nie dba a sama robi to samo.
-Jak bardziej. Nie ma to jak empatia i troskliwość o innych. -Poczekaj chwilkę, poszukam czegoś suchego...jeżeli chcesz, Tobie też mogę, ale nie wiem czy znajdziemy coś odpowiedniego rozmiarowo. A paradować i chlupać wodą na lewo i prawo mi nie będziesz z pewnością. Przebierająca w rzeczach w garderobie, Nori najwyraźniej miała głowę zajętą tak naprawdę czymś innym. A, picie. Herbaty u mnie nie dostaniesz. Ale Chuuro wynajmujący ten budynek z czerwonej cegły może Ci coś pożyczy, nie pytaj mnie skąd to wiem. Przyrząd lunetopodobny leżący w masie chaosu na podłodze był raczej sporą wskazówką. Ayame postanowiła, że spasuje z herbatą natomiast ogrzać się chwilę chciała jak najbardziej. Posiedziały więc i wysuszyły włosy oraz kimona (Sakano utkwiła w szlafroku, jako że ciuchy jej gospodyni były na nią nieco... za małe...).
- A więc sprawa wygląda następująco Nori, bo sądzę, że nie możesz się doczekać...- spoważniała momentalnie a zły humor powrócił ponownie. Fakt, że gospodyni podała jej gorzką kawę, doskonale wiedząc że ta woli słodką, wcale nie pomagał. Sama zaś mieszkanka małej twierdzy z szarego budulca, była już w mniej więcej stabilnej, psychicznej normie, przytakując głową Uhm!, popijając jednocześnie gorącą, czarną ciecz.
- Z rana dotarła do mnie poufna informacja o tym, że 5 oficer mojego oddziału- Rini Yoko nie widziano od 3 dni w oddziale. Mniejsza w tej chwili o informatora. Jakkolwiek zdarzało się to wcześniej, to teraz dodatkowo jej zniknięcie stworzyło kilka nieprzyjemnych sytuacji. Pierwszą jest blokada mojej umiejętności słyszenia. Druga to oddział 12 w miejscu jej zamieszkania. Kapitan Mayuri odmówił mi jakichkolwiek informacji powołując się na to, że raport wysłał mojemu kapitanowi raport. Ponadto wydaje mi się, że aktualnie nad Społeczeństwem rozciągnięta jest jakaś dziwna bariera. Dlatego przyszłam do ciebie. Jeżeli może coś takiego się już wcześniej zdarzyło... lub wiesz coś... cokolwiek... byłoby to mi olbrzymią pomocą w szukaniu Yoko.- Ayame kilka razy głos wahał się od spokojnego do potwornie zdenerwowanego, poirytowanego.
-Yoko to...jedna z moich współpracowniczek. Nori, zamyślone, odchyliła się do tyłu, wpatrując się w sufit. To, że ukryto jej zniknięcie, rozdrażniło ją. Trzy dni? Całe trzy dni? Przecież to farsa. I mówiła to nie tylko z punktu widzenia...koleżanki ("współpracowniczki", czyli właściwie przyjaciółki), ale też oficera. Westchnęła. Mimo wszystko, jeśli Sakano wie coś o morderstwach, prędzej czy później do nich nawiąże. Jeśli nie, to na razie jej nie oświeci. -To co mówisz martwi mnie, bo też nie widziałam jej chwilę. Chociaż czasem zdarzało się jej udać na wyprawę tu czy tam. Wycelowała palcem w rozmówczynię, zmieniając temat -Kojarzysz działanie Kamieni Śmierci?
- Kamieni Śmierci? Tych co sprawiają, że jest się "niewidocznym" dla nas? Co ma jedno do drugiego?
-Nie tylko. Ściany Seireitei są z nich zbudowane, tworząc wokół nas barierę ochronną, a także to one blokują możliwość kroczenia w powietrzu z pomocą Reishi. Nie wiem, na jakiej zasadzie działa Twój "słuch"...ale wydaje mi się, że coś na podobnej zasadzie mogło zostać wprowadzone w Społeczeństwie, by zablokować pewne środki komunikacji i poszukiwania. -Zdecydowanie, ograniczyłoby to możliwości mordercy, być może uniemożliwiłoby mu nawet znalezienia ofiary... -Powinnaś sprawdzić, czy poza miastem możesz funkcjonować normalnie. Z drugiej strony, Motyle pracują zwyczajnie, więc ich zmysły poszukiwania są sprawne...nie wiem, czy to modyfikacja pola generowanego przez Kamienie, czy coś innego, ale wydaje mi się, że Społeczeństwo mogłoby celowo to wprowadzić, jednocześnie zachowując przewagę pod postacią takich kanałów porozumiewania się jak motyle. Hmm...Najbardziej mnie martwi jej palce zacisnęły się mocniej na uchwycie kubka -Wtykanie się wszędzie oddziału 12ego. Może ta Twoja Cisza to też jego sprawka. Tak, to byłoby zupełnie w stylu tego łotra! Z pewnością w jej lokum jest coś godnego uwagi. Nori spojrzała z ukosa na Sakano. -Ale zanim uda nam się tam wślizgnąć, to wybiorą wszystko, co ciekawe. Jakiś pomysł?
- Ja przede wszystkim czekam na wiadomość od Kapitana kiedy będę mogła przejrzeć raport Mayuriego. Nori zaśmiałą się ponuro, burkając coś w stylu "Nigdy, zapewne."-A ty nie masz przypadkiem niczego mi do powiedzenia? Nic nie wiesz? W to nie uwierzę nigdy...- powiedziała Sakano i napiła się kawy, krzywiąc się przy tym z gorzkiego smaku.
-Niewierna Sakano, póki nie zobaczy, póty nie uwierzy... Nori westchnęła, bijąc się z myślami, uśmiechając się niepewnie. Równie dobrze mogła w tej chwili stracić informatora, jeśli nie powie o co chodzi, jednocześnie zaś mogła powiedzieć za dużo! -Miałam wziąć udział w śledztwie dotyczącym tajemniczych zdarzeń, które nawiedziły społeczeństwo. Niewiele wiem. Może nasza Rini jest ich częścią, może nie...ale Ci przeklęci, diabelscy dwunastnicy odtrącili mnie, nim położyłam na czymkolwiek ręce! Aktualną aurę Nori dobrze oddawało stwierdzenie "przetrącę ich karki!". -A wyglądało to na tyle poważnie, że takie środki-jak ta Cisza-mogły zostać uznane za wymagane i... Przerwała, marszcząc czoło i chłodniejąc. -Nie do końca mi wierzysz, prawda? Sakano.
- Nie chodzi o to, czy ci wierzę czy nie... Raczej o to, że nie mówisz mi wszystkiego...- powiedziała Ayame poważnym tonem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Pią 18:06, 30 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemo
Anna Maria Wesołowska
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: SSVD
|
Wysłany: Pią 18:07, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]&[link widoczny dla zalogowanych]
Przez jakiś czas panowała niezręczna cisza. Słychać było jedynie ustawiczne dudnienie deszczu na zewnątrz. Nie mówiąc już nic o ciemności jaka panowała w pokoju z powodu słabego oświetlenia. Ayame siedziała spokojnie jednak w jej wnętrzu panował taki sam zamęt i wzburzenie jak na dworze. Zniknięcie Yoko bolało ją tym bardziej że sama go wcześniej nie zauważyła. Najbardziej jednak odczuwała rozpacz i determinacja- znaleźć ją za wszelką cenę! Ją i Sato gdziekolwiek są... Największe kontrowersje wywołało u niej milczenie Nori. Wiedziała, że skrzętnie omija informacje- być może dla Yoko i całej sprawy kluczowe. Sakano nadpiła kolejny łyk gorzkiej kawy.
- Ishi... Proszę- wiesz przecież, że to ważne. Dlaczego milczysz?
Nori pokręciła głową, po czym wlała do gardła znaczną jej ilość. Czy po to, by zyskać trochę na czasie, czy może dlatego, że kawa podobno zwiększa umiejętności intelektualne-sama chyba nie wiedziała. W końcu jednak nie było ucieczki od odpowiedzi.
-Widzisz, w każdej chwili oczekuje informacji na temat odwołania moich upoważnień odnośnie tej sprawy... Ściągnęła okulary i zaczęła przecierać lewe szkiełko kawałkiem materiału, uśmiechając się przy tym i ogniskując swój wzrok na patrzałkach tak, jakby nic poza nimi na świecie się nie liczyło. ...podobnie jak i Twoich. Ogólnie, rzecz ujmując, od kilku dni Shinigami znikają, od tak, bez niczego, bez żadnego powodu. Zupełnie jak Rini, prawda? Zastanawiające, gdzie trafiają...cóż, otóż Okulary trafiły ponownie na nos, prezentując wręcz oślepiającą czystość -do kostnicy. Bardziej lub mniej cali. Chętnie pokazałabym Ci co i jak, ale nie mam tam prawa wstępu, gdyż jest to teren zamknięty, wstęp tylko dla upoważnionych, czyli panów i pań z dwunastki.
W jednej chwili Ayame poczuła jakby wszystko wokół niej zamarło. Odstawiła kubek na niski stolik. Jak to - to nie jest pierwszy przypadek? Co to znaczy- zaginieni trafiają do kostnicy? Czy z Yoko stanie się to samo? I co ma z tym wspólnego zniknięcie Sato? Go też spotka taki sam los? Dziewczyna złapała się za głowę. Nie to niemożliwe... Nie można tak myśleć! Są cali i zdrowi! Na pewno... Ishi się myli... Na pewno... Prawda? A może kłamie? Kto wie... Ale ten poważny ton? Jak ona może mówić o tym z takim spokojem...? Zupełnie tak jakby jej nie znała... Ale przecież znały się... Rini opowiadała jej jak się spotkały.... Co się dzieje? Faust, martwi shinigami, Rini, Sato... Czy to wszystko ma ze sobą jakiś związek? Na pewno uda się ją uratować zanim będzie za późno... Trzeba tylko dorwać się do papierów... Trzeba znaleźć więcej informacji! Podniosła głowę aby spojrzeć na Ishi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć Nori dodała:
-Dzisiaj znaleziono ciało młodej dziewczyny. Kolejne. Być może będziesz w stanie ją rozpoznać... Nori sięgnęła do swojego dzienniczka i wyrwała strony z rysunkami przedstawiającymi zamordowaną, po czym włożyła je do koperty. -Gdy się uspokoisz, obejrzyj...jestem całkiem dumna z moich rysunków. Nawet tych...makabrycznych. Włożyła swój "podarunek" w dłoń Ayame, po czym westchnęła ciężko, z nieukrywanym żalem. -Nie mam pojęcia co do tożsamości ofiar. Może część z nich znasz, może obie je znamy, może nie. U większości z nich spojrzenie na zwłoki nie dawało dobrego rezultatu, a raportów nie zdążyłam przeczytać, bo mnie wyprosiła ta jędza...więc jedyne wyjście by się upewnić, kto umarł, to sprawdzenie sali zmarłych. Co nie zmienia faktu, że żadna z nas nie może tam iść...prawda? Pytanie zawisło. W głosie Nori była pewna przekora, sugestia, determinacja, podobnież jak w jej zagadkowych, czarnych oczach. Jej towarzyszka natomiast wydawała się niesłuchać jej ostatnich zdań. Patrzyła jedynie na kopertę od Nori trzymaną trzęsącymi się dłońmi. Co raz bardziej czuła się przerażona i bezsilna. Nie chciała narazie patrzeć na rysunki. Nie chciała nawet wiedzieć kto to. Jakby ją znała mogłoby się okazać, że straciła koleją dobrą znajomą, kolejnego dobrego shinigami... Dla uspokojenia wzięła kilka głębokich wdechów. Kiedy kolory wróciły do jej bladej jak karta papieru twarzy odważyłą się po raz pierwszy od dłuszego czasu powiedzeć cokolwiek. Jej głos był jednak zachrypnięty i jakby odległy.
- Czy zaginieni byli ze sobą w jakiś sposób powiązani?
- Nie mam pojęcia.
4 oficer głęboko westchnęła.
- A masz w ogóle jakiekolwiek inne informacje na temat ofiar? Gdzie znaleziono ciała? Do jakich dywizji należeli? Czym się zajmowali? Matko nie wiem... Cokolwiek?-nadaremnie próbowała przytłumić swoje emocje. Ponownie wzięła głęboki wdech i jeszcze raz spróbowała się uspokoić.- I na co dokładniej jeszcze czekasz? Wspominałaś coś na temat oddalenia od śledztwa...
Najmłodsza z obecnych zamknęła oczy, a następnie schowała twarz w dłoni. Najwyraźniej zbierała myśli, a sam poruszony temat nie był...najmniej bolesnym z możliwych.
-...wszystkie informacje, o jakie pytasz, są w kostnicy, w raportach. Raportach, które miałam przejrzeć, ale nie przejrzałam, bowiem wycelowała w koleżankę palcem z pewną agresją -bowiem przedstawicielka oddziału dwunastego nakazała opuścić mi teren, twierdząc iż śledztwo przechodzi w ich ręce, a nakaz egzekwując faktem posiadania wyższej rangi...pamiętaj, że ja, w przeciwieństwie do Ciebie, mam dopiero trzynasty stopień.
- A jakiż to stopień miała ta z dwunastego?
- Wyższy niż mój, z pierwszej piątki, zapewne.
Ayame uśmiechnęła się zjadliwie, tak jak nigdy prawie- chyba, że ma na myśli jakąś podłą karę.
- A wyższy niż mój?
Nori uniosła brwi w zdziwieniu. Wyprostowała się, odjęła dłoń od twarzy i wpatrywała się w rozmówczynie. Spojrzała do dziennika, szukając czegoś. W końcu rzuciła zza niego.
-...nie jestem pewna.
- Hmm...- Sakano była coraz bardziej rozbawiona... Jeżeli owa dwunastka nie była wyższa rangą od niej... To problem załatwiony... Chyba, że za rozkazem tkwi Mayuri.- A mówiła coś o tym, że to rozkaz od kapitana? Kurotsuchiego znaczy się...
-Sakano. Mówić może każdy. Nieco karcący i pouczający ton wydobył sie zza okładki. -Nie miała żadnych dokumentów ani innego upoważnienia. Jedynym, co mnie wykurzyło, była wyższa ranga i groźba uznania tego za naruszenie ich prywatności.
Zamyśliła się... Jeżeli faktycznie nie miała żadnych dokumentów to polecenie mogło faktycznie wyjść od niej... Mayuri jednak nie jest głupcem... Nawet jeżeli nie rozkazał jej usunąć Nori z terenu kostnicy to na pewno poparłby swoją podopieczną- nie lubił jak mu się osoba z innej dywizji plącze po 12. W takim razie należałoby zdobyć poparcie kogoś wyższej rangi... To będzie bardzo trudne o ile w ogóle możliwe. Zmarszczyła czoło... Nawet jeżeli nie uda się dobrać do kostnicy to jeszcze nie koniec. W tak ważnej sprawie liczą się przedewszystkim dobre raporty.... A ostatnią rzecz o jaką można obwinić dywizję naukową to brak szczegółów czy nierzetelność. Czyli należy czekać aż w końcu przyleci do niej małe wkurzające czarne stworzenie z ciepłymi słowami od Kapitana. Jeszcze nie pamiętała czasu kiedy Ukitake odmówiłby jej czegokolwiek. Tylko gdzie jest ten motylek? A propos Kapitana to może Kyouraku?
- Nori... A twój kapitan nie udzielał ci żadnych informacji? Nic nie mówił?
- Kyouraku udzielił mi dostępu do archiwów, kostnicy i szeregu innych miejsc, które zapewne są dla mnie teraz zamknięte i otwarte tylko dla dywizji dwunastej...rozumiesz co to oznacza, prawda? Że Mayuri ma poparcie albo przeważającej ilości innych kapitanów, co brzmi niemożliwie, albo ufa mu Generał. A jeżeli odpowiedzią jest to ostatnie, to w świetle prawa...nie możemy nic zrobić. A luka pod postacią braku dokumentów to jedyna legalna metoda, by chociaż zerknąć na te raporty. Bez niej pozostają te...legalne mniej. A te legalne mniej mogą potencjalnie trafić nie tylko w oficera, ale też jego kapitana, prawda?
- Zgadza się... Ale powiedz... Czy Kapitan pozwoliłby ci na śledztwo na własną rękę gdyby nie ufał twoim możliwościom... A jak tak, to wie, że abyś mogła dojść do czegokolwiek niezbędne będą ci informacje... Które dostanie on, jako kapitan, w raporcie...- Sakano zaświeciły się oczy.- Czy możemy się umówić, że jak tylko którakolwiek z nas będzie coś wiedziała to powie natychmiast drugiej? W ten sposób, współpracując ze sobą do czegokolwiek możemy dojść szybciej. To z kolei zwiększa szansę na to, że Yoko przeżyje.-
-...Sakano. Kapitan wyraźnie stwierdził, "proszę, nie wpadaj w jakieś tarapaty". I był bardzo negatywnie nastawiony do wizji mojej współpracy z dywizją dwunastą...a jedynym sposobem byśmy brały udział dalej w śledztwie bez "wpadania w jakieś tarapaty" jest dołączenie do grupy dochodzeniowej pod wodzą Kurotsuichiego. To wymagałoby bardzo dużej...perswazji. Albo wsparcia kogoś, kogo zdanie nasz alkoholik ceni. Nie sądzisz?
- Chyba wiem co masz na myśli. Porozmawiam z Kapitanem.- w jej niebieskich oczach zajaśniała nowa nadzieja. Nie wszystko stracone! Kapitanie wszystko w Pana rękach. W tym momencie do pomieszczenia niewiadomo skąd wleciało małe czarne stworzenie. Pokręciło się dookoła pokoju i usiadło na palcu Ishi. Sakano była nieco niepocieszona spodziewając się wiadomości od Ukitake. Nori odłożyła zeszyt, po czym uśmiechnęła się enigmatycznie do Ayame.
-Wezwanie z dna butelki. Musimy się pożegnać, na jakiś czas...
Ta kiwnęła głową. Dziewczęta przebrały się w odpowiednie już stroje shinigami i wzięły parasolki a w przypadku Ayame również i płaszcz. Deszcz najwyraźniej nie miał zamiaru przestawać padać. Zanim wyszły jednak Ishi pozwoliła sobię na małą zmianę [link widoczny dla zalogowanych]. Młode Shinigami pożegnały się i każda ruszyła w swoją stronę.
A przynajmniej tak było zaplanowane. Ale plany rzadko wykonane zostają idealnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nemo dnia Sob 16:38, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Henshu
Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 19:21, 31 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Wiedział, że tam będą, wyśledzenie ich nie było zbyt wielkim problemem. Chociaż nigdy wcześniej tego nie robił, nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Nigdy wcześniej nie widział jednak tak dziwnego budynku... w każdym razie nie przypuszczał, że w takiej malutkiej twierdzy może mieszkać jedna Shinigami. Chociaż, jeżeli plotki były prawdziwe, miała, jak to mówili "trochę nierówno pod sufitem". Cóż, najlepiej jednak samemu wystawić osąd, prawda? Ponadto, niezależnie jak by o Ishi Nori nie mówili, mimo wszystko była oficerem. A to o czymś świadczy. Co prawda dopiero trzynastym, ale ranga to ranga. Uśmiechnął się nieśmiało, poprawiając przemoknięty strój, spoglądając na dwie stojące naprzeciwko niego dziewczyny. Znał również tą drugą, to właśnie o niej rozmawiał dzisiaj z kapitanem Ukitake. "Ayame", oficer z jego własnego oddziału, "dobra dusza, pomocna ręka i złota kobieta", jak w superlatywach określał ją białowłosy kapitan. Poznał ją przelotnie dwa dni temu, kiedy wstąpił do oddziału i naprawdę - zdawała się być właśnie taka. Do tego była śliczna. Może nie w jego typie... zabawne. Czy istota, która wciąż i wciąż siedziała w zamknięciu, spoglądając z góry na wszystkich Shinigami, na tętniące, niedotyczące go życie, może mieć swój typ urody? Ponadto... nagle zdał sobie sprawę z tego gdzie i przed kim stoi, wyrwany z dziwnego transu.
-Oficerze Ishi Nori, oficerze Ayame Sakano!
Soyer zgiął się w pół, lekko zakłopotany. Dopiero po kilku chwilach ponownie się podniósł, patrząc dwóm Shinigami przed sobą w oczy.
-Przysyłam informację dla oficera Ayame Sakano, lecz oficer Ishi Nori również może w tym uczestniczyć, jako jeden z dochodzących w "sprawie" - tak powiedział kapitan Ukitake.
Nie bez powodu zaakcentował tamto słowo. Chociaż został wyznaczony na posłańca, o całej sytuacji wiedział naprawdę mało. Choć z drugiej strony... być może więcej niż inni. Spojrzał wyczekująco na dwójkę kobiet... a raczej kobietę i dziewczynę przed sobą.
Ayame serce przyspieszyło bicie. Do końca nie była pewna czy to dlatego, że nowy szeregowiec powiedział, że ma jakieś informacje czy dlatego, że padło nazwisko białowłosego Kapitana. Zachowała jednak godną dla swojego stanowiska postawę. Nie mogła natomiast powstrzymać się od uśmiechu.
- Aaa! Pamiętam Cię! Jesteś tym nowym rekrutem, którego Kapitan wprowadził całkiem niedawno... Blowloom Soyer... Dobrze pamiętam? Przepraszam, ale chyba nie pamiętam twojej rangi...- ciepły ton jej głosu kontrastował z zimnem panującym na dworze. - Chodź może pod dach bo przemokniesz jeszcze bardziej. Źle by było gdybyś przeziębił się na sam początek.- to powiedziawszy zdjęła z siebie płaszcz. Parasolka w końcu jej wystarczy...
Dziecko z parasolką w milczeniu oglądała posłańca swoimi czarnymi oczyma. Jeśli jej koleżanka promieniowała ciepłem i opiekuńczością wycelowanymi w szeregowca, Nori stanowiła do niej całkowity kontrast. Chłodne milczenie, nieufne spojrzenie, mimika przypominająca maskę wyrzeźbioną w lodzie. Bardzo blady i wychudzony młodzieniec był pierwszą osobą, która wywołałaby u niej podejrzenia. Ale to głównie dlatego, że ona podejrzewała wszystko i wszystkich, często z bzdurnych powodów. Gdy więc doszła do wniosku, że raczej nie jest to żaden Pusty w przebraniu, czy odpowiednik znanego z opowieści ze świata ludzi wampira, postanowiła dać mu szansę.
-Jeśli znajdziesz jakiś dach po drodze, śpieszy mi się. A chciałabym posłuchać.
Młoda wystąpiła kilka kroków do przodu i zatrzymała się, spoglądając przez ramię, czy pozostali raczyli rozpocząć te jakże...skomplikowane manewry przemieszczania się.
Zmieszany młodzieniec podrapał się po karku, spoglądając to na oficera swojej dywizji, to na oficera z dywizji ósmej.
-Nie mam nic przeciwko deszczowi, naprawdę. - powiedział cicho, mając pełną świadomość, jak głupio musi to brzmieć dla większości Shinigami. Kapitan Ukitake jednak go rozumiał... A to przecież już nie akademia. Miał taką nadzieję... po raz kolejny spotkać tamtych ludzi... nie, nie chciałby tego. Grube i ciężkie krople ściekały z kościstego podbródka, lekko podniesionego nosa i wystających kości policzkowych. Soyer spojrzał w stronę Ayame, po czym powiedział, najwyraźniej jak się dało:
-Kapitan Ukitake w pełni rozumie i ubolewa, jak ciężka do zniesienia może być niewiedza na temat członków własnej dywizji, lecz mimo wszystko, z wielką prośbą zwraca się od oficera Ayame Sakano o zaniechanie jakiegokolwiek śledztwa na własna rękę. Kapitanowi chodzi o Shinigami "Rini Yoko" oraz powiązanych z nią i jej absencją innych jednostek.
Soyer spojrzał na swoją przełożoną, naprawdę ciekawy całej tej sytuacji. Reakcje istot... naprawdę wiele dało się z nich dowiedzieć. Chociaż z drugiej strony... to nie była przecież jego sprawa. Ale i tak.. i tak zrobił już zbyt wiele, żeby go to nie dotyczyło. Ciekawość...
Sakano uważnie słuchała słów Soyera nakładając mu swój płaszcz na ramiona. Uśmiech nie schodził z jej twarzy chociaż w oczach pojawił się ból. Dlaczego tak nagle Kapitan odwołuje rozkaz poszukiwania Rini? Przecież wie jak bardzo blisko z nią była. Wszystko się wyjaśni jak z nim porozmawia.
- Rozumiem... W takim razie będę zmuszona wrócić do dywizji... Czy powiedział coś jeszcze?- podniosła głowę aby spojrzeć zdecydowanie wyższemu od niej mężczyźnie w oczy. Jej ubranie zdążyło już przemoknąć.
Odwrócona plecami do trzynastkowiczów dziewczynka westchnęła, wpatrując się w kolejne krople deszczu, które przeszywały powietrze tuż przed jej nosem, tak jak gdyby chciały ją pochwycić, przytłoczyć, powstrzymane jedynie przez zbawienną ochronę parasola. Coś jednak zastanawiało ją w całym tym przedstawieniu.
-Raczej. Gdyby nie było czegoś więcej, nie byłoby sensu zaznaczanie że mogę tego wysłuchać, tak samo jak zwracanie się do mnie per "jeden z dochodzących". Właściwie, to była przekonana, że czasy w jakich była oficjalnie dochodzącym w tym śledztwie są przeszłością. -Czy Ukitake wysunął jakąś alternatywę do działań na własną rękę?
Soyer uśmiechnął się nieśmiale do Ayame, kiedy ta go opatulała swoim płaszczem. Czuł się jak małe dziecko, nawet pomimo faktu, że był o niej o wiele wyższy. Chociaż z drugiej strony... to było takie... "rozbrajające"? Troska? Być może. W swoim rodowym domu również czuł wiele troski o siebie, być może zbyt wiele. Była ona jednak zupełnie inna... jak opiekowanie się złotym jajkiem, które wkrótce miało pęknąć i wysypać stos błyszczących monet. Tutaj... tutaj jak na razie nikt nie wspomniał o jego szlacheckim pochodzeniu. Czy wiedzieli? Cóż, Blowloom był jednym z niższych Domów, lecz mimo wszystko...
Jeszcze raz kiwnął w podzięce Ayame, zupełnie poddając się jej operacji nakładania płaszcza. To było naprawdę miłe. Podobało mu się to, to przyjemne uczucie gęsiej skórki na karku... Z rozmyśleń i lekko głupawego uśmiechu wyrwał go głos samej Sakano.
-Pani oficer! Bardzo mi przykro, ale kapitan powiedział mi tylko tyle, nic więcej... w tym momencie spojrzał również na drugą oficer.
-Naprawdę, tylko tyle wiem. - Soyer był lekko zmieszany. Czyżby używał złego słownictwa w stosunku do trzynastego porucznika ósmego oddziału?
Sakano wyczuła zażenowanie młodego shinigami i zachichotała lekko. Kapitan mówił jej, że Blowloom jest bardzo nieśmiały ale dopiero teraz zauważyła jak bardzo.
- Rozumiem...- a po chwili dodała cicho tak aby tylko on mógł ją usłyszeć- A Nori się nie przejmuj... Ona tak zawsze na początku znajomości... Ale to bardzo rzetelna i w głębi serca dobra shinigami... Uszy do góry- Mrugnęła porozumiewawczo i odwróciła się do pleców Ishi.
- Co zamierzasz teraz zrobić
-Stawić się na wezwanie. Nie ma chyba powodów by zmieniać ten zamiar? Właściwie, to miała nadzieje być już w drodze od kilku chwil, ale fakt że jak zwykle nikt jej nie słuchał zniweczył jej plany, eh...
- Rozumiem... Jak będziesz coś wiedziała to daj mi znać. Ja postaram się porozmawiać jeszcze z Kapitanem...- odwróciła się z powrotem do Soyera.- No to co? Wracamy do dywizji?
Soyer pokiwał znacząco głową, lekko się uśmiechając.
-Z przyjemnością, pani oficer! - młody Shinigami poprawił na sobie płaszcz otrzymany od Ayame, po czym spojrzał na Ishi Nori, najwyraźniej oczekując czegoś w stylu "no już, spadajcie stąd!".
-Oczekuj posłańca. Jeśli go nie otrzymasz, prawdopodobnie znajdziesz mnie w okolicach oddziału dwunastego, robiącą to co zwykle, gdy nie mam kreatywnych pomysłów
Oczekiwania Soyera były najwyraźniej zbyt wielkie, bo najniższa z Bogów nie raczyła nawet tyle im powiedzieć, traktując rozmowę najwyraźniej za zakończoną, a przynajmniej na tyle wskazywała jej oddalająca się sylwetka. Chociaż...można było zaryzykować, że przesłanie przypuszczane przez Soyera niejako było emitowane przez sposób, w jaki się poruszała.
Ayame ponownie uśmiechnęła się serdecznie do shinigami przed nią, wzięła go za ramię i skierowała w stronę ich macierzystej dywizji po czym puściła.
Przez chwilę panowała cisza, którą ze względu na nieśmiałość jej towarzysza odważyła się złamać 4 oficer.
- No to jeszcze nie odpowiedziałeś mi jakie stanowisko zajmujesz...
-"Stanowisko?" - Soyer spojrzał na idącą obok niego oficer, lekko zmieszany.
-Cóż, zdaje się, że nie zajmuję żadnego stanowiska... chyba... tak sądzę. Jestem zwyczajnym członkiem trzynastej dywizji. Stawia mnie to zapewne w pozycji... szeregowego, tak?
Właściwie, kiedy nad tym się zastanowić, Soyer nie dostał od kapitana żadnej informacji o swojej randze czy pozycji. Po prostu... dołączył do dywizji.
- Rozumiem. W każdym razie jak ci się u nas podoba? Mam nadzieję, że starsi stażem nie sprawiają ci jakiś nieprzyjemności?- wydawało jej się, że rozmowa z "nowym" orzeźwiła ją bardzo po ciężkiej i szokującej pogadance z Nori.
Soyer pokiwał znacząco głową na pytanie o trzynastą dywizję.
-Bardzo mi się podoba. Wasz... nasza dywizja jest naprawdę wspaniała. W dodatku tamto miejsce... jest piękne. Czuć wspaniałą atmosferę. Bardzo mi się to podoba. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę uczestniczyć w treningach, kiedy dostanę swój skrawek świata ludzi do patrolowania. Starsi stażem... - młody, dosyć wysoki chłopak uśmiechnął się do siebie, mówiąc nieco ciszej, jak gdyby przed obawą odkrywania swoich emocji.
-Kapitan Ukitake jest najmilszą osobą, jaką poznałem... Wydaje się być świetnym przywódcą. Ze względu na kapitana wybrałem trzynastą dywizję...
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i lekko zachichotała na entuzjazm podopiecznego.
- Yhm. Doskonale rozumiem co czujesz! Też tak myślałam jak zaczynałam służbę. Rozumiem, że nie miałeś jeszcze okazji poznać wielu osób... Jakby co to możesz do mnie przyjść. Zawsze służę radą ewentualnie wysłucham co masz do powiedzenia.- zamilkła na chwilę i przymrużyła oczy- A co do Kapitana... Nie mógłbyś go ocenić trafniej... Dobra, szlachetna osoba troszcząca się w miarę swoich sił o dywizję... Nie ma lepszej osoby na to stanowisko niż on...-- lekko poczerwieniała- Szkoda tylko, że tak często choruje...
-Tak... to dziwne, widzieć tak wielką postać, podłamaną przez coś tak banalnego jak choroba. Zabójca Pustych, jeden z najsilniejszych Shinigami w Społeczności Dusz, członek oryginalnego Gotei 13... nie potrafi przezwyciężyć czegoś tak błahego, tak naturalnego jak choroba...
Soyer momentalnie umilkł, niepewny, czy nie uraził w jakiś sposób uczuć Ayame. Zamiast tego zobaczył jednak jej lekko poczerwienioną twarz.
-Pani oficer! Niech pani wybaczy, ale... pani policzki... poczerwieniały.
Ayame lekko spanikowana zaczęła wymachiwać rękami w powietrzu na znak negacji i poczerwieniała jeszcze bardziej.
- Nie, nie... To nic takiego zapewniam, że wszystko ze mną w porządku!- przełknęła ślinę. Do licha... Od kiedy robi się tak emocjonalna... Wszystko przez tego urwisa Rini...Rini...- Tak czy inaczej... Nawet jeżeli Kapitan jest chory to my jako jego dywizja mamy go wspierać z całych sił w walce z chorobą i nie tylko... To nasz obowiązek jako shinigami...
Soyer nie wiedział, co miał myśleć o zachowaniu swojej oficer. Naprawdę nie wiedział. Czyżby...
-Oczywiście, pani oficer!
Blowloom spojrzał przed siebie, na zabłoconą ścieżkę. Starł z czoła kolejne gęste krople, kątem oka spoglądając, czy jego oficer na pewno jest sucha. Myślami był jednak zupełnie gdzie indziej. "Wspierać kapitana" - oczywiście, to takie naturalne, obowiązkowe, to przecież powinność. Ale w jaki sposób pomagać komuś, komu nie da się pomóc, pomimo szczerych chęci? Gdyby mógł... z chęcią znalazłby lekarstwo na chorobę kapitana Ukitake. Lecz skoro genialnemu Mayuriemu się to nie udało... chyba nikt w takim razie nie jest w stanie tego dokonać.
-Pani oficer... a pani... Długo należy do trzynastej dywizji? - postanowił zmienić temat młodzieniec.
- Jakiś już czas... Szczerze powiedziawszy nie pamiętam już jak dawno do niej należę... Czemu pytasz?- porucznik przechyliła głowę lekko w bok na znak zaciekawienia.
-Tak... po prostu. Byłem ciekaw... dlaczego, chociaż kapitan mówił o pani oficer tyle miłych rzeczy, miejsce porucznika nadal jest puste, chociaż nasza dywizja posiada tylu wspaniałych Shinigami.
Ayame znów poczerwieniała.
- Kapitan... Mówi o mnie...?- zawiesiła głos z zakłopotania.
Soyer spojrzał na Ayame, tym razem z lekkim uśmiechem.
-Tak, mówił o pani. Mówił wiele miłych rzeczy, może być pani tego pewna! Pani porucznik... - Soyer szerzej otwarł swoje czarne jak noc oczy. -Znowu pani poczerwieniała!
A niech to... Jeszcze tylko brakowało jej drugiej osoby, która to zauważy... Sakano Ayame! Weź się natychmiast w garść!
- T-t-tto bardzo m-m-miłe ze strony Kapitana... Swoją drogą... Lubisz herbatę?- próbowała ominąć odpowiedź na zawołanie "Znowu pani poczerwieniała!" i zmienić go na bardziej neutralny grunt. Zaczynała czuć się jak gimnazjalistka przy swoim podopiecznym...
-Ja... ogólnie nie przepadam za jedzeniem ani piciem. - Soyer z lekkim zażenowaniem zaśmiał się, jak gdyby nagle czując całą chudość swojego ciała.
-Ponadto... -Soyer przypomniał sobie naukę szlacheckich manier, zachowania przy stole i tym podobnych, w jego mniemaniu zupełnie niepotrzebnych rzeczy.
[/i]-...czasem mam wrażenie, że w dzieciństwie wypiłem tego aż za dużo. [/i] Blowloom przerwał na chwilę po raz kolejny, po czym podniósł głowę, patrząc w oczy Ayame. -Pani oficer... kim jest "Sato"? [
Ayame momentalnie pobladła... Świadomość sytuacji zawitała do niej ponownie. Przełknęła głośno ślinę.
-[i] Sato to jeden z członków naszej dywizji... Bardzo dobry szeregowiec, świetny wojownik.... Niestety on, podobnie jak dziewczyna, 5 oficer z resztą, zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.... To ich właśnie miałam szukać...- Ściszyła głos do szeptu- Rini Yoko... Była dla mnie czymś w rodzaju młodszej siostry... Boję się co się jej mogło stać...- stanęła i podniosła głowę do góry.- Znałeś Sato?
Serce zabiło w piersi Soyera, niemal zginając go w pół. Poczuł, tak jak tamtego dnia, że niemal wychodzi mu przez gardło. Młody chłopak spojrzał w ziemię, zatrzymując się. Deszcz jak gdyby w odpowiedzi ponownie zaczął padać tak samo mocno jak podczas poranka, niemal przygniatając go do ziemi. Krople ściekały z niego całego, z jego twarzy, z jego ubrania.
-Pani oficer... ja tam byłem. - powiedział spokojnie, niemal szeptem, jak gdyby do siebie, wciąż wpatrując się w załamane odbicie swojej twarzy w jednej z kałuż.
Wzrok Sakano momentalnie spoczął na Soyerze. Podbiegła do niego, złapała za rękaw. Ręce jej drżały...
- Byłeś? Gdzie? Soyer... proszę powiedz mi...- jeżeli on coś wie... Rini- błagam bądź cała!- pomyślała 4 oficer.
Młody chłopak powoli podniósł głowę, spoglądając w twarz swojej oficer. Jego czarne jak węgiel oczy błyszczały, osadzone w naprawdę głębokich oczodołach.
-Byłem w domu Rini Yoko. -powiedział szeptem, wciąż wpatrując się w Ayame. Deszcz nasilił się jeszcze bardziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kejmur
Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Koszalin
|
Wysłany: Nie 1:19, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
-Chciałbym wiedzieć wszystko o Yamadzie. - Rini Yoko usłyszała męski głos z charakterystyczną chrypką. Chwilę potem jej oczy zapiekły dręczącym bólem, kiedy momentalnie, w ciemności popadły w jasność nie do zniesienia. Młoda Shinigami nie widziała nic poza białym światłem, miejscami mieniącym się różnymi, żółto-czerownymi refleksami. Po wzroku przyszedł czas na czucie. Wiedziała, że coś jest nie tak, nie wiedziała jeszcze tylko co. Dopiero po chwili zrozumiała, że nie potrafiła poruszać żadną kończyną. Ręce miała zaplecione za plecy, bez jakiejkolwiek możliwości chociażby delikatnego szturchnięcia. Tak samo było nawet z jej palcami - chociaż czuła, że nic ją nie oplata, nie była w stanie poruszyć czymkolwiek. To jednak nie wszystko. Dopiero teraz poczuła, dlaczego czuła się tak dziwnie, nienaturalnie. Rini Yoko wisiała do góry nogami, przywiązana do czegoś za stopy, lekko kołysząc się w tą i w tamtą.
I szczerze mówiąc była zszokowana. Gdy otworzyła po raz pierwszy oczy, wszystkie jej poprzednie wspomnienia z ostatniego incydentu powróciły jak za pomocą czarodziejskie różdżki. Chciała ryknąć, zawyć z rozpaczy, był to widok, którego prawdopodobnie nie zapomni. Jej przyjaciele... i osoba, którą ukrycie kochała zginęły na jej oczach. Gdyby mogła, to by się zapadła pod ziemię. Gdyby nie dała się tak zaskoczyć i nie czuła się tak bezradna, to by nie miała do siebie takich wyrzutów sumienia. Coś jednak w niej pękło i bała się, że już nigdy się nie uśmiechnie tak jak kiedyś. Miała ochotę krzyknąć, jednak po chwili powróciła częściowo do zmysłów, słysząc jak się jej wydawało w oddali pytanie. Yamada... a po co mu była mu o nim informacja ? Tym bardziej, że już... nie żył. I ta myśl ją przerażała, ale musiała coś z tym zrobić. Chociaż była załamana, nie mogła się poddać. Nie teraz.
- Yamada... kuuun ? Nie wiem o nim zbyt wiele... prywatnie. - Dodała od siebie słabym głosem, starając się dopatrzeć kim był jej rozmówca. Ale musiała o to spytać, bo wiedziała, że nie dałaby sobie spokoju, gdyby chociaż się tego nie dowiedziała. - I on... nie żyje. Za późno... I kim Ty jesteś ? Dodała na koniec i zamikła, starając się zachować spokój, jednak czuła na sobie kropelki potu. Nie... to naprawdę jej się nie podobało. Ani trochę.
-Tak, moja droga. On nie żyje. Tak samo jak Sato, ale zdaje mi się, że to ty powinnaś o tym wiedzieć. Kiedy cię z tamtąd wyniosłem, byłaś jedyną skrajnie żywą osobą w tamtym gronie. Yamada popełnił samobójstwo, prawda? - męski, spokojny głos dalej zadawał pytania. Był bardzo opanowany, żeby nie powiedzieć - miły, pomimo całej tej chorej sytuacji. Do uszu Rini doszło również kapanie pojedynczych kropel, gdzieś w oddali, powodujące delikatne echo. Męski głos przed nią odchrząknął, czekając na odpowiedź.
I ją otrzymał, chociaż wyraźnie było słychać, że głos dziewczyny drżał na samo wspomnienie tego co się wydarzyło. Zastanowiła się, co mogła powiedzieć w tej sytuacji. Chociaż czuła, że jest zrozpaczona, ale także zła na kogokolwiek kto to zrobił, postanowiła spróbować i opisać jej rozmówcy to, co uważała. Może to mogło jakoś ją naprowadzić na trop, gdy już będzie mogła się za to wszystko zabrać osobiście.
- Chwiiilkę... wyniosłeś ? Po co ? - Zadała to pytanie, jednak po chwili się ugryzła w język. Nie, spokojnie, mogło to rozłościć osobnika, musiała być spokojna... chociaż musiała przyznać, że przychodziło jej to z maksymalnym trudem. - Jedyyne co pamiętam to, że wyglądali jakby byli w amoku... jakby coś ich kooontrolowało. I niestety, Yamada się zaabił. Mój Boże... do czego to doszło. Zacisnęła zęby, a mówienie o tym szło coraz trudniej. Ale jakoś się trzymała, musiała. Nie miała innego wyboru. - Yamada-kun był jeeednym z poruczników naszego oddziału. Sympatyczny, dosyć obowiązkowy, ale to wszystko co wiem. Przysięgam. Zamilkła, gdyż już miała dość mówienia o osobach, które były jej bliskie. One naprawdę nie żyły i ta myśl coraz bardziej wwiercała w jej umysł. To był koszmar, z którego już chciałaby się przebudzić. Tylko jak na jej gust był zbyt realistyczny.
Zamiast głosu usłyszała teraz skrzypienie jakiegoś drewnianego mebla. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywał co jakiś czas dźwięk kropli uderzającej o twardą ziemię.
-Charakter. Jaki Yamada był z charakteru. Czy było coś, co wyróżniało go z grupy? Coś, dzięki czemu wydawąło ci się, że jest... ponadprzeciętny?
Te pytania ją zaskakiwały. Po co mu była taka informacja ? Czemu mu zależy na wiadomości o kimś, kto nie żyje ? I kim był osobnik, który ją przepytywał. I ostatnie pytanie, które niestety ją przerażało - kim tak naprawdę był Yamada ? Te pytania brzmiały tak... jakby miał coś na sumieniu. I ta myśl tylko ją dobijała, ale starała się nie odejść od zmysłów. Jednak postanowiła to rozegrać w sposób grzeczny, mówiąc to, co wie. Było to najmniej ryzykowne.
- Kimkoolwiek pan jest... naprawdę nie znałam Yamady aż taak dobrze. Yamada był osobą, któraaa przede wszystkim była spokojna i obowiązkowa. Generalnie nie wszyscy go lubili, ale był spokoojny, unikał konfliktów. Według mnie niczyym się nie wyróżniał. Może jedyynie tym, że unikał niektórych treningów... to wszystko. Nie kojarzę niczego, co by go wyróżniało w wyjątkoowy sposób. To wszystko. Napraaawdę nic nie wiem. Ale nie wieeerzę, by coś zrobił coś złego. Maaam nadzieję... - Westchnęła, łzy popłynęły jej po policzkach, ale jakoś zgięła głowę i je wytarła o swoją szatę. Czemu to musiało spotkać ją... Czemu... Jednak potrząsnęła głową i jakoś się ogarnęła. To jej tylko pozostało. - I mogłaaabym prosić o większą swobodę ? To wszystko co wiem, przysięgam. Chciałabym jedynie mieeeć święty spokój...
Do jej uszu, w których wciąż z jakiegoś powodu dało się jeszcze szłyszeć delikatne piszczenie, doleciało wzdychanie mężczyzny naprzeciwko.
-Przykro mi, ale nie mogę dać ci większej swobody. Kwestie... nazwjmy to, bezpieczeństwa. Kim jestem? Cóż... mam wiele przezwisk. A imienia... prawdziwego imienia niemal zapomniałem. Ale to nie jest istotne, moja osoba nie jest istotna. Najważniejsza jesteś ty, słodka Shinigami, twoje słowa, które, chociaż dla ciebie wydają się być głupie, dla mnie są najcenniejszą rzeczą, która mi się przytrafiła. Ach... Yamada. Nie, on nie zrobił nic złego. Wręcz przeciwnie. Dzięki niemu jestem naprawdę szczęśliwy. - w męskim głosie Yoko mogła wyczuć nieskrywaną radość. Jej rozmówca stał się nieco bardziej rozluźniony, zaczął w końcu zdradzać emocje. Mimo wszystko oczy wciąż ją piekły, choć już nieco mniej, niż na samym początku.
Coś w jego radosnym głosie wzbudzało jej niepokój, duży niepokój. Szczęśliwy ? Z tego powodu, że się zabił ? Albo coś, o czym nie wiedziała... i wolała naprawdę nie wiedzieć coś. Jeśli to było coś złego, byłaby w jeszcze większej rozpaczy. Naprawdę nie chciała, by jej ponure myśli się sprawdziły. Już i tak miała wszystkiego dość, chociaż przynajmniej ją oczy mniej piekły. Na jej usta cisnęło się jedno pytanie, ale wolała go nie zadawać. Więc postanowiła do tego podejść w inny sposób. - Kkim dla Cieeebie był Yamada-kuuun ? I czeemu Ci potrzebne są informacje o kimś, kto... nie żyyyje. - Te ostatnie słowa były bardzo bolesne, ale musiała je wypowiedzieć. Starała się jakoś zdekoncentrować rozmówcę, coś zrobić. By jednak chociaż poczuć trochę swobody. Musiała coś z tym zrobić.
-Kim dla mnie był Yamada? Twój... znajomy był dla mnie milowym krokiem w pewnej sprawie, czymś naprawdę okrywczym, czymś wspaniałym... ale też wielką zagadką, którą myślałem, że pomozesz mi rozwiązać. Jeszcze jakieś pytania, młoda Shinigami? Bo jeżeli nie... ja mam ich do ciebie jeszcze kilka. W tle Rini usłyszała czyjeś ciche kroki. Chciała obrócić głowę, ale nie mogła. Właściwie to ostatnimi czasu miała dosyć rozmów, których nie rozumiała. Milowym krokiem ? Do czego ? Co czyjaś śmierć mogła przynieść dobrego ?! Poczuła jakąś dziwną złość, jednak w ostatniej chwili powstrzymała się od ukazania takiej emocji. Chociaż słysząc kroki, zastanawiało ją, kim mógł być nowy osobnik. Starała się dojrzeć jej rozmówcę dokładniej, ale jej próby spływały na panewce. Pokręciła jedynie głową, nie mając już żadnych pytań. Zresztą... i tak miała wrażenie, że nie powie tego, co by naprawdę chciała wiedzieć. I w jakiś dziwny sposób to było dla Yoko irytujące i niepokojące zarazem.
-W takim razie... zakończymy to. Wystarczy, że opowiesz mi dokładnie, co stało się wtedy w tamtej chatce. To było twoje mieszkanie, tak? Tylko proszę...niczego nie pomiń. Rini westchnęła, w sumie nie wiedząc już co robić. Chyba jej pozostało powiedzieć co się stało. Oraz gdy już otrzyma szansę dokładnie to zbadać. Nie mogła tego zostawić w ten sposób, po prostu nie mogła ! Chociaż te wspomnienia bardzo bolą, postanowiła pójść na współpracę. Powiedziała to, co widziała. - To byyyło... z rana. Nie pamiętam godziny. Saato i Yamada przyszli do mojego domku z jakąś sprawą. Gdy się u mnie rozgościli, poczuuułam, że... nie mogłam się ruszać. Unieruchomiono mnie. Sato i Yamadaa zaczęli mówić, jak mnie zabiją. Wyglądaaali, jakby byli zahipnotyzoowani albo pood wpływem czegoś dziwnego. Gdy Saato chciał mnie zgłaadzić, Yamada powiedział, że dla niego już jest za późnoo i go zabił. Tak po proostu. Potem chciał zabić mniee i zaczął mnie skrępooowaną bić. I potem paarenaście chwil później jaakby się zbuudził ze swojego stanu i zaczął mnie przepraszać i... popełnił samobójstwo. Umikła, a te obrazy zaczęły ją coraz intensywniej atakować. Nie... naprawdę ciężko było uwierzyć, że to wszystko było prawdą. Chciała ich jakoś pomścić, nie wierzyła, że mogli to zrobić dobrowolnie. A tym bardziej, że to wszystko było dziwne, nierealne. I miała zamiar dojść do prawdy, bez względu na koszty.
-Niesamowite! A jednak! Rini poczuła, jak jej rozmówca wstaje, był naprawdę blisko niej. Poczuła na twazy jego oddech - był dziwnie mentolowy. "Głos" zaczął gwizdać, przy czym, oddalając się od niej, nagle zatrzymał się w miejscu, dźwięk kroków ustał.
-Musiałbym cię teraz zabić - pierwszy raz podczas całego przesłuchania jego słowa były lodowato zimne. Uch och, brzmiało to groźnie. Miała jakieś dziwne Deja Vu, które naprawdę było nieprzyjemne. Co mogła teraz zrobić ? W sumie zastanawiała się co z tym fantem zrobić. I czemu kroki w oddali ustały ? Musiała się naprawdę zastanowić co tu zrobić. Ale nie wiedziała co. Tym bardziej, że powiedziała o jedno słowo za dużo. Ale gdzie ? Gdzie popełniła błąd ? Zachowała spokój, to jej jedynie zostało. Panika była w tej chwili najgorszym wrogiem. - A jednak ? Nie rozuuumiem... Nie wiedziała co już powiedzieć. Czuła się niekomfortowo i naprawdę miała już dość. Gdyby tylko mogła się jakoś uwolnić. Starała się skupić. Gdyby jej się udało... ją wezwać. Może jakoś by się uwolniła, to było jej nadzieją. Ten głos... ona go pamiętała z dzieciństwa i doskonale wie, że jest częścią jej duszy. Po prostu to wiedziała. Ale nigdy nie odpowiedziała, jakby się bała. Obawiała. Ale czy ona to potrafiła zrobić ? Jej reiatsu... nie było jej mocną stroną. W myślach jednak zaczęła nawoływać, chociaż czuła w tym coś bezcelowego. Ale musiała, by coś z tym wszystkim zrobić ! Z transu wyrwał ją głos, tuż przy samym uchu, tak samo lodowaty jak wcześniej.
-Musiałbym cię teraz zabić. Na całe szczęście technologie od czasów Ukitake przeżywają niesamowity rozkit. Posłuchaj mnie teraz uważnie dziewczyno, bowiem to, co teraz ci powiem, naprawdę będzie zależało od tego twoje życie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ayame
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Seireitei
|
Wysłany: Pon 3:05, 02 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Ayame trudno było złapać oddech. Biegła szybko. Nie czuła nawet swoich nóg, po prostu biegła. W głowie miała pustkę. Nie wiedziała nawet kiedy dotarła do kwatery swojego kapitana. Cała przemoczona, zdyszana i przerażona tym co niedawno usłyszała od młodego szeregowca. Otworzyła drzwi nie pukając nawet. Stanęła w przejściu i z wielkimi oczami patrzyła na swojego dowódcę. Nie spał. Wyglądał jak zdrów i zgodnie z jej prośbą wygrzewał się pod kocem. W chwili kiedy wparowała przeglądał jakieś dokumenty jednak momentalnie odwrócił wzrok w jej kierunku. Co ją chyba najbardziej zaskoczyło był fakt iż wydawał się być całkiem zadowolony i spokojny. Ponadto patrzył na nią tym wzrokiem, który dobrze znała. Czekał na nią. Po jakiejś dłuższej chwili przeznaczonej na złapanie oddechu dziewczyna wydukała z siebie ciche:
-Kapitanie...- a w jej oczach zaszkliły się łzy. Drżała cała. Zarówno z przemoczenia jak i nadmiaru emocji. Wyglądała jak wrak siebie.
-Ayame? ... co się stało? - Ukitake spojrzał w twarz swojej podopiecznej, wstając z miejsca. Sięgnął po kapitański płaszcz, wiszący na ścianie, spoglądając na nią zatroskanym wzrokiem.
Trudno jej było się opanować. Nie mogła powiedzieć praktycznie nic z trudem powstrzymując łzy. Stała w miejscu.
- R-rini... Kapitanie... O-o-o..ona...-ponownie zamilkła nie chcąc dokończyć zdania.
Dowódca trzynastej dywizji kazał jej usiąść, uspokoić się. Sam również usiadł, nie odrywając oczu od Ayame.
-Rini? Wiesz co stało się Rini? Ayame, powiedz, co wiesz. To bardzo ważne!
Sakano jednak nie ruszyła się z miejsca. Stała jak wryta wpatrzona w podłogę. Rini... Wzięła głęboki oddech. Uspokój się w tej chwili- pomyślała. Nic nie jest wiadome na pewno. Szeregowiec stwierdził tylko, że było tam dużo krwi. Nie było ciał. Spokojnie... Powiedz to Kapitanowi... Powoli...
Wzięła krok do przodu, zdjęła przemoczone sandały i zasunęła za sobą drzwi. Nadal jednak nie siadała. Dopiero teraz odczuła jak jest jej zimno i zaczęła drżeć jeszcze bardziej. Miała lekko sine usta.
- Kapitanie... Niedawno... A właściwie to przed chwilą... Rozmawiałam z osobą, która była w domu Rini...- wzięła głęboki wdech. Trudno jej było mówić.- Z jego relacji wynika, że całe pomieszczenie zalane było krwią... Nic nie mówił o... ciałach...... Pewnie już są...- Ponownie zaniemówiła.
Ukitake spojrzał na przemarzniętą Ayamę, po czym głośno klasnął w dłonie. W okamgnieniu pojawiła się Kiyone, przepychając się w drzwiach z Sentaro. Obaj znieruchomieli jednak na widok Ayame, przemokniętej i zmarzłej.
-Podajcie Ayame coś ciepłego do picia i jakiś koc, proszę. - dwójka oficerów znikła tak szybko jak się pojawiła, lecz ich pospieszne kroki słychać było na długo po opuszczeniu sali.
-"Osoba, która była w domu Rini"... - Białowłosy mężczyzna spojrzał niepewnie na Shinigami ze swojego oddziału. - Kto to taki Ayame? I skąd masz pewność, że mówi prawdę?
Dziewczyna zachwiała się i lekko podparła o scianę. Podeszła trochę bliżej kapitana po czym osunęła się na podłogę siadając w niepoprawnej seizie.
- Nie miał powodu aby kłamać. Sama też tam byłam... W domu Rini... Ale Kapitan Kurotsuchi mnie nie puścił... Oddział dwunasty zajął teren mieszkania Rini... Nie mogło być innego powodu... Generał Yamamoto wydał na to zgodę. Widziałam papier z pieczęcią...- zawahała się przez chwilę po czym dodała podnosząc głowę i patrząc nieco zdesperownywm wzrokiem w Ukitake, jakby szukając u niego oparcia- Ale Yoko żyje... Niech Pan powie, że żyje... proszę...
Mężczyzna spojrzał w ziemię, zwężając oczy w szparki. Było to do kapitana zupełnie niepodobne. Dopiero po chwili ponownie spojrzał w twarz młodej Shinigami.
-Ayame... kim była ta osoba? Czy to członek dwunastej dywizji? - jego głos był spokojny, lecz stanowczy.
Młoda shinigami lekko wzdrygnęła. Tego się nie spodziewała... Nie chciała zdradzać Soyera. Ale w końcu to Kapitan. Znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że zachowa tę informację dla siebie. I dla nikogo innego. Potrzęsła stanowczo głową.
- Nie... To członek naszej dywizji- Soyer Blowloom... Musiał się dostać tam kiedy Kapitan Kurotsuchi rozmawiał ze mną... To był jedyny moment...- głos jej był bardzo słaby, ale słyszalny.
Kapitan podniósł brwi ze zdziwienia, słysząc słowa swojej oficer. Przez moment spojrzał w okno, z dziwnym uśmiechem na ustach. Jego twarz była bardzo nieobecna. Ukitake zamknął oczy, mówiąc cichym głosem.
-Ayame... czy sądzisz, że szeregowiec naszej dywizji uszedłby uwadze kapitanowi Myauriemu, największemu umysłu Społeczności Dusz, niezależnie, czy rozmawiałby z tobą, czy nie? - spojrzał jej w twarz, wyczekując odpowiedzi. Jego podopieczna zafrapowała się lekko. To co kapitan mówił miało sens... jednak dlaczego Soyer miałby kłamać?
- Ma Pan rację...-- spuściła zawstydzona, ale podniosła ją po chwili- Kapitanie... Ale dlaczego Soyer miałby kłamać? Po za tym nawet jeżeli Kapitan Kurotsuchi zauważył go... To nie zmienia to faktu co mógł widzieć... Chyba, że raporty mówią inaczej...- zawiesiła głos. Patrzyła teraz na swojego dowódcę tak intensywnie jak nigdy. Nie była w zasadzie daleko od niego- jego chatka była mała a to potęgowało dodatkowo wrażenie.
-Raporty? - Ukitake podniósł swoje brwi jeszcze wyżej, nie ukrywając dziwienia.- Nie otrzymałem jeszcze żadnych raportów, poza informacją od komandora generała, że dwunasta dywizja w całości przejmuje dowodzenie. Przyszła kilka minut przed tobą
Dziewczyna była teraz kompletnie zdezorientowana. Jak to? Podsunęła się bliżej Kapitana... Nerwy brały górę nad rozsądkiem i złapała go za przedramię... Coś czego normalnie nie zrobiłaby nigdy.
- To niemożliwe Kapitanie. Kapitan Kurotsuchi mówił, że raporty w tej sprawie zostały wysłane... Do tej pory powinny już dojść... A wiadomość od Soyera? Przecież to przez niego Pan kazał mi zaniechać śledztwa! To oznacza, że musiał Pan dostać wiadomość o tym wcześniej...- dziewczyna cały czas drżała... Nie była pewna czy ma gorączkę czy nie ale jednego z pewnością- nie majaczyła. To co się stało było prawdziwe. I była pewna, że nie straciła zmysłów.- Kapitanie... Wierzy mi Pan?
Ukitake spojrzał na jej dłoń na swoim przedramieniu.
-Ayame... - w tle dało się usłyszeć głośne szepty. Dwójka trzecich oficerów spoglądała na nich przez wejście, mówiąc coś do siebie. Nie spoglądali na przemokniętą Shinigami zbyt miłym wzrokiem. Do dziewczyny nagle dotarło co też zrobiła, puściła Kapitana i spuściła pokornie wzrok.
- Ja... przepraszam... Nie wiem co we mnie wstąpiło... Ale błagam niech mi Pan powie... Wierzy mi Pan?
Ukitake uśmiechnął się, spokojnie i przyjaźnie.
-Ayame, dlaczego miałabyś kłamać? Zależy ci na odnalezieniu Rini Yoko tak samo jak mi, prawda? Była ci bliska... Nie widzę najmniejszego powodu, żebyś musiała kłamać. Ponadto... nie skłamałbyś mnie przecież, prawda? - w tym momencie Kiyone podeszła do Shinigami, podając im ciepłą, parującą herbatą. Nie omieszkała przy tym odbrzucić Ayame morderczym spojrzeniem, lecz trwało to raptem ułamek sekundy. Chwilę potem Sakano poczuła na sobie ciepły koc - Sentaro opatulał ją grubym, bawełnianym materiałem. Chwilę potem oboje odeszli, nie przeszkadzając w rozmowie. Kapitan natomiast ciągnął:
-Cóż, kapitan Myauri nie miał obowiązku mówić ci prawdy. Chociaż z drugiej strony raport od niego może być już w drodze. Oficjalnie odsunąłem cię od sprawy natomiast zanim jeszcze oficjalny werdykt Yamamoto został wydany. Wiedziałem, co niebawem się stanie. To była tylko kwestia czasu. Zarówno Generała jak i Mayauriego znam nie od dzisiaj. Soyer był w drodze zaraz po tym gdy czterdziesta szóstka wydała ostateczny werdykt. Byłem przy tym, jako kapitan dwójki z ...ofiar. Bardziej zastanawia mnie jednak... sam Soyer. -Ukitake spojrzał na swojego oficera, jak gdyby oczekując jakiejś informacji, czegoś, co może wytłumaczyć całą tą sytuację.
4 oficer pod wpływem chwili ciszy, ciepła dawanego przez koc i herbatę a także słów Kapitana odzyskała równowagę emocjonalną. Starała się nie pominąć odpowiedzi na żadne pytanie jakie zadał jej Kapitan. Nie umknęło jej uwadze także i stwierdzenie "dwójki" z ofiar.
-Zgodzę się z tym... Kapitan Kurotsuchi to inteligentny mężczyzna. Głupotą z mojej strony była wiara mu na słowo, kiedy wyniknęła sytuacja, w której ewidentnie chciał się mnie pozbyć... Dlaczego jednak chciał mnie Pan usunąć ze śledztwa wcześniej? Przepraszam ale chciałabym na prawdę poznać odpowiedź na to pytanie... Co do Soyera... To wydawał się miły, ale bardzo zamknięty w sobie... Swoją drogą ciekawy jest u niego fakt, iż patrzy na wszystko z niejakim dystansem... Wnika jedynie w rzeczy, które go zainteresują. Może sprawdzał moją reakcję? Kto wie? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie... Jeżeli ma Pan jednak własne spostrzeżenia, to chętnie je wysłucham... Tym bardziej, że wydaje się uznawać Pana za swoistego idola... I...proszę mi wybaczyć, że zadaję Panu tyle pytań choć sama niewiele mam do zaoferowania w zamian... ale co ma Pan na myśli mówiąc "dwójkę ofiar?"- chciała już kończyć swój wywód, ale zanim Kapitan zdążył cokolwiek powiedzieć dodała- Nigdy... Ma Pan rację... Choćby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobię... Nigdy Panu nie skłamałbym...- spłonęła szkarłatem i wzięła kolejny łyk ciepłego płynu. Ukitake po raz kolejny uśmiechnął się, lecz od razu spoważniał. Na jego twarzy malował się ból, nie było co do tego wątpliwości.
-Odsunąłem cię od śledztwa, kiedy tak postanowiła rada, nie Generał. Co do Soyera... - białowłosy mężczyzna zamyślił się, spoglądając w sufit, z ręką przy podbódku. -Wiesz, dlaczego znalazł się w dywizji teraz, nie, tak jak inni, po pełnym ukończeniu akademii?
Dziewczynę lekko zaskoczyło to pytanie. Odpowiedziała, więc na nie tak jak uważała, że to miałoby największy sens:
-Shinigami kończą akademię wcześniej jeżeli ich postępy a także reiatsu odpowiadają standardom wymaganym na poziom dobrego szeregowca albo oficera conajmniej. Tak było chyba w przypadku Porucznika Hisagiego czy Kapitana Hitsugayi, prawda?
Kapitan wziął łyka herbaty, spoglądając znad naczynia na swoją podopieczną. Ukitake odstawił kubek, kładąc sobie dłonie na kolanach.
-Dokładnie. Z tym wyjątkiem, że Soyer... Cóż, nauczyciele mówili, że jeszcze nigdy nie widzieli tak pojętnego ucznia. Nie chodzi tutaj nawet o jego siłę, jego moc, ta jest jeszcze znikoma, jeżeli brać pod uwagę potencjał. Chodzi o jego postępy Ayame, niektórych nauczycieli one po prostu przerażały... - Ukitake po raz kolejny sięgnął po herbatę. -Dokładnie takie samo zamieszanie panowało przed wyjściem kapitana Ichimaru. Ile to już czasu... - Białowłosy mężczyzna położył naczynie obok siebie, kontynuując. -Wydaje mi się, że shi-kai w jego przypadku to kwestia dni. Widziałem go, gdy dostał swojego Zanpaktou. Ayame... powietrze tańczyło wokół niego, razem z kroplami, liśćmi...
Dziewczyna chyba zaczynała rozumieć co chciał jej przekazać dowódca... Ale porównanie do białowłosego kapitana dywizji 3... Kapitana Ichimaru nie znała za dobrze... I szczerze mówiąc w cale a wcale nad tym nie ubolewała. Soyer...
- Rozumiem, że chce Pan powiedzieć, że jest geniuszem... Jednak skoro się obawia go Pan na swój sposób... To czemu zaproponował mu Pan naszą dywizję... Albo nie musi Pan mi na to odpowiadać- chyba rozumiem.- młoda shinigami uśmiechnęła się serdecznie... Kochany kapitan... Ale trzeba było przyznać, że wziął spory ciężar na swoje barki.- Biorąc pod uwagę ten czynnik... Sugeruje Pan, że Soyer nie musiał w cale a w cale być na miejscu, żeby widzieć dom Rini? Czy uważa Pan, że może mieć on zdolność podobną do mojego "słyszenia"?
Ukitake zaczął machać nerwowo dłońmi, niemal wylewając herbatę.
-Ayame! Nie, nie! Nie to chciałem powiedzieć! Źle mnie zrozumiałaś... - Wzrok kapitana po raz kolejny stał się nieobecny, lecz uśmiech zawitał na jego twarzy. -Soyer Blowloom wydaje mi się być jedną z najczystszych dusz, jakie spotkałem... Ayame, on jest niewinny jak małe dziecko. Nie mógłby zrobić czegoś takiego. Nie dopisuj mu krwi na dłoniach tylko dlatego, że wykazuje ogromny potencjał. Nie mówiłem ci to dlatego, że mu nie ufam. Wręcz przeciwnie. Ufam mu całkowicie, tak jak każdemu z was. Powodem, dla którego mówię ci o nim jest fakt, jak ważny jest on dla mnie, dla całego Społeczeństwa zresztą. Chciałbym cię prosić żebyś... zaopiekowała się nim, miała na niego oko. To chyba najbardziej zagubiony i nieśmiały Shinigami, jakiego mamy w dywizji!
Kiedy Kapitan zaczął protestować dziewczyna odłożyła kubek na bok. Kiedy zaczął ją strofować zawstydziła się potwornie... Nie do końca to miała na myśli... Chodziło jej raczej o to, że każdy z dużym potencjałem jest na swój sposób niebezpieczny i że trzeba go dobrze pokierować, tak aby wiedział, że ma oparcie. I że nie jest sam... Natomiast najbardziej zabolało ją stwierdzenie "jak ważny jest dla mnie"... Wiedziała, że kapitan ma na myśli sprawę relacji czysto kapitan-podopieczny ale mimo wszystko... No pięknie- pomyślała- teraz jestem zazdrosna o szeregowca... I to faceta w dodatku... Rany... Dlaczego Pan nie może czasem lepiej dobierać słów... Gdyby tylko nie był Pan aż tak ślepy... A może to i lepiej?
-Przepraszam... Nie chciałam w żaden sposób obrazić Soyera ani jego potencjału... Oczywiście... Jak zawsze może Pan na mnie liczyć. Zajmę się Soyerem...- zacisnęła pięści na materiale hakamy. Trochę jednak zboczyli z tematu. Czas zmierzyć się z rzeczywistością.... Po raz kolejny....- Jaki to ma związek w kontekście sprawy i tego co widział? No i... przepraszam, że znowu o to pytam, ale... Co Pan miał na myśli mówiąc "dwóch ofiar"?
-Poza Rini była jeszcze druga dziewczyna...nie była ona co prawda pełnoprawną członkinią naszego oddziału, ale zaraz po wyjściu z akademii miała nią być. Ostatni rok... Kapitan pokiwał głową, zagryzając wargi. Dopiero po chwili jak gdyby obudził się z głębokiego snu.-Ayame, czy kiedy Soyer przekazywał ci wiadomość, oficer Ishi Nori była w pobliżu?
Dziewczyna położyła rękę na ramieniu Kapitana w pocieszającym geście... Wiedziała, jak bardzo musi to boleć Kapitana...Rini... Wciąż jednak nie chciała uwierzyć, że nie żyje... W jej przczyciach dalej gdzieś tam była... Po za zasięgiem, ale jednak żyła i dopóki nie dostanie raportu z kostnicy... Nagła zamiana humoru Kapitana zaskoczyła ją lekko. Nie zdjęła jednak ręki. Kiwnęła potakująco głową.
- Tak, zgadza się. Powiedział, że nie miał Pan nic przeciwko temu, aby i ona to wysłuchała... Coś się stało?- młoda shinigami była lekko zdezorientowana.
-Była tam? To bardzo dobrze... - Kapitan delikatnie chwycił jej dłoń w swoją, po czym powoli wstał, puszczając jej zimną jeszcze rękę. Ukitake podszedł do okna, spoglądając na zewnątrz. Ściemniało się, zbliżał się wieczór.
-Śledztwo należy teraz do Myauriego. Każdy inny śledczy został pozbawiony tej funkcji. Chciałem, żeby się o tym upewniła, tak samo jak wszyscy inni wtajemniczeni w całe to zamieszanie - Mężczyzna wciąż stał przy oknie, plecami do młodej Shinigami. - Ayame, gdybym mógł, przetrząsnąłbym całe Społeczeństwo Dusz w poszukiwaniu jej. Niestety... ze względu na moją rangę mam związane ręce, miliony spojrzeń na sobie. Mam nadzieję, że to rozumiesz... nic nie możemy zrobić. Ja nic nie mogę zrobić. - Gdy Ayame przyjrzała się odbiciu swojego przełożonego w szybie, dojrzała uśmiech spod jego gęstych, białych włosów. -Co innego niesforna oficer, bez jakiejkolwiek wiedzy swojego kapitana... Ayame...
W tym momencie mężczyzna odwrócił się w jej kierunku.
-Razem z Soyerem odnajdziecie Rini. - w jego oczach błyszczała determinacja, którą dziewczyna momentalnie odwzajemniła. Uśmiechnęła się ciepło do Kapitana i wciąż opatulona podeszła bliżej okna mówiąc:
- Zna mnie Pan aż za dobrze... Oczywiście... To w końcu również i moja podopieczna prawda?--znalazła się obok Kapitana i również wyjrzała przez okno- Może Pan na mnie liczyć! Nie zawiodę Pana... Ale czy mogę prosić jeszcze o małą egoistyczną rzecz skoro już jesteśmy przy temacie krnąbrności?- zawadiacko uśmiechnęła się w stronę przełożonego patrząc mu w oczy.
-To może poczekać... - usłyszała za sobą kobiecy głos. Soifon, kapitan drugiej dywizji, stała w progu pomieszczenia, spoglądając obojętnym spojrzeniem na Ayame. Jak zwykle ubrana była w swój nieco odmienny strój. Jej ręce skrzyżowane były na piersiach, ona sama oparta o wejściową ścianę. -Zostawisz nas samych? . Kapitan Ukitake spojrzał na swoją oficer, bezradnie rozkladając ramiona. Podopieczna kiwnęła głową, ale zanim wyszła zwróciła się na chwilę w stronę nowoprzybyłej
- Oczywiście Pani Kapitan. Miałam jednak jeszcze napisać pewną notkę do Sentaro i Kiyone. Jak Pani widzi jestem cała przemoknięta i zapewne nie będę mogła sprawować swoich obowiązków przez najbliższy czas. To potrwa minutkę. Powiedziała po czym podeszła do sterty starannie wcześniej ułożonych przez nią papierów, wyjęła czystą kartkę, nabazgrała coś na niej, wzięła drugą i zrobiła to samo. Ponownie zbliżyła się do Kapitana oddała mu dwie notki po czym najciszej jak mogła, żeby tylko on mógł słyszeć powiedziała: Jedna jest dla Pana- moja krnąbrna prośba..- i dodała głośniej wychodząc-Kapitanie Ukitake, Kapitan Soifon...- stanęłe na baczność, otworzyła drzwi po czym zamknęła je ponownie. Czas szukać Soyera... To chyba nie powinno być trudne...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Wto 2:09, 10 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
sierak
Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: D.G.
|
Wysłany: Wto 0:35, 03 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Naikouin Senshi & Rini Yoko
Dwudziesty szósty okrąg Rukongai, jedna z miejscowych spelun...
...chociaż nazwanie speluną miejsca, z którego nie odpada ani jedna deska, w którym zapach szczyn nie przeszkadza w piciu piwa, zaś miejscowi żule nie planują w najbliższej przyszłości spuścić ci wpier... lania, jest może trochę nie na miejscu. Ale było tam stosunkowo tanio, wystarczająco tanio dla szeregowego Shinigami, nie ważne ile srebra i złota miał na szyi/nadgarstkach/talii/etc.. było tanio, a to prawie było synonimem, było dobrze. Dzień od rana zapowiadał się całkiem nieźle i w sumie nawet łypiący z pode łba karczmarz i kilku jego kolegów przy ladzie nie mogli tego zepsuć. Senshi popijał powoli z kubka napój procentowy, zastanawiając się, gdzie wywiało płeć piękną.
- Dość homoseksualnie tutaj... chociaż... ciężko się dziwić...
Mruknął pod nosem Shinigami, spoglądając na kilku łysawych, brudnych i owłosionych mężczyzn. Pomyśleć, że przed nim było jeszcze dużo, duuużo okręgów, w których było już tylko gorzej. Chociaż może taka była specyficzna uroda mieszkańców tego miejsca...
Znów pociągnął niewielki łyk z kubka, uważając żeby nie wypić na raz za dużo, to by zepsuło cały proces rozkoszowania się trunkiem. Właściwie, to czuł na sobie spojrzenia miejscowych, za każdym razem kiedy wraz z podnoszeniem naczynia do ust, akompaniowała mu niewielka orkiestra w postaci bransolet na nadgarstkach. Właściwie, to był niemal pewien, że tylko katana u jego boku działa ostrzegawczo na kilkunastu szukających prostego zarobku brudasów. Właściwie... to robiło się późno, a Senshi powoli czuł znajomą lekkość w głowie, nogach, rękach, ciele...? Jego wyraz twarzy powoli zmieniał się na taki eee... mniej przejmujący się rzeczywistością. Koniec.
Shinigami wstał, zostawiając na stoliku zapłatę i niewielki napiwek. Wyszedł na zewnątrz, mając nadzieję że powróci do swojego mieszkania bez większych przygód. Spojrzał w górę, niebo powoli przybierało postać szarówy, która zaraz miała przeistoczyć się w noc, czas wracać, zrobił krok...
- Cholera...
Mruknął pod nosem, czując jak uderzył w coś stopą, samemu równocześnie tracąc równowagę i potykając się, w ostatniej chwili łapiąc się framugi od drzwi. Jego oczom ukazała się skulona z embrionalnej pozycji dziewczyna, cała w umazanym błotem stroju Shinigami.
Rini poczuła uderzenie, co ją zbudziło. Otworzyła delikatnie oczy... i wszystko, co się wydarzyło, wróciło do niej ze zdwojoną siłą. Chory kontrakt, śmierć dwóch bliskich osób, w tym jedną, którą kochała... to było coś, co naprawdę ją zmieniło. Czuła gorycz i rozpacz jakiej w życiu nie czuła, ale wiedziała, że coś musi z tym zrobić. Musi wykonać parę kroków, by rozwiązać problemy, które właśnie zwaliły się jej na głowę i były naprawdę kłopotliwe. Musiała, musiała coś zrobić ! By nie tylko ochronić siebie... ale przede wszystkim tych, na których jej zależało. Jednak... nie wiedziała co się dzieje i otworzyła oczy, by ujrzeć, że znajduje się w slamsach. Czemu... ją wyrzucił w takim miejscu ? O co chodziło ? Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na osobnika, który ją potrącił. - Gdzie... gdzie ja jestem ? Kim Ty jesteś ? Spojrzała na niego zmieszana, spoglądając w górę i nie poruszając się o milimetr. Szczerze to nie miała w tej chwili ochoty kompletnie na nic. I wolała, by jej dano w końcu święty spokój.
Senshi jeszcze raz spojrzał na powód, dla którego musiał przerwać zajmującą czynność, jaką było wychodzenie z baru. Nagle jego oczy zrobiły się wielkie, niczym dwa ping-pongi, szybko odwrócił się i spojrzał na stolik, przy którym przed chwilą siedział. Sake, niewielka buteleczka, w dodatku alkohol był pewno i tak rozcieńczany przynajmniej kilka razy, przy takiej ilości to niemożliwe, żeby się upił i miał schizy... chociaż cholera wie, co za gówno tam leją zamiast spirytusu. Kucnął oniemiały, przyglądając się dokładniej... to nie zwidy, w dodatku halucynacja do niego zagadała.
- Eee... Rukongai, Naikouin Senshi... czy Ty... naprawdę... jesteś... halucynacją!?
Wypalił, zanim zdążył się nad tym dokładnie zastanowić. Po chwili zaczerwienił się, zdając sobie sprawę jaką gafę palnął.
- W sensie, Rukongai, Naikouin Senshi, pozwól, że pomogę Ci wstać...
Po czym wyciągnął dłoń w kierunku kobiety. A ta podniosło w pierwszym momencie brew, a potem się zaśmiała. Zaśmiała... kiedy to ona się ostatnio śmiała ? Już myślała, że jej życie ostatnio to będzie pasmo klęsk i tragedii, a teraz to, ona naprawdę została rozśmieszona... aż nie mogła w to uwierzyć. Chociaż jak pomyślała o tym po chwili, już nie było jej do śmiechu. I gdy ujrzała Shinigami... poczuła się tak, że jej świat może jeszcze bardziej się zawalić. Nie, nie mogła wrócić. Jeszcze nie. Musiała się jakoś z tego wywinąć... i zniknąć. Jak narazie. Przyjęła dłoń i wstała, otrzepując się z kurzu. Spojrzała na gościa, jednak jej wieczny uśmiech po chwili znów zniknął, nie miała już sił się uśmiechać. - Eeee... Tak, witaam. Dzięki za pomoc, ale teraz już póóóojdę... Mam coś do załatwienia. Wstała, ukłoniła się i powoli, lekko chwiejnym krokiem oddalała się w kierunku, byle jak najdalej od siedzib Shinigami. Wolała swoje problemy załatwić w tej chwili sama...
A jednak poczuł dłoń, czyli kobieta była prawdziwa, nie była tylko chorym wymysłem Shinigami. Po chwili eee... rozmowy (?) wstała i zaczęła się oddalać. W normalnych warunkach Senshi zlał by całą sprawę, jednak w chwili obecnej, mimo niewielkiej jego dawki, alkohol nie pozwalał mu myśleć o ewentualnych konsekwencjach swoich czynów i ten...
- Czekaj!
Zawołał, po czym podbiegł do Shinigami.
- Eee... leżysz tak skulona, cała brudna przed barem i próbujesz mi wkręcić, że nic Ci nie jest i gdzieś się spieszysz? To trochę tego... nienormalne, nie uważasz? Yoko spojrzała na niego, jednak w coś jej wzroku było takiego, że napewno nie było w tym serdeczności. Czuła to, szczególnie widząc jego wyraz twarzy. Poczuła... złość ? Dlaczego ? Co się z nią dzieje ? Naprawdę była tak tym wszystkim rozgoryczona ? Nie... spokojnie, wmawiała sobie, że nie powinna na siebie zwracać uwagi. Musiała go spławić, chociaż coś w jej wnętrzu mówiło, że naprawdę by chciała jakiejś pomocy, wsparcia. - Ze mną... jest wszystko w porządku. Po prostu za duuużo wypiłam, to wszystko. I chyyba się z kimś pokłóciłam, w sumie nie pamiętam... ale niiic mi nie jest, słowo. Poradzę sobie, dziękuuje. Delikatnie wysunęła rękę z jego uścisku i poczuła, że naprawdę musi się wynosić. I kontynuowała swój spacer, nie chcąc go jak narazie więcej widzieć. Nie miała na to ani czasu, ani tym bardziej ochoty i wolała niczym nie ryzykować. Nie teraz.
Senshi przyspieszył kroku, tym razem stanął przed Shinigami.
- Źle mnie zrozumiałaś.
Jego twarz nabrała nieco poważniejszego wyrazu.
- Nie chodzi mi już o to, że Twoje kłamstwo odnośnie zbyt dużej ilości alkoholu da się wyczuć na kilometr, o ile rzygasz tym co zjesz, nie błotem. Chodzi mi o to, że Shinigami w tak bliskim okręgu Rukongai, w takim stanie... a może to ja jestem ostatnio zbyt poddenerwowany, ale dusze raczej nie dotknęły by Shinigami... nie tutaj, może coś koło sześćdziesiątego, siedemdziesiątego, taki widok w dwudiestym szóstym nie jest zbyt powszechny...
Zakończył, mając tym razem nadzieję na jakieś konkrety. A Yoko stanęła i się odwróciła. Spokojnie spojrzała na niego, a po chwili serdecznie uśmiechnęła. Naprawdę... naprawdę chciała tak po prostu porozmawiać. Znów się móc pouśmiechać, powygłupiać i cieszyć się każdym dniem jak zawsze. Ale... po prostu nie mogła. Nie teraz i bała się już, że nigdy. Ta myśl była przerażająca dla niej, ale musiała z nią żyć. Dopóki wszystko nie wróci do normy. Spojrzała na niego ponownie i kiwnęła głową. - Przyyyznaję, kłamałam. Właściwie... chodzi o pewne tajne zadaaanie z mojej dywizji, o którym mówić nie mogę. To wszystko. Jednak... pewna część plaaanu nie do końca wypaliła. - Powiedziała zmieszana, nienawidząc siebie za takie kłamstwo. Że też ją doprowadzono do takiego stanu, że już musiała kłamać... Czuła się podle i całą siłą woli starała się tego po sobie nie pokazać, jednak poczuła na twarzy mały grymas. Uśmiechnęła się i kiwnęła do niego ręką, powoli znów idąc w kierunku, w którym poprzednio zmierzała. Chociaż musiała przyznać, że robił się wścibski. A to jej naprawdę w tej chwili nie było kompletnie na rękę. Jednak się na sekundę jeszcze odwróciła i odezwała się do niego. - W skrócie, ściślee tajne. Nie moogę nic więceej powiedzieć. Nigdy mnie nie widziałeś ani nie słyszaaałeś. To wszystko. I ruszyła znów przed siebie, mając nadzieję, że to wystarczy, by mu wybić z głowy jej śledzenie czy wypytywanie.
-W takim razie, jeżeli to faktycznie misja... nie wypada mi Ciebie zatrzymywać. Żegnaj, nieznajoma.
Pożegnał się, po czym poszedł w przeciwnym kierunku, odprowadzając Shinigami wzrokiem. Nie zamierzał jej tak zostawić, była dla niego zbyt podejrzana. Ledwo róg budynku wyeliminował go z jej pola widzenia, przykucnął.
- Meimei tenmaku, toku waga kyoushoukoku soshite purotekuto senpou. Bakudou no nijuuroku, Kyakku.
Zanucił pod nosem, rozpływając się w powietrzu. Wyłonił się zza rogu i udał za nieznajomą Shinigami.
Zastanawiała się teraz co zrobić. Miała sporo do zrobienia, a plan krystalizował się jej w głowie... Gdyby jeszcze znała okolicę, to byłoby łatwiej. Ale przynajmniej wiedziała, gdzie znajdowało się jej ulubione, zaciszne miejsce, gdzie zawsze trenowała. I na jej szczęście nikt go nie znał oprócz jej mistrza, którego chciałaby w tym momencie ujrzeć. Może mógłby jakoś temu zaradzić... Nie, nie, musiała sobie poradzić sama. To była najtrudniejsza próba jej życia i musiała ją przejść dla swojego i nie tylko dobra. Już wiedziała co zrobić. Rozglądnęła się, by zobaczyć, czy ktoś jej znów nie obserwuje i ruszyła biegiem do pobliskiego zaułka. Musiała zmienić swój wygląd. Musiała przyznać, że pomysł był... szalony. Ale jeśli nie mieli jej rozpoznać, musiała podjąć drastyczne kroki. Spojrzała na swoje zanpakutou z troską, w głębi duszy przepraszając za to, jak ma zamiar go wykorzystać. Chwyciła za ostrze, chwytając za swój "koński ogon" i momentalnie ją ścinając. Potem starała się wyrównać włosy, by jej sięgały maksymalnie do wysokości oczu. Pewnie wyglądało to nienajlepiej, ale nie było to istotne ani trochę. Potem jej najgorsza część planu... gdyby miała czas... ale niestety, go nie miała. Pogładziła swój miecz pieszczotliwie, ciężko wzdychając. Do czego Shinigami jest gotowy się posunąć, gdy jest zdesperowany...
- Wybacz mi, cioteczko. Tym razem się Ciebie nie posłucham, przepraszam. - Odezwała się cicho do swojego zanpakutou, czując, że ten protestuje. Zawsze się do miecza zwracała w ten sposób, gdyż jego charakter był taki... marudny, ale i opiekuńczy. Była jak ta ciotka, która się martwiła o swoją siostrzenicę. Spojrzała na pobliską kupę wyschniętych śmieci i ją podpaliła. Potem nasunęła miecz nad płomień, by się rozgrzał. Wiedziała, że to będzie bolało. Bardzo. Ale nie miała wyboru, trenowała, by także umieć znosić ekstremalny ból. Ale jedna rzecz ją zdradzała i nie mogła sobie na to pozwolić - tatuaż gwiazdki na jej twarzy. I musiała się go pozbyć. W drastyczny sposób. Chwyciła za swoją szatę Shinigami i włożyła ją do ust. Potem jedyne co wydobyło się z jej ust to jęk, który miał się jej wbić do głowy do końca jej dni. Obolała i wyczerpana musiała wypocząć. Nie zastanawiając się dłużej, ruszyło w kierunku, który dobrze znała. Lasy, które tylko ona praktycznie znała, by tam wypocząć. Pozostało jej na koniec jedynie wyciszyć reiatsu i ruszyć w drogę. Miała jeszcze wiele wyzwań przed sobą i musiała być do nich maksymalnie przygotowana...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemo
Anna Maria Wesołowska
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: SSVD
|
Wysłany: Sob 17:59, 07 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Czasem jest tak, że udając się na z pozoru zwyczajne spotkanie czy to towarzyskie, czy to bardziej powiązane z pracą, bez żadnej większej przyczyny czujemy ten wewnętrzny ucisk, a na szyi-pętlę."
Tak, to będzie dobry wpis na start.
Nori mimo wszystko, nie czuła się tak. Może dlatego, że postanowiła już, co zrobi, niezależnie od decyzji góry. Gdy dziewczynka już sobie coś postanowi, trudno jest ją odciągnąć od wyznaczonego celu...Problem tkwił w tym, czym był ten cel? Mijając kolejnych Shinigami, pracowitych i starających się za wszelką cenę unikać strug wody spływających z niebios, marzących o tym by skończył się ich przydział, Ishi była zupełnie odizolowana od świata zewnętrznego, z chłodnym, bez-emocjonalnym wyrazem twarzy...zbliżał się wieczór, doskonale oddający jej ponure przemyślenia. Właściwie, w sprawie morderstw bolał ją fakt odtrącenia. Nie interesowały jej zbytnio same ofiary, bardziej kręciło ją rozwiązywanie sprawy niż zapobieganie kolejnym stratom w ludziach. Ale w momencie, w którym w świat ekscytujących, ale tak odległych od niej personalnie zagadek wepchnięta została Rini...zaczynały się schody, schody, które sprawiały, iż by odzyskać czystość umysłu planowała wizytę w salach treningowych oddziału jedenastego. Rini, Rini...w coś Ty się wpakowałaś? Wiadomości o jej zniknięciu towarzyszyło uczucie w pewnym stopniu straszne, jednak znajome, wcale nie tak odległe. Poruszające stare rany, które powoli zaczynały krwawić na nowo. Pytania. Pytania, na które nigdy nie dostało się odpowiedzi, a teraz zaczynały rozbrzmiewać na nowo, zupełnie tak, jak stuknięcia w drzwi kwater kapitana.
-Ishi się melduje.
Wezwanie bezpośrednie przez dowódcę miało swoje plusy, chociażby brak konieczności meldowania się Ise czy innym oficerom...
Początkowo Shinigami nie doczekała się odpowiedzi. Dopiero po krótkiej chwili do jej uszu doleciało przeciągliwe, rytmiczne i monotonne chrapanie. Nie wywołało to zbyt wielkiej zmiany w postawie oficer trzynastej, może poza zaciśnięciem pięści, które umknęłoby uwadze większości obserwatorów. Biorąc głęboki wdech, chwyciła za drzwi, by te...nie stawiały oporu. Szkoda. Szybkim i zdecydowaniem pchnięciem oczyściła sobie drogę do alkoholika, rozsuwając drewniane drzwi. Jej oczom ukazała się postać niemal całkowicie utopiona pod różowym płaszczem. Policzek kapitana był przyklejony do miseczki sake, która rozlana była po blacie stołu. Jego twarz przedstawiała błogą radość, z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami uśmiechał się od ucha do ucha, mówiąc coś niezrozumiale do siebie, wykorzystując luki pomiędzy chrapaniem. Jego ręce wisiały bezwiednie w powietrzu, tak, że tylko głową opierał się o swoje miejsce bracy. Zaraz obok niego leżała mała kupka dokumentów, której większa część znajdywała się teraz rozrzucona na podłodze. W całym pomieszczeniu dało się wyczuć charakterystyczny zapach przetrawionego alkoholu.
-Chdź d mni mańlka... Usłyszała Ishi Nori, pomiędzy jednym a drugim wciąganiem powietrza; kapitana jak gdyby przeszły drgawki, ale zaraz potem znowu spokojnie leżał, z tą samą błogością na twarzy. Ishi westchnęła głośno, starając się dać znać o swojej obecności. Odłożyła parasolkę, po czym spojrzała na ten chaos. Bez dezaprobaty. Jej mieszkanie wyglądało i tak gorzej. Podpełzła bliżej, po czym schyliła się i pozbierała dokumenty z podłogi. W końcu, tak wypadało, posprzątać i w ogóle, akt dobrej woli. Co z tego, że przy okazji zerknęło się w ich zawartość? Niestety, poza informacjami na temat aktualnej kondycji ósmej dywizji nie było tam nic godnego uwagi. Dane na temat stanu technicznego sal, wstępna lista nowych rekrutów no i cała strona jakichś dziwnych numerów.
-Lisssaaa.... Kapitan wyciągnął przed siebie obie ręce, zaciskając i rozluźniając na czymś, czego Ishi niestety nie mogła dostrzec, swoje drące dłonie.
-Ehehehe...
Shunsui zaczął cieszyć się sam do siebie, wciąż z zamkniętymi oczami, wciąż z policzkiem przyklejonym do miseczki. Tym razem z jego ust zaczęła spływać ślina, kiedy nieustannie machał rękoma przed sobą. Lisa...nie była to wiedza powszechna, którą wpajałoby rekrutom podczas lekcji historii; nic dziwnego. Nie było czym się chwalić...Były to wydarzenia, które Społeczeństwo zapewne najchętniej wymazałoby z kronik zupełnie. Zabawne, że w dywizji ósmej zawsze znajdzie się jakaś okularnica z książką pod pachą. Najpierw Lisa, teraz Nanao, a następnie...ona sama? Hah. Niezależnie od wszystkiego, wypadało obudzić miłośnika różowego. Pierwotnie, miała przebiegły plan pociągnięcia go za zarost, ale ślinotok zupełnie jej to obrzydził...być może Kyoraku był już tak zaprawiony w boju, że podświadomie wytaczał taktyki obronne, nawet podczas snu. Więc, jak go zbudzić?...trzeba było wyładować te pokłady sadyzmu. Niestety, z braku narzędzi, musiała ograniczyć się do klasycznego, złośliwego i możliwie bolesnego pstryknięcia w czoło.
-Nyymn... Kapitan podrapał się po czole, po czym, przez chwile zupełnie nie oddychając, nie poruszając się i nie gestykulując, powrócił do chrapania, ponownie opierając się twarzą o stół, z rękoma swobodnie wiszącymi przy tułowiu, schowanymi teraz w fałdach poskręcanego, różowego nakrycia.
Po co on właściwie to robił? Nori była osobą, która uparcie tkwiła w przekonaniu, że każda rzecz ma swoją przyczynę. Najlepiej jakąś zakorzenioną w globalnej konspiracji. Czy kapitan naprawdę spał, czy po prostu się z nią drażnił? Czy może znając ją dość dobrze, domyślał się jej stanu emocjonalnego, więc teraz próbował sprawić, by negatywne emocje uleciały?
A może był po prostu beznadziejnym pijakiem.
Albo stan sprawy był tak tragiczny, że wszystko to go zaczynało przygniatać.
-Kapitanie...
Szeptała mu do ucha.
-Nanao znalazła pańskie zapasy sake i oddała je w zamian za krzesła.
Najpierw był ruch. Potem podmuch. Na sam koniec trzask i jęk. Shunsui poderwał się na równe nogi, wciąz z rękoma między fałdami obu płaszczy, wciąż z zamkniętymi oczyma. Chociaż jego nogi stały w miejscu, całą sylwetką pochylił się do przodu, w jakiejś niewypowiedzianej formie buntu, ze zmarszczonymi brwiami i dziwnym jękiem. Chwilę potem jego nogi ugięły się w kolanach, on z kolei uderzył z całym impetem czołem w blat. Chwilę potem kapitan jęknął po raz drugi, tym razem o wiele głośniej.
-Mogę wiedzieć, co wy tutaj robicie?
W przejściu stała młoda kobieta ze spiętymi włosami, jedną ręką trzymając jakiś dziennik, drugą poprawiając sobie okulary. Jej spojrzenie było niemal obojętne, jej wzrok przeskakiwał z przyklejonego całą twarzą do biurka kapitana na stojącą nad nim oficer. Nanao Ise. Nie wywołuj Pustego z lasu, mówili. Najwyraźniej wypowiedzenie na głos imienia drugiej osoby w oddziale było kuszeniem losu...no cóż. Pewnie to i tak z nią musiałaby obmówić szczegóły. Kapitan dostarczył jej i tak wystarczająco dużo radości.
-...stawiam się na wezwanie przełożonych.
Ale czas było się uspokoić, wrócić do chłodnego profesjonalizmu. Ishi, miniaturka Ise, spojrzała na drugą panią w okularach z temperaturą godną lodowca.
-No tak... powiedziała zastępca kapitana ósmej dywizji, przechodząc przez pomieszczenie. Podniosła delikatnie głowę mężczyzny, po czym wytarła stół ściereczką wyciągniętą zza rękawa. Po wykonaniu czynności puściła "zawartość" drugiej ręki, przez co po sali przetoczyło się kolejne *łup*.
-Eeeyee... Kyoraku tylko tyle zdołał powiedzieć, z miną obrażonego dziecka, nie licząc wciąż zamkniętych oczu.
-Och, obudź się w końcu! - powiedziała z frustracją Ise, wpatrując się ze złością w swojego kapitana. -To nie pora na picie! . Nanao dostała w odpowiedzi głośny, głośniejszy niż przed chwilą nawrót chrapania. *hrrrrrrrrrr* *pufffffff* *hrrrrrrrrrr* *pufffffff*. Kobieta drżącą ręką poprawiła okulary, najwyraźniej z przyzwyczajenia, podczas gdy jej twarz z każdą sekundą robiła się coraz bardziej czerwona.
-Wyjdźmy... powiedziała Ise, ściskając swój dziennik.
-Dobrze... przytłumionym głosem odpowiedziała jej Nori, chociaż więcej informacji przekazało kiwnięcie głową niż to co mówiła. Cały ten pokaz był...imponujący. Naprawdę, szacunek Nanao się należał, skoro musiała z czymś takim męczyć się dnia każdego. Bez zbędnych słów, Ishi wykonała instrukcje Ise, mając nadzieje że gdy będą już w jej gabineciku, uspokoi sie na tyle, by Nori nie dostała rykoszetem jej wściekłości.
Pomieszczenie było małe, lecz urządzone po sam sufit. Dwie równoległe ściany zajmowały regały wypełnione książkami, dziennikami, segregatorami i kopertami. Przy wejściu stała mała szafeczka, gdzie oprócz innej pary okularów stała ramka ze zdjęciem i kilka złotych monet. Na przeciwko wejściowej ściany było duże okno, teraz zasłonięte przez ciemne, masywne kotary. Zaraz obok niego stało biurko, najprawdopodobniej dokładnie takie same jak to kapitana, lecz panował na nim nieskazitelny porządek. Pomimo masy piór, kałamarzy, pergaminów, zwoi i ksiąg wciąż było tam wiele wolnego miejsca. Starsza Shinigami energicznym ruchem rozsunęła zasłony, dając upust swojej agresji. Opuściła przy tym głowę, przez chwilę stojąc tak przed oknem. Gdy się odwróciła, jej twarz ponownie przybrała stonowany, być może nawet lekko obojętny wyraz. Usiadła w swoim (w przeciwieństwie do Shunshui) ogromnym, obitym skórą fotelu, po czym pokazała swojej podwładnej, aby usiadła na krześle naprzeciwko niej. Ta uczyniła jak jej przykazali, z pewną zazdrością spoglądając na tutejszy porządek. Kiedyś będzie musiała nauczyć sie utrzymywać podobny, jeśli chce cokolwiek osiągnąć, ale teraz...pozycja oficera trzynastego była wygodna, bo nie oczekiwano po Tobie tyle, co chociażby po biednej, zestresowanej i zamęczonej przez pracę oficer Nanao. Młoda poprawiła okulary na nosie, zastanawiając się, jak przerwać niezręczną ciszę.
-Jest aż tak źle? mówiąc to, widziała przed oczyma Shunsuia sprzed kilku minut.
-Chodzi ci o naszego kapitana? - Nanao spojrzała na swoją rozmówczynię, obracając w dłoni jedno z piór, wygodnie oparta w fotelu.
-...między innymi. Zawahała się -Ale bardziej miałam na myśli śledztwo.
Porucznik westchnęła, odkładając swoją zabawkę na miejsce na miejsce. Otworzyła jedną z szuflad, po czym wyjęła śnieżnobiały, niemal rażący oczy pergamin.
-Są pieczęcie zarówno Rady, jak i Komandora-Generała. Śledztwo trafia w ręce dwunastej dywizji, bezapelacyjnie. -Ise podała Ishi dokument, po raz kolejny, najwyraźniej odruchowo, sięgając po pióro, obracając je w dłoniach.
Gdyby to był kapitan, Nori właśnie rozpoczęłaby ofensywę mającą na celu zgodę na jej prywatne śledztwo, bądź jakiekolwiek inne ustępstwo na jej korzyść. Gdyby to był kapitan. Ale to nie był kapitan. To była jego vice, vice, która zatrzymywała wszelkie tego typu pomysły gdy wciąż były zarodkiem myśli. Nic dziwnego, w końcu to również druga osoba w Organizacji Kobiet Społeczeństw Dusz. Musiała umieć wywołać posłuszeństwo.
-Aha...Kapitanowie chyba nie są zadowoleni? Kapitan Tousen, Kapitan Hitsugaya to persony, które raczej nie będą tkwić bezczynnie...
-Kapitan Tousen jako jeden z pierwszych poparł pomysł oddania śledztwa w ręce oddziału naukowego. Według niego powinni skupić na tym swoją całą uwagę, to "sprawa priorytetowa". Hitsuguya...- Nanano złapała się na tym, co powiedziała, lecz szybko się poprawiła. -Kapitan Hitsuguya jest natomiast jeszcze zupełnie nowy, nie miał wyrobionego zdania. Kapitanowie Aizen i Ichimaru poparli Mayuriego, tak samo jak kapitan Unohana. Zresztą... Ishi, czy słowa jakiegokolwiek dowódcy zmieniłby coś w obliczu decyzji podjętej przez radę czterdziestu sześciu?
-Nie. Taka była prawda. Nori w wolnych chwilach lubiła zagłębiać się w niuanse prawa Społeczeństwa, więc... -Szczerze, to liczyłam, że któryś z kapitanów podejmie się działań na własną rękę... Ściągnęła okulary, po czym wbiła swój słaby wzrok w sufit. Zabawne, że oddział czwarty potrafi czynić cuda, a skorygowanie wady wzroku...chociaż nie. Ta ostatnia była jej i tylko jej winą. -Chyba najbardziej to wszystko porusza naszego kapitana i Ukitakego...kapitana Ukitakego?
Nanao spojrzała na nią swoimi spokojnymi, dużymi i mętnymi oczami.
-To nie nasza sprawa, Ishi. - kobieta wstała, podchodząc do okna, dotykając szyby dłonią. Był już wieczór, deszcz przestał padać. Wszędzie była natomiast masa błota oraz jęczących przez nie Shinigami. Wszystko oświetlał ogromny księżyc, pomimo wcześniejszej pogody doskonale widoczny na już prawie atramentowo czarnym niebie.
-Nowy porucznik dwunastej dywizji doniósł na ciebie skargę... - jej chłodne słowa zawisły w powietrzu.
-Nowy porucznik dwunastej dywizji jest niekompetentna. Nori ponownie nałożyła okulary na nos. -Brak dokumentów, brak żadnych insygniów władzy. Większość poruczników operuje bez nich na podstawie faktu, iż ich tożsamość jest powszechnie znana...a to był pierwszy raz, gdy słyszałam o "nowym poruczniku dywizji dwunastej". Równie dobrze mógł być to pierwszy lepszy Shinigami, podający się za kogoś takiego... Zamknęła oczy. Zamilkła. Po chwili kontynuowała minimalnie drżącym głosem -Kapitan już ją dostał?
-Tak. - Nanao nawet nie spojrzała na swoją podopieczną, wciąż spoglądając przez szybę.
-Olvarden Shala jest jednym z najlepszych Shinigami, jakich miało Społeczeństwo Dusz. Tak wynika z raportu Akademii oraz plotek z dwunastej dywizji. Mówią, że rywalizuje z samym Mayurim. Jeden z najbardziej światłych umysłów, jakie widziało Gotei. Ishi... uważaj na nią. Potrafi być niebezpieczna. Mówią, że to ona wpakowała Fausta do więzienia. -Kobieta odwróciła się w stronę swojego pokoju, po czym podeszła do biurka, otwierając swój dziennik.
-Umiejętności walki - przeciętne. Opanowanie Kidou - mistrzowskie. Niesamowicie wysoka zdolność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, niesamowita zdolność błyskawicznego reagowania, wysokie zdolności przywódcze, niesamowicie wysoka inteligencja, wspaniałe wyniki w podstawowych naukowych testach, zrewolucjonizowanie gałęzi medycyny, usprawnienie aparatur odpowiedzialnych za skanowanie reiatsu na Ziemi... dużo tego. - Nanao zamknęła z hukiem swój ogromny skarbiec prywatnej wiedzy, po raz pierwszy od dłuższego czasu spoglądając na młodszą od siebie Shinigami, opierając się rękoma o swoje miejsce pracy.
-Nori Ishi, wybierz sobie karę. - jej głos był jak zwykle chłodny i opanowany, jej oczy spokojne i mętne, lecz skoncentrowane na "ofierze".
-Ugh...
Nie było zbyt barwnie. Oczywiście, to wszystko wynikało z ich troski o nią. Tak. Zawsze tak mówią. Właściwie, ciekawe co mieli wpisane w jej profilu? Kidou...wzdrygnęła się. "Opanowanie Kidou- niemożliwe z powodów psychologicznych"? Nie jej winą było, że gdy próbowała pochwycić moc, ogarniało ją to uczucie, te wspomnienie...
Ale teraz musiała wymyślić sobie karę, a nie roztrząsać beznadziejny stan własnej psychiki. Była jedna opcja, która zadowoli wszystkich...
-"Przymusowy urlop" w domu rodzinnym, z niemożnością wstępu do Dworu Czystych Dusz? Dawno nie widziałam ojca...urlop. Mruknęła niezadowolona. -Raczej wygnanie.
Tak, to powinno zadowolić wszystkich. Kapitan powinien mieć nadzieje, że w ten sposób będzie odsunięta od wszystkich niewygodnych zdarzeń, takie upokorzenie powinno zadowolić złośnicę, a jednocześnie niepokazywanie się jej na oczy może ją uspokoić...
-A więc postanowione. Mamy tutaj kilka wolnych pokoi, możesz sobie wybrać jeden. Przez kilka kolejnych dni, aż ja albo kapitan nie zmienimy zdania, nie masz prawa wychodzić poza rewir przeznaczony dla naszej dywizji. Jeżeli chcesz, mogę kogoś posłać po niezbędne bagaże do twojego miejsca zamieszkania. - Porucznik spojrzała oczekująco na swoją podopieczną. Podopieczną, która miała raczej inną wizje tego wszystkiego. Nie chciała aresztu domowego! Chciała do taty, do Rukongai, do ich posiadłości, gdzie nikt nie patrzyłby jej na ręce, gdzie mogłaby prowadzić swoje śledztwo poza murami Seireitei! W samym Seireitei i tak wszędzie było zbyt dużo wtyczek z dwunastki. Chciała protestować!
-Uh...myślałam, że spotkanie z rodziną z którą, poza ojcem, i tak się nie dogadywała -i oderwanie od całego tego zamieszania pozwoli mi się nieco uspokoić, stonować. Gdy miałam problemy ze sobą, oddział czwarty często sugerował takie rozwiązanie, myślałam że teraz można byłoby z niej skorzystać...ale jeśli taka jest Twoja decyzja, vice Nanao.
Schowała twarz w dłoniach. -Wolałabym, by nikt nie ruszał moich rzeczy, a drzwi są trochę problematyczne w otwieraniu...
Wszystko szło zupełnie...NIEZGODNIE Z PLANEM.
-Rozumiem... Przełożona Ishi zniknęła pod swoim biurkiem, wyłaniając się z wysokim przynajmniej na metr stosem kartek. Położyła 'to" z niemałym wysiłkiem na swoje miejsce pracy, wycierając pot z czoła.
-To na "uspokojenie i stonowanie". Prezent ode mnie. Właściwie...miałam to zrobić sama, ale skoro przez kilka najbliższych dni będziesz tutaj, możesz za mnie sprawdzić ten roczny wykaz obecności i nieobecności naszych Shinigami z katalogiem.
W tym momencie Nanao wstała i podeszła do regałów z prawej strony, dotykając palcem kolejnych segregatorów. Po chwili wróciła z trzema wypełnionymi po brzegi, z hukiem kładąc je obok stosu dokumentów.
-Możesz już iść. Wszystkie pomieszczenia w ostatnim korytarzu na lewo należą do ciebie, Ishi. - porucznik usiadła wygodnie w swoim fotelu, spoglądając na Nori spod stosu segregatorów i kartek.
-R...rozumiem.
Wspaniale. Nori wstała, objęła wzrokiem to...wszystko. Westchnęła.
-Wpadnę też na kilka szkoleń z zakresu walki wręcz.
Gdy kończyła to mówić, miała już cały bagaż w dłoniach. Mimo małego ciała, nie można było odmówić jej czystej, fizycznej siły. Większy problem tkwił tutaj w tym, jak to...wziąć za jednym zamachem. Nie chciała krążyć tam i tu więcej razy, niż musiała, z tym wzrokiem Nanao na sobie...przełknęła ślinę, zastanawiając się, jak kolejna rzecz którą powiedziała zostanie obrócona przeciwko niej. Nanao nie wyraziła żadnej reakcji na słowa Ishi, uważnie obserwując, jak zmaga się z segregatorami i dokumentami. Kiedy młoda Shinigami, na chwiejnych nogach i z chwiejnym ładunkiem, znajdowała się już w wyjściu, usłyszała za sobą głos.
-Ishi... - jej porucznik jak zwykle bawiła się piórem do atramentu, drugą dłonią stukając w swój dziennik palcami. -Jeżeli Shala nie ma skłonności do przesadzania... brawo za odwagę. . -Lekki, niemal niezauważalny uśmieszek pojawił się na twarzy Nanao.
Zabawne, jak kilka słów może zmienić tok myślenia oficera. Nagle ten areszt przestał wydawać się taki zły, przydzielono jej przecież pokoje pomiędzy dwoma najważniejszymi osobami w oddziale!...niezależenie czy po to, by mogły jej pilnować, czy po to, by miała jak najlepszy dostęp do nowych informacji. Chęć poznania treści nagany paliła trzynastkę, jednak...
-Dziękuje.
Lepiej nie kusić losu. I tak kiedyś będzie mogła zajrzeć do własnych akt...a teraz wypadałoby się rozdomowić w nowym miejscu pracy. Może Nanao umieściła w tych dokumentach jakieś tajne wskazówki, pod pozorem kary wspomagając jej śledztwo, albo...
-Ach. Jeśli można prosić, dałoby się jakoś przekazać oficer Sakano z trzynastego, że jestem...tymczasowo niedostępna?
Jasne, można było wysłać motylka. Ale tak było...dramatyczniej.
-Niestety nie. - krótka odpowiedź zaakcentowana została celnym trafem pióra do stojącego na biurku "flakonika".
-A teraz, jeżeli pozwolisz, chciałabym chwilę odpocząć. Dzięki tobie mam ku temu okazję...
Nori kiwnęła głową, po czym skierowała się ku wyjściu z tego przedsionka piekieł.
-Podesłałaby mi pani coś do czytania potem...
To było odważne. Bardzo odważne. Ale jakoś nie miała ochoty patrzeć na reakcje Ise, gdy rzuciła to w samych drzwiach, po czym, niczym dziecko które rzuciło do rodzica coś żartobliwie-złośliwego, czmychnęła błyskawicznie poza zasięg wzroku swojej przełożonej. Trzeba było się rozgościć w jej tymczasowym więzieniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ayame
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Seireitei
|
Wysłany: Wto 0:52, 10 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]
-Gotowa?- zapytała znając z góry odpowiedź Sakano. I przekroczyły bramę, dając się wciągnąć do środka. Musiała przyznać, że było to dziwnie niesamowite uczucie. Czuła jakąś dziwną... lekkość, a jej ekscytacja narastała z każdą sekundą. To wszystko było takie nierealne, że aż nie mogła w to wszystko uwierzyć. W sumie gdzieś tam w głębi siebie jednak o czymś takim właśnie marzyła. Rozkoszując się tą podróżą, w końcu jednak wylądowały na miejscu. Yoko rozglądnęła się wokoło. Wylądowały prawdopodobnie na dachu jakiegoś budynku. W dole słyszała mnóstwo hałasów, które wpadały jej w ucho, coraz bardziej wzbudzając u niej czystą, nieskrępowaną niczym ciekawość. Spojrzała na Ayame-Chan i skrzyżowała z nią spojrzenia, uśmiechając się od ucha do ucha. Musiała przyznać, że to było na swój sposób niesamowite.
- Super ! Nigdy się nie spodziewałam się, że znajdę się na ziemi ! Naprawdę, niesamowite ! Tyle rzeczy pewnie będzie do zobaczenia, aż się nie mogę doczekać ! Chociaż... chętnie bym się tutaj znalazła razem z Sato-Chanem... byłoby to takie miłe. Przez chwilę spokorniała i ułożyła się na ziemi, spoglądając na nieboskłon ziemskiego padołu. Musiała przyznać, że naprawdę chciałaby akurat z nim tutaj wylądować. I wiedziała, że jej przyjaciółka z pewnością to zrozumie. I rozumiała... W jej sercu też pojawiło się coś na kształt żalu że nie odwiedza tego miejsca z pewnym białowłosym kapitanem. Szybko jednak ponownie uśmiechnęła się, wyjęła mapę i szukała punktów orientacyjnych.
- Rozumiem. Może innym razem. Skoro już tu jesteśmy to powinnyśmy się zająć znalezieniem gigai. Nie mamy wiele czasu i niewiele wskóramy w duchowej postaci.- powiedziała spokojnie uważnie studiując mapę- Według tego co tu mam, powinnyśmy iść w tę stronę. A i jeszcze jedno Yoko-chan - nie oddalamy się od siebie choćby nie wiem co dobrze? To nie tylko kwestia bezpieczeństwa ale nie możemy pozwolić sobie na dodatkową stratę czasu jeżeli byśmy się zgubiły. Jeżeli jednak do tego dojdzie naszym miejscem spotkania niech będzie Sklep tego całego Urahary.- Zawsze przecież trzeba pamiętać o organizacji. Rini kiwnęła głową. W sumie dobrze, że jest z Ayame, bo sama z pewnością by w tym wszystkim się nie połapała. Naprawdę była szczęśliwa, że się zgodziła z nią podróżować, bo tak z pewnością byłoby jakoś tak smutniej... Chwyciła ją za rękę, uśmiechając się do niej. Tak, wiedziała, że tak będzie najlepiej.
- Haaai, Ayane-Chan ! Postaram się za bardzooooo nie szaleć ! - Lekko się zaśmiała i wyruszyły przed siebie, by znaleźć tego Uraharę. W sumie była ciekawa co to był za facet... I przeszło jej przez myśl, by żaden Shinigami na patrolu jednak ich nie zauważył. Nie chciała, by ta wycieczka za szybko się skończyła...
Do Urahara Shoten dotarli bez problemu, nie tylko dlatego że nie napotkali na drodze żadnego wydelegowanego szeregowca ale i dlatego, że mapka, którą Ayame dała Rukia, choć karykaturalna była dość szczegółowa. Sakano stanęła przed małym domkiem na którym widniał bardzo dobrze widoczny napis niedający wątpliwości co do jego nazwy i przeznaczenia. Przed domkiem była dwójka dzieci. Chłopiec jak gdyby nigdy nic wymachiwał rękami w powietrzu co raz krzycząc jakieś dziwne niezrozumiałe dla młodej kobiety hasła w stylu "Homerun!" natomiast czarnowłosa dziewczynka pokornie zamiatała przedsionek sklepu. Czwarta oficer spojrzała na towarzyszkę.
- To chyba tu... Ale czy jest właściciel? - Skoro Ayame-Chan nie wiedziała, to bym bardziej Yoko nie wiedziała. Ale skoro mapa tak powiedziała, to musiało to być tutaj, prawda ? Uśmiechnęła się i podeszła do cichej dziewczyny, gdy ta spojrzała na nią z lekkim zapytaniem. W końcu trzeba było przełamać pierwsze lody, prawda ?
- Ekhm... Jest może Urahara-San ? Mamy do niego pewną sprawę. Jeśli byś mogłaaaa pomóc, byłoby miło. Ok ? - Znów się uśmiechnęła w swoim stylu, jednak dziewczyna na ten widok jedynie kiwnęła głową i wskazała na wejście do sklepu. Czyli... musiało z tego wynikać, że znajdował się w środku. No nic, to chyba wystarczyło.
- Dziękujemy raz jeszcze ! I wkroczyły do środka, rozglądając się wokoło. W sumie nie było w środku nic takiego, co by od razu jej rzuciło się w oczy. Spodziewała się czegoś bardziej... mistycznego ? Niezwykłego ? Sama w sumie nie wiedziała jak to określić. Jednak jeszcze nikt się nie pojawił, więc domyśliła się, że trzeba poczekać.
- Ayame-Chan... spodziewałam się czegoś bardziej niezwykłego. Ale pewnie zaaa wiele chcę. No nic, chyba musimy poczekać ? Spojrzała na towarzyszkę pytającym wzrokiem i nie zastanawiając się, usiadła i oparła się o jedną z półek. Właściwie to coś czuła, że trochę to zajmie, więc chyba pozostaje pogadać z jedną chwilę lub dwie.
Jej przyjaciółka nie byłą jednak zaskoczona, kiedy powoli przekroczyła próg. Jeżeli sklep znajduje się na Ziemi to musi się dostosować do tutejszych standardów inaczej zbytnio rzucałby się w oczy.
- A dla mnie wydawało się to dość oczywiste... I w zasadzie jeżeli ta dziewczynka mówiła że właściciel jest, to znaczy że jest...- powiedziała po czym dodała głośniej- Halo! Jest tu ktoś? Panie Urahara! Jednak jedyne co jej odpowiedziało to głucha cisza...- A może to jednak pomyłka? - Rini kiwnęła głową, ale jej się wydawało, że jednak to nie może być pomyłka. W końcu by ta dziewczynka nie potwierdziła, że on jest w środku, prawda ? I tym bardziej, że ona je zauważyła w formie Shinigami. A to może znaczyć tylko jedno - musiały trafić tam gdzie trzeba. I rzeczywiście, odgłos kroków od razu się pojawił, a Rini od razu wstała, bo dziwnie by wyglądało, jakby tak znużona siedziała na podłodze. I rzeczywiście, pojawił się. Był to dosyć wysoki facet ubrany w dziwną, przewiewna koszulę, śmieszną czapkę na głowie, która zasłaniała mu niemal widoczność i jego blond włosy oraz z drewnianymi sandałami na nogach. Jedynie się uśmiechnął na ich widok, ale wyglądało to tak, jakby się ich spodziewał. Może rzeczywiście tak było ? Rini również się uśmiechnęła, w sumie będąc ciekawa kim był właściciel tego podobno niezwykłego sklepiku.
- My my, kogo ja tutaj widzę ? Dwie ładne panie mnie odwiedziły, jakie to miłe. A i wybaczcie to drobne spóźnienie, ale elegancja mi nakazała się spóźnić. Yoko uśmiechnęła się. Ten osobnik był dziwnie... ekscentryczny, jakby nie do końca poważny. Może to i dobrze, nie lubiła zbytniej powagi u nikogo. W sumie ją zaintrygował.
- Jak rozumiem dwie shinigami... mają do mnie jakąś specjalną sprawę, hmmm ? Na podkreślenie swoich słów wzruszył ramionami i poprawił czapkę na głowie, co spowodowało, że Yoko mogła ujrzeć jego oczy. Biły z nich dziwna serdeczność i spokój. Wyglądało to naturalnie, przynajmniej dla niej. Spojrzała na Ayame i się uśmiechnęła. Cóż... może to będzie ciekawsze niż się spodziewała.
Ayame natomiast od razu spoważniała. Ekscentryczny właściciel sklepu posiadał potężne reiatsu, które mogło się równać jedynie z tym kapitańskim, ale dlaczego? Pomimo że owo zagadnienie wydało jej się bardzo podejrzane to nieładnie jest od razu wyskakiwać z takimi pytaniami do nieznajomych i młoda shinigami trzymała w tej sprawie język za zębami. Co więcej do listy pytań które chciałaby zadać, ale nie powinna należałoby dodać dziwną atmosferę jaka go otaczała. Czy wiedział że przyjdą? Jak tak to jakim cudem? Ważniejsze jednak było to po co przyszły. Nie mogą przecież tracić czasu.
- Nic nie szkodzi Urahara-san. Ja i moja koleżanka potrzebujemy gigai... sam Pan rozumie, że bez niego trudno poruszać się po Ziemi.-- spokojnie odpowiedziała oficer. Natomiast Urahara lekko się uśmiechnął i oparł się na swojej specyficznej lasce. Jego spojrzenie się nie zmieniło, a jedyne co zrobił, to się lekko wyprostował. Kiwnął jedynie głową, widząc, że jego goście raczej nie planują dłużej z nim porozmawiać.
- Ahhh... widzę, że od razu przechodzimy do konkretów. W porządku, otrzymacie dwa Gigai, ale jak rozumiem ta rozmowa nie jest do końca oficjalna ? Uśmiechnął się, jednak w tym uśmiechu było coś zawadiackiego. Brzmiało to tak, jakby doskonale wiedział, w jaki sposób się one pojawiły i po co. Jakby to było nie do końca... legalne. Ale po chwili uśmiechnął się znacznie serdeczniej i jeszcze dodał. - I jeśli mogę się spytać kto mnie polecił ? Dla mnie jest to dosyć... istotne. - I po chwili zamilkł czekając na odpowiedź gości. Yoko przyglądała mu się z uśmiechem, ale także starała się przeanalizować. Jedno wiedziała na pewno - był dosyć tajemniczy. Aluzja do ich sytuacji ... Tego szczerze powiedziawszy Ayame trochę się obawiała.
- Zgadza się. Liczymy na dyskrecję... Rozumiem, że od prawdziwego buiznessmana, jak Pan, zawsze można czegoś takiego oczekiwać- uśmiechnęła się serdecznie po raz pierwszy, jednak uśmiech nie dotarł do oczu, które pozostały chłodne i kalkulujące-A co do osoby, która Pana poleciła to... najpierw wolałabym znać powód dla którego to aż tak bardzo istotne.-nie zamierzała wydać podopiecznej nie znając dobrego powodu. Bez niego byłoby to z jej strony nierozważne. Wystarczy że one mogą znaleźć się w kłopotach. Nie trzeba w to jeszcze wplątywać Rukii. Natomiast Urahara spokojnie się wsłuchiwał w słowa młodej dziewczyny. Doskonale się domyślał jak to wszystko wyglądało i w sumie zastanawiał się, czy naprawdę kontynuować tą rozmowę. Ale w końcu podjął swoją decyzję.
- Cóż... dziękuje za komplement, ale wolę najpierw poznać niezbędne szczegóły o kliencie, zanim zacznę z nim poważniejsze rozmowy. Wiecie, specyficzny towar wymaga specyficznych danych. A dlaczego chcę to wiedzieć ? Powiedzmy, że to tajemnica handlowa. A jeszcze tak spytam - panie są z jakich dywizji, hmmm ? Uśmiechnął się lekko, wiedząc doskonale, że ostatnie słowo należy do niego. Jednak kiwnął ręką, by obie dosiadły się stojącego niedaleko stolika. W końcu nie wypadało rozmawiać o interesach na stojąco, prawda ? Ayame wahała się przez chwilę jednak usiadła na przeciw rozmówcy. Przez jakąś minutę czy dwie na prawdę poważnie rozważała to co mu powiedzieć. Przyszło jej na myśl nawet kłamstwo, ale ostatecznie zdecydowała że nie należy tego robić choćby i z prozaicznego powodu, że pomimo, że rozmówca wydawał się lekko roztrzepany, to jego cała fizjonomia mówiła zupełnie co innego. Z drugiej strony pewnie ma racje. Zaufanie to sprawa obu stron- one zaufają mu w sprawie towaru i tajemnicy dywizyjnej a on im, że nie wydadzą go Gotei.
- Jesteśmy z dywizji 13- czwarta oficer Sakano Ayame a moja koleżanka to piąta oficer- Rini Yoko. O Pana sklepie dowiedziałyśmy się od podopiecznej- szeregowej Kuchiki Rukii. Rozumiem że Pan ją zna?- w zasadzie to ostatnie zdanie bardziej przypominało twierdzenie niż pytanie w ustach dziewczyny ale zawsze warto się upewnić. Po chwili też dodała- Czy to wszystko co chce Pan wiedzieć? Zależy nam na czasie... Urahara kiwnął głową i się uśmiechnął. Widać było, że był w sumie usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. Sięgnął do kieszeni i zaprezentował dwie małe kulki, które potoczyły się kawałek dalej w kierunku obu dziewczyn. Przesunął kapelusz lekko w górę i spojrzał na obie, jakby się jeszcze nad czymś upewniając.
–Ahhhh... Rukia-san. To inna rozmowa. W porządku, to wszystko, co chciałem wiedzieć. I życzę miłej wycieczki na ziemi, tylko nie przesadzajcie za bardzo. Co do ceny... nie musicie płacić od razu. Ale oczywiście chciałbym otrzymać swoją zapłatę, zanim powrócicie do Soul Society. Uśmiechnął się lekko, doskonale odgadując zamiar obu pań. Jednak w tym uśmieszku było coś, co mówiło, że zapłata będzie... naprawdę nieprzyjemna. Dla klientów rzecz jasna. Na koniec kiwnął głową, dając do zrozumienia, że już skończył. Yoko leciutko westchnęła, ale w sumie była zadowolona z tego, że to tak się skończyło. I że wreszcie ich mała przygoda mogła się rozpocząć na całego. Ayame wzięła do ręki małą kulę... I to ma być gigai? Jak niby ma w to wejść? A i co do zapłaty... Też nie chciała zostawić tego na ostatnią chwilę. Sięgnęła pod shihakusho i wyciągnęła 4 banknoty, w sumie całkiem niemałą sumkę.
- Nie lubię mieć długów... Tyle wystarczy?- wyłożyła pieniądze na stół.- A i jeszcze jedno... Jak to działa?- popatrzyła podejrzliwie na kulkę. Urahara spojrzał na banknoty i jak się pojawiły, tak szybko zniknęły. W sumie było to na swój sposób niezwykłe. Jednak po chwili się odezwał.
- Ze względu na Rukię-San wystarczy. A jak kulka działa ? Po prostu wystarczy je nadmuchać, jak balon. To wszystko. Poprawił kapelusz na głowie i machnął zachęcająco dłonią, by wypróbowały. Yoko zadowolona z otrzymania nowej "zabawki" zaczęła nadmuchiwać mały Gigai. W sumie była bardzo ciekawa jak to będzie na koniec wyglądało. I bardzo dobrze się stało że to ona pierwsza zaczęła. Jej przyjaciółka nie była bowiem do końca pewna zastosowania tego przedziwnego wynalazku i trochę ze zwątpieniem patrzyła jak kuleczka zamienia się najpierw w bezkształtną masę aby ostatecznie przybrać postać Rini. Nie udało jej się ukryć zdziwienia na widok niecodziennego zjawiska. Z tego co słyszała w 12 dają od razu gotowe "sztuczne ciała". Ale to jest jakieś... bardziej zabawne? Na chwili obudziło się w niej dziecko i sama "nadmuchała" swój gigai i omal nie zachichotała z radości kiedy faktycznie zjawiło się przed nią jej "ciało".
- Dziękujemy bardzo serdecznie Urahara-san. Co zrobić kiedy już je wykorzystamy i nie będą nam potrzebne? - Yoko jeszcze bardziej zadowolona była widać swoje nowe ciało. Było identyczne ? Co do joty ! Nawet z jej tatuażem na policzku, co było naprawdę niezwykłe. Musiała przyznać, że to było naprawdę zabawne. Musiała przyznać, że ten wynalazek był na swój sposób niezwykły.
- Dziękujemy Uraharaaaaa-San ! To naprawdę niezwyyyykły wynalazek ! Hurra ! Nie mogła już ukryć swojej ekscytacji, a Urahara spojrzał na radość obu pań z dziwnym spokojem. Jednak się uśmiechnął, bo jednak trochę mu to jednak schlebiało. - Jak już nie będą potrzebne ? Hmmm... możecie mi je zwrócić, napewno się nie zmarnują. I nie musicie mi dziękować - interes to interes. Z cwaniackim uśmieszkiem podsumował swoje ostatnie słowa i spokojnie się oparł na stoliku na jednym łokciu, gdy w drugiej ręce wachlarzyk po raz kolejny poszedł w ruch, domyślając się, że ich negocjacje się zakończyły. A obie panie otrzymały to, co trzeba.
Czwarta oficer nie chciała już wnikać w to do czego tak na prawdę będą Uraharze potrzebne zmarnowane gigai, chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Zerknęła na podekscytowaną towarzyszkę, uśmiechnęła się pod nosem i weszła do swojego gigai. Co uderzyło ją był fakt iż wygląd był wypisz wymaluj taki sam jak w jej śnie...Uczucie jakie jej przy tym towarzyszyło było dziwne. Trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Tylko do czego tak na prawdę...? Do tego ubioru jak z koszmaru? Czy może do ciała...? W zasadzie chyba do obu.
- Jeszcze raz dziękujemy. Do widzenia Urahara-san.- To powiedziawszy skierowała się do wyjścia. Rini natomiast czuła się tak podekscytowana, że nie odczuła żadnych dziwnych zmian, gdy znalazła się w nowym ciele. Spojrzała na swój ubiór i przypadł jej do gustu. Krótkie, półdżinsowe spodenki, kolorowa bluzeczka, krótkie pończochy i czerwone trampki. Podobały jej się bardzo jaskrawe kolory, były takie pozytywne. Może było to troszkę za skąpe, nawet na nią... ale nie było źle. Podobało się nawet ! Zresztą to były szczegóły, najważniejsze, że teraz mogła się już poruszać bez przeszkód po ziemi. A jakby coś było nie tak, to załatwi się nowe ubrania. Yoko, gdy już się nacieszyła nową "powłoką", ruszyła za czwartą oficer, przyglądając się jej uważnie i dostrzegła w jej minie coś niepokojącego. [
i]- Ayame-Chaaan.... coś nie tak ? Nie podoba Ci się noweee ciało ? Czy jednak coś poważniejszego ?[/i] Piąta oficer w sumie się zaniepokoiła o swoją towarzyszkę, gdy kątem oka zauważyła u niej jakiś niepokój. Miała jednak nadzieję, że to nie było nic poważnego. Jej towarzyszka stanęła jak wryta w wejściu. Urahara natomiast z nikąd wyjął wachlarz i zaczął nim machać przed twarzą pilnie przyglądając się obu dziewczętom. Nie chciała przy nim poruszać tematu jej koszmaru, dlatego powiedziała pół- porozumiewawczo do Yoko.
- Nie, to nie tak... Ten gigai jest bardzo do mnie podobny, ba gdybym nie była pewna że to faktycznie sztuczna powłoka pomyślałabym pewnie, iż to w rzeczy samej jest moje własne ciało... To tak trochę jak w dziwnym śnie.- Ehh... Dlaczego ta Rini nie ma większego wyczucia sytuacji przy tym jakie tematy porusza w jakim otoczeniu... Jednak się już oddaliły. Za chwilę miały już wyjść na ulicę główną, a Yoko już się domyślała, o co chodzi. Ale wolała się upewnić, chociaż domyśliła się, że to nie będzie nic przyjemnego. Ale po prostu musiała. - Wybaaacz... jak nie chcesz mówić, to nie mów wszystkiego. Ale jak już wspomniałaś o twoim śnie, to... ciało przypomina twoje z tego snu, prawda ? Powiedziała spokojnie, czując jednak lekki wyrzut sumienia, że porusza ten temat, co widać było po jej wyrazie twarzy. Nie chciała jej psuć nastroju, ale skoro już się stało, to jednak się nie odstanie. Chciałaby powiedzieć, że to przypadek, jednak nie mogła w to do końca niestety uwierzyć... Co wyczuła jej towarzyszka. Nie pozostawało jej więc nic innego jak tylko potwierdzić spostrzeżenia "Małej".
- Tak... Nie tylko przypomina ale jest niemal identyczne. Ale nie psujmy sobie humoru... O spójrz! Ta pizzeria wygląda ciekawie! Zjemy coś?- powiedziała uśmiechając się i ręką wskazując na małą restauracyjkę "Roma". O dziwo miała olbrzymią ochotę na pizzę... Prawie tak jakby już ją kiedyś jadła, ale zapomniała jak smakuje... Jej podejrzenia stawały się co raz bardziej realne... Ona chyba na prawdę urodziła się na Ziemi... Yoko uśmiechnęła się i przytuliła do swojej przyjaciółki. Cóż, może to i lepiej, żeby tego teraz nie poruszać. Na chwilę się odsunęła i gdy poczuła przyjemny zapach w nozdrzach, wiedziała, że faktycznie zjedzenie czegoś na początek jest dobrym pomysłem. Nawet bardzo dobrym. Gdy Rini wyczuła zapach jedzenia, to ledwo można ją było powstrzymać.
- Nie ma rady ! Trzeba coś na dzień dobry zjeść i to konkretnie ! Hmmm... paaaachnie smakowicie ! No to w drogę ! I nie zastanawiając się ani chwili dłużej, chwyciła Ayame-Chan za rękę i zaczęła biec powoli w kierunku pizzeri. Jednak zatrzymała się przed ulicą, rozglądając się wokół. Spoglądała na te wszystkie budynki, przechodzących ludzi, dziwne pojazdy z pewnym zachwytem, jakby znalazła się w dzinym raju. Tak, to była przygoda na jaką czekała ! Była podekscytowana, jednak rozglądała się wokoło, bo chyba nie mogła przejść przez ulicę ot tak ? Spojrzała na Ayame pytająco. W sumie poczuła się głupio o to pytając, ale naprawdę nie wiedziała nic o tym świecie.
- Ayame-chaaan.... to będzie głuupie, ale nie wiesz jak przejść na drugą stronę ulicy ? Bo jakoś nie wydaje mi się, że mogę tutaj wbiec ot tak. Złapała się z zakłopotania za tył głowy, rozglądając się wokoło na ludzi, zastanawiając się jak oni rozwiązują ten problem. Ale i tak się dobrze bawiła. A to był dopiero początek. Ayame zaczęła śmiać się z całego serca...
- Jasne Yoko-chan... Widzisz to...- wskazała ręką na przejście dla pieszych -jest miejsce gdzie można sobie przejść. Samochody- te takie w miarę szybkie maszyny co poruszają się po ulicy- powinny się dla nas zatrzymać kiedy zaświeci się zielony ludzik. A tam mamy sklep z muzyką! Wiesz tutaj można słuchać muzyki nie będąc w barze gdzie gra orkiestra ani nie będąc specjalnie wysoko urodzonym tak jak Kuchiki. Wystarczy mieć tylko odtwarzacz! Jak zechcesz to możemy tam później zajrzeć! Albo mam jeszcze lepszy pomysł! Byłaś kiedyś w zoo? Tam jest mnóstwo przeróżnych zwierząt z różnych krańców świata. Powinno być też wesołe miasteczko! Na pewno ci się spodoba!- nie wiedzieć dlaczego Ayame nagle odżyła. Na prawdę czuła się jak w domu. Uśmiech z twarzy nie znikał jej a entuzjazm i radość odbijały się w jej słowach tak że przypominała małą dziewczynkę, której ktoś dał dobrą zabawkę albo cukierka! Tyle chciała pokazać Rini! Tyle chciała sama ponownie zobaczyć! Yoko się cieszyła z entuzjazmu jej przyjaciółki, wyglądało to tak jakby naprawdę znalazła się z powrotem w domu. Jednak jej podejrzenia stawały się trafne - chyba naprawdę się urodziła na ziemi i jakoś trafiła do Soul Society. Tak by nie wymieniała tych wszystkich nazw ot tak. Tak jakby jej część wspomnień... powróciła. Ale wolała tego nie poruszać, nie teraz, nie w takiej chwili. Po chwili jej uśmiech zniknął i się z lekka naburmuszyła, jednak było widać, że nie było to na poważnie.
- Hmpf ! To, że tyle wiesz, nie znaczy, że musisz się tak ze mnie śmiać ! Chyba nie chcesz, bym się obraziła ? I momentalnie zaczęła się śmiać, wiedząc, że nie śmiała się z niej złośliwie. Zresztą obie były w tym momencie w zbyt dobrym humorze, by się przejmować takimi detalami. Pozostało im jedynie dojść do tego "przejścia dla pieszych" i znaleść się po drugiej stronie ulicy.
Weszły do pizzerii udekorowanej na tradycyjną włoską modłę. Było mnóstwo kwiatów, na ścianach powymalowywano zdjęcia z najsłynniejszych zabytków Rzymu w tym Koloseum czy łuków triumfalnych. Filary podtrzymujące sufit miały kształt kolumn a w powietrzu unosił się zapach pizzy. Dziewczęta znalazły pierwszy wolny stolik i usiadły przy nim. Szybko podszedł do nich kelner i podał menu. Ayame nie zastanawiała się długo i zdecydowała się na pepperoni natomiast Rini zamówiła od razu dwa Vezuvio z szynką, zaskakując tym samym niczego nie podejrzewającego ubranego jak pingwin mężczyznę. Czas przeznaczony na oczekiwanie na dostarczenie jedzenia Ayame postanowiła wykorzystać na rozmowę z przyjaciółką nad którą myślała jeszcze w Soul Society.
- Rini skarbie... Skoro mamy czas to czy nie miałabyś nic przeciwko małej rozmowie?- zapytała nieśmiało spoglądając na towarzyszkę. Rini kiwnęła głową. W sumie może to był ten moment, gdy trzeba było poruszyć parę spraw ? W sumie sama czuła, że musi jakoś porozmawiać w ten sposób.
- W porządku Ayame-Chan. Wydaaaje mi się, że maaamy akurat dobrą okazję. Skończyła i czekała na słowa Czwartej Oficer, wiedząc, że szykuje się dosyć poważna rozmowa po tonie jej głosu.
- Bo widzisz... To co ja... to co ty...- Sakano poczerwieniała wściekle- wiesz co ja... do Kapitana prawda?... Yoko się uśmiechnęła. A więc o to chodziło... no tak, w sumie była zdziwiona, że Ayame-Chan była podejrzanie spokojna i w ogóle o tym nie wspominała. Oczywiście, że o tym wiedziała, co już zresztą sprawdziła. Uśmiechnęła się delikatnie, dobrze ją rozumiała, bo sama miała kogoś, w kim się zakochała. I naprawdę była szczęśliwa, że ktoś jej ufał w ten sposób. Czuła się w takich chwilach wzmocniona i potrzebna zarazem. - Oooczywiście Ayame-Chan, wieeem o tym. I dziękuje, że mi taaaak ufasz. Sporo to dla mnie znaczy. W czymś jest problem ? Spytała dosyć ostrożnie, nie naciskając na jej przyjaciółkę widząc jej zdenerwowanie. Delikatnie położyła swoją dłoń na jej i spokojnie czekała na odpowiedź. Teraz już wiedziała, że tej wycieczki nie zapomni. I nie tylko pod względem różnych atrakcji...
- Właściwie to nic wielkiego ale taka mała prośba z mojej strony... Bo widzisz... Bardzo się cieszę że mogłam się tym z kimś podzielić ale mimo wszystko prosiłabym o więcej dyskrecji... Wiesz przecież że Kapitan jest dość... popularny ... wśród dziewcząt z naszej dywizji... a po za tym wolałabym żeby o tym nie wiedział... Sama rozumiesz...- powiedziała trzymając z zażenowania spuszczoną głowę. Yoko lekko westchnęła, w sumie dalej była zaskoczona tą naprawdę nieśmiałą stronę Ayame, tak samo, jak kiedy zobaczyła ją po raz pierwszy. Teraz naprawdę wyglądała jak zupełnie inna osoba. Ale było to także na swój sposób urocze. Uśmiechnęła się lekko, rozumiejąc w pewnym sensie jej obawy. Faktycznie, Uki-Chan był popularny i nawet nie mogła stwierdzić, czy on naprawdę nikogo nie ma... ale wolała tego nie mówić, nie zamartwiając przyjaciółki. Chociaż z drugiej strony by nie robiłby z tego wielkiej tajemnicy, nie on. Odezwała się w końcu po krótkim zamyśleniu.
- Cóż, Ayame-Chaan... wiesz, że nikomu nie powiem, póki sama tak nie zechcesz, tylko muszę coś powiedzieć, chociaż nie wiem czy to będzie do końca miłe. Właśnie ta populaaarność Uki-Chana jest lekkim problemem - jakby co, wykonamy pierwszy ruch. Tylko muszę pomyśleć w jaki sposób... Uśmiechnęła się zawadiacko, w sumie nieświadomie dobrze się bawiąc na samą myśl o odgrywaniu roli swatki. Chociaż nie będzie to łatwe. Ale do wykonania, ona nigdy nie mówiła NIE ! - A co do mnie... będę musiała sama niedłuuugo powiedzieć co ja czuję do Sato-Chana. Tylko muszę znaleść do tego dobrą okaaazję, bo niesteeety ten nadmiar zajęć w tym przeszkadza. I jednak trochę się boję. Nieśmiało ściszyła głos, w sumie sama bała się, co by się stało, jakby jednak odmówił. I naprawdę by nie chciała, by tak się stało. Jednak wiedziała, że w końcu trzeba będzie wykonać jakiś ruch. I dobrze o tym wiedziały. Ayame głośno przełknęła ślinę na samą myśl o konfesji. O nie... Chyba prędzej dałaby się pokroić. Jakby zareagował? Pewnie nie chciałby jej skrzywdzić... ale na pewno by ją odepchnął. Pewnie też straciłby do niej zaufanie. Nie- tego nigdy nie chciała. Dlatego śmiałe stwierdzenie Rini że jednak podejmie wyzwanie i powie co czuje do Sato wzbudziło w niej nie mały podziw. No tak ... A może by tak przychylnie zagadać do niego w jej sprawie? Ona w cale nie musi o tym wiedzieć... Byleby chłopak myślał o jej przyjaciółce w przychylny sposób. Coś się da załatwić. Poza tym ona ma i tak stokroć większe szanse na sukces niż ona.
- Yoko-chan... Nie martw się- Sato musiałby być prawdziwym idiotą żeby cię odepchnąć. Pasujecie do siebie świetnie. I tego będę się trzymać- powiedziała próbując podtrzymać kumpelę na duchu Sakano. Yoko się uśmiechnęła, czując to wsparcie. Tak, wiedziała, że się nie myliła mogąc jej zaufać. Jej chwilowe wątpliwości zniknęły, chociaż jakaś obawa w niej tkwiła rzecz jasna. Spojrzała spokojnie na Ayame, też jakoś chciałaby jej pomóc. I już sobie przyrzekła, że to zrobi. Ale na spokojnie, bez żadnych nerwowych ruchów.
- Ayame-Chan... dziękuuje, naprawdę dziękuje. Co do Ciebie - wierzę w to, że zbierzesz w sobie tą odwagę, ja Ci tego z całego serca życzę. Ja w Ciebie wierzę i zawsze Ci chętnie pomogę jak potrafię. Powiedziała, lekko się uśmiechając. Tak... wiedziała, że niedługo zacznie się robić naprawdę sympatycznie. I one znajdą swoje szczęście prędzej czy później. Ayame tylko uśmiechnęła się na słowa koleżanki. Była jej za to wdzięczna, ale w głębi serca wiedziała, że raczej nie ma u kapitana szans.
Kelner przyniósł im zamówienie chwilę później. Sakano była nie lada zaskoczona kiedy jej towarzyszka spałaszowała 2 pizze kiedy ta zdążyła ledwie zjeść swoją jedną. Zapłaciła rachunek i dwie zbłąkane dusze ruszyły na dalszy podbój Ziemi i jej rozrywek. Na dobry początek wyhaczyły sklep muzyczny gdzie Ayame pokazała Rini jak działają odtwarzacze muzyki i zakupiły je razem z kilkoma płytami co fajniejszych zespołów. Później starsza ziemskim stażem zaprowadziła przyjaciółkę do ZOO. Tam zobaczyły lwy, pandy, rysie, niedźwiedzie, papugi i wiele innych egzotycznych zwierząt z których Czwartej Oficer najbardziej przypadły do gustu papugi ( być może dlatego że jedna wdała się z nią w prześmieszną rozmowę o niczym) a Piątej Oficer- żyrafy. Ostatnim punktem wyprawy ustaliły że będzie Wesołe Miasteczko. Jak tam doszły było już późne popołudnie więc umówiły się jedynie na 2-3 przejażdżki maksymalnie. W końcu czas wracać do dywizji. Jednak widać było, że bawiły się przednio. I nie tylko one, a także dwaj mili panowie, którzy przyglądali się im od pewnego kawałka czasu wyraźnie planowali coś z tym fantem zrobić. Dziewczyny spokojnie zsiadły z karuzeli, a dwaj faceci tylko czekali na odpowiednią okazję. I rzeczywiście się zdarzyła, gdy jeden z nich podszedł do obu pań, które właśnie piły kawę w małej restauracyjce. Był to wysoki osobnik, ubrany w czarną jak smoła bluzę z kapturem i czarnymi dżinsami, który spokojnie stanął obok nich. Na głowie miał charakterystyczną czapkę i na jego twarzy gdzie niegdzie znajdowały się kolczyki. Ogólnie jego wygląd można było określić - zakapior. Jednak w jego uśmiechu było coś dziwnie sympatycznego, co dziwnie nie pasowało do reszty jego osoby. W końcu się odezwał. W sposób, jaki można się było spodziewać.
- Cześć dziewuszki ! Przyglądałem się wam od dłuższego czasu, przyznaję. I naprawdę nie powinniśmy tak chodzić same, to miasto o tej porze zaczyna się robić niebezpieczne. Jakby co możecie mi kompletnie zaufać, a was oprowadzę ! Zresztą nigdy was tutaj nie widziałem, a moje oko takich ślicznotek by z pewnością nie ominęło. I takie dup... W tym momencie dostał niespodziewanie w tył głowy, przerywając jego przemowę. I wszyscy mieli wrażenie, że na szczęście to się w końcu stało. Drugi mężczyzna był kompletnym przeciwieństwem tego drugiego - krótko ścięte blond włosy, które wyglądały na niezwykle zadbane. Ubrany w garnitur, a złoty zegarek na jego lewej ręce wskazywał na to, że nie był z pewnością płotką. Był niższy od osobnika w czapce, jednak niewiele. Lekko odchrząknął, spoglądając na niego swoimi niebieskimi oczami, jakby właśnie popełnił straszną gafę. W końcu się odezwał.
- Wybaczcie moje panie. Mój brat to idiota, nawet się zapomniał przedstawić. Zresztą co to za gadka, Hiroshi, byś się wstydził. Zresztą gdzie moje maniery - nazywają mnie Miyahara Koyuki, a ten gbur to Miyahara Hiroshi. Miło mi. To było momentalne, gdy się przysiadł do stolika, a atmosfera zaczęła się robić jakaś dziwna. Jego brat spoglądał na niego w stylu "Kto tu jest idiotą do cholery ?!", ale po chwili się uspokoił. Ale jednak Koyuki spojrzał momentalnie na Ayame, uśmiechając się delikatnie.
- Moja droga... mam naprawdę nadzieję, że nie jesteście obie złe na mojego brata. Chociaż przy was można zapomnieć języka w ustach, takie wywieracie wrażenie. Szczególnie Ty, moja miła. Delikatnie przesunął palcami po włosach, jakby się do czegoś szykując. Yoko musiała przyznać, że miał intrygującą gatkę, chociaż nie podobało jej się to do czego to zmierza do końca, szczególnie gdy Koyuki tak zbliżył się blisko do Ayame. I jak widać było, jeszcze nie miał zamiaru kończyć. - Gdy spoglądam w twoje oczy, aż potrzebuję znaleźć mapy, gdyż się w nich zagubiłem, są tak absorbujące ! Jesteś ideałem, którego szukałem ! Jego brat po cichu prychnął, a zdziwienie obu dziewczyn z pewnością narastało. A Rini była zdziwiona, gdy się momentalnie Hiroshi znalazł przy niej.
- Słyszysz tego głupka ? Poeta się znalazł od siedmiu boleści. Pewnie nie możesz go słuchać, co nie, maleńka ? Choć ze mną, pokażę Ci kawałek miasta i się lepiej poznamy. A przy okazji gdzieś zabawimy ! Bo na pewno wiesz co to jest dobra zabawa ! Mrugnął do niej okiem, a Yoko przez chwilę się nie odzywała, ale coś czuła, że zaczynał ją denerwować. I nie lubiła, gdy ktoś mówił do niej "maleńka". Nawet bardzo, jednak się powstrzymała i się lekko uśmiechnęła.
- Dzięki Hiroshi-kun, ale odmówię, niedługoo będę musiała wyjechać z tego miasta. Ale dzięki za ofertę. Zresztą... jesteśmy zajęte. Jeśli wiesz co mam na myśli... I miała nadzieję, że to starczy, żeby go spławić, bo naprawdę nie miała zamiaru tego ciągnąć. I na chwilę nastała dziwna cisza.
-Dokładnie tak Miyahara-san- powiedziała Ayame która wróciła do najformalniejszego tonu Oficera zarezerwowanego jedynie do ochrzaniania krnąbrnych członków dywizji i delikatnie zdjęła niechcianą dłoń pajaca ze swojej- Ponadto jeżeli faktycznie aż potrzebujesz się znaleźć za pomocą mapy jeżeli patrzysz w moje oczy... to przypadkiem nie powinieneś zatrudnić psa przewodnika żeby cię wyprowadził? Albo lepiej nie...Pewnie i tak masz nikłe powodzenie u kobiet z takimi kiepskimi tandetnymi tekstami... Jakbyś miał psa przewodnika to musiałbyś się zmierzyć z brutalną rzeczywistością i przyznać że pies ma większe powodzenie niż ty.- zakończyła lodowato- Yoko, chodźmy stąd. Mężczyzna niespodziewanie schylił głowę, wyglądało to tak, jakby ukazywał skruchę.
- Masz rację, zabrzmiało to nieodpowiednio. Mam nadzieję, że nie będziesz już na mnie zła. Chciałbym jednak zaproponować kolację we dwoje jako zadośćuczynienie. Zresztą... Niespodziewanie wystrzelił ramię w kierunku nadgarstka Ayame, ściskając go. - Mi się nie odmawia. Jego uśmiech momentalnie zniknął, a pojawił się na nim dziwny, bezczelny uśmieszek. Widać było, że tak łatwo nie odpuści. Yoko spojrzała zeźlona, gdy niespodziewanie poczuła lekkie ukłucie w boku.
- Maleńka... my tutaj grzecznie, a twoja koleżanka tak szczeka. Załatwmy to grzecznie, dobrze radzę. Spokojnie wyjdziemy i się pobawimy. No to jak ?- Hiroshi spojrzał bezczelnie na Rini, czując się jak pan sytuacji. Musiała przyznać, że było to tak bezczelne, że przez chwilę nawet nie zareagowała. Ale potem krótkie uderzenie łokciem w jego twarz szybko przywróciło go do pionu. Co oczywiście nie pozostało bez odpowiedzi.
- O Ty... ściero.- I zamachnął się nożem na dziewczynę, a ta zgrabnie ominęła jego cios i niezbyt subtelnie uderzyła go wyprostowaną dłonią w krtań, co szybko go sprowadziło na ziemię, przy okazji zmuszając go, by złapał się za gardło. Rini spojrzała groźnie na drugiego z zaciśniętymi dłońmi.
- Dobrze Ci radzę, puść ją...
Ten o dziwo nie stracił ani trochę rezonu, a gdy sięgnął po coś błyskawicznie do kieszeni i przyłożył do głowy Ayame, to musiała przyznać, że był szybki.
- Spokój… albo odstrzelę jej główkę. A miało być tak miło... To wasza wina ! Nie ciężko było zauważyć, że w małym lokaliku zrobiło się zamieszanie, a ludzie zaczęli się wycofywać. Cokolwiek trzymał, musiało być niebezpieczne.
- Ayame!- krzyknął znajomy ciepły męski głos. Oczy całej czwórki zwróciły się w stronę drzwi w których stał białowłosy mężczyzna ubrany beżowy sweter spod którego wystawała biała prosta koszula i brązowe garniturowe spodnie. Miał około 1,90 a jego brązowe oczy wyrażały prawdziwe przerażenie. Za nim stał niezbyt wysoki chłopak, na oko 1,65 wzrostu. Ubrany był podobnie do Hiroshiego, tylko jego ubiór był niebieskiego koloru, a słuchawki na uszach wskazywały na to, że z pewnością czegoś właśnie słucha. Kaptur założony na głowie po sekundzie się zsunął, a jego dziwnie znużona, a zarazem z lekka poirytowana twarz wskazywały na to, że cokolwiek robił, to mu to przerwano. Przesunął rękoma po swoich średniej długości czarnych włosach, a jego brązowe oczy ze spokojem obserwowały sytuacje. Chociaż od zawsze irytowało go to, że miał taką dosyć chłopięcą twarz, co odbierało mu swoistej męskości w jego mniemaniu. Jednak niespodziewanie się uśmiechnął, zupełnie wybijając z tropu faceta z pistoletem. Ten moment wykorzystał kapitan Ukitake, który po prostu uderzył go pięścią w twarz. Niestety nasz napastnik miał pecha i wylądował boleśnie na stoliku, uwalniając Ayame z jego uścisku. Gdy już chciał się podnieść, Yoko podniosło nogę i opuściła ją na jego twarz, kończąc zadanie w niezbyt przyjemny sposób. A gdy drugi zaczął się powoli podnosić, Sato zaszedł za niego i kopnięciem w brzuch z powrotem go sprowadził do parteru. Ale zrobił to z tak znudzonym wyrazem twarzy, że Yoko aż podniosła z lekkim zdziwieniem brew. Kapitan Ukitake natomiast podszedł do zszokowanej Ayame, która wciąż nie mogła uwierzyć, że właśnie ten spokojny, łagodny, wiecznie uśmiechnięty i wrażliwy mężczyzna na jej oczach przywalił komuś pięścią w twarz... I to za nią...
- Ayame... Nic ci nie jest?- powiedział delikatnie łapiąc ją za ramiona i podnosząc. W jego oczach była nieopisana troska.- Możesz stać?-
Ayame przez krótką chwilę nie mogła dojść do siebie więc patrzyła się zszokowana w twarz swojego wybawiciela zanim dotarło do niej co tak na prawdę powiedział.
- N-n-nie... Nic mi nie jest... Wszystko w porządku... A Pana ręka? Boli?... Nieźle pan mu przyłożył... Nie spodziewałam się tego po Panu...- wydukała, a na jej twarzy zagościł dobrze znany dla Rini szkarłat. Kapitan był tak blisko. Aż za blisko. Skupiła więc całą uwagę na jego rękę żeby nie patrzeć mu w oczy. Nieświadomie dla niej na twarzy Ukitake również zagościł nieśmiały rumieniec.
- Eeeeee tam... To taka kwestia chwili. W końcu jestem Kapitanem... Umiejętności walki wręcz nie są mi obce- mówiąc to podrapał się nieśmiało po potylicy. Sato natomiast wyjął słuchawki i westchnął zrezygnowany, uśmiechając się lekko do Yoko, która mu odwzajemniła ten sam, zawadiacki uśmiech. Potem gdy spojrzał na kapitana i Ayame, przewrócił oczami jakby ujrzał coś naprawdę nudnego. A może raczej coś, co go dziwnie rozbawiło. Na swój sposób.
- Tak, jeszcze brakuje lukru i wisienki na torcie. Chociaż... pasują do siebie, co ? Spojrzał na Yoko z zawadiackim uśmiechem, który ta znowu odwzajemniła. Chociaż po chwili westchnął i dziwnie się naburmuszył. - Wiesz co ? Yoko, miałaś dzisiaj ze mną rozegrać sparing, a Ty się gdzieś wałęsasz i podrywasz obcych facetów. Masz tupet, nie ma co ! Uśmiechnął się dziwnie, jakby coś sugerując. Yoko tylko przewróciła zrezygnowana oczami i pacnęła go niespodziewanie w tył głowy, lekko poirytowana.
- Hmpf !! Nie bądź beezczelny ! Nie podoba mi się to, co sugerujesz, cwaniaaczku ! Ale dobrze, że wpadłeeeś, chociaż nie musiałeś. Miałam wszystko pod kontrolą ! Skrzyżowała ramiona i spojrzała spode łba na Sato, przy okazji się uśmiechając szeroko. W sumie tak naprawdę była szczęśliwa, że wpadł, jakoś mu jej brakowało tego marudnego, zobojętniałego głosu tego "cwaniaczka". Ten uśmiechnął się, szczerząc zęby i przydeptując głowę biednego Hiroshiego z powrotem do podłogi. Zbliżył się do Yoko, spoglądając jej prosto w twarz, czym ją zaskoczył. Ta ledwo się powstrzymała przed rumieńcem i złapała go za twarz, lekko odsuwając, a ten ją lekko strącił.
- Ej, co to ma być ? Nie łap mnie tak za twarz ! - Z lekka się zdenerwował, a Yoko nie pozostała winna, bezczelnie się uśmiechając.
- A Ty taaak się nie zbliżaj beeeez zapytania. Chociaż... nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało. Ściszyła znacznie głos, lekko odwracając głowę. Sato podniósł brwi, po chwili się jednak uśmiechając. Chyba się domyślał o co chodzi. - Coś mówiłaś ? Bo nie słyszałem... No, odebrało głos ? Nachylił się nad Yoko, jakby czując dziwną satysfakcję nad tym, że jakoś ją zdołał na swój dziwny sposób "ujarzmić". Ta jednak nie pozostała dłużna i się momentalnie odwróciła, kładąc palec na jego ustach, niespodziewanie go uciszając i po chwili zdejmując.
- Nie wyobrażaj sobie nie wiado... Nie dokończyła zdania, gdy niespodziewanie poczuła na sobie ciężar Sato i jego usta na swoich. Aż ją zatkało, chociaż gdy zobaczyła, że napastnik wytrącił Sato z równowagi, to jakimś dziwnym trafem nie była na niego zła. Wręcz przeciwnie. Ale niespodziewanie czymś dostał w głowę i znów stracił nieprzytomność. I tak przez chwilę się nie poruszali, dziwnie połączeni, nie poruszając się ani o milimetr. Jednak po sekundzie niemal jednocześnie wstali, on totalnie zaskoczony, a ona z lekkim rumieńcem na twarzy. Jednak to on się pierwszy odezwał.
- To... a to bezczelny. Gnojek, tak od tyłu. I Yoko... masz takie przyjemnie miękkie usta. Nie żeby mi się to podobało aż tak bardzo... - Odwrócił głowę i chrząknął, jednak coś było podejrzanego w jego zachowaniu. Yoko natomiast delikatnie złapała się za usta i po chwili odsunęła dłoń, zaskoczona tym dziwnym wydarzeniem. Chociaż po chwili z lekka się zdenerwowała. Ale widać było, że nie na poważnie.
- Hmpf ! Tylko się czasem nie przyzwyczaaajaj za bardzo. Tym razeeem miałeś szczęście ! I jeszcze się daaałeś podejść jak aamator ! Uśmiechnęła się zawadiacko zbliżając swoją twarz do jego. Ten dziwnie się na nią zapatrzył, jednak po chwili potrząsnął głową, jakby wyrzucając ze swojej głowy jakieś myśli. I oczywiście nie pozostał dłużny.
- Ta, widziałem jak miałaś wszystko pod kontrolą ! Facet celował do niej z pukawki, a Ty się zastanawiałaś co zrobić ! Ha, też mi kontrola sytuacji. A ten pocałunek - ciesz się, bo więcej się od takiego przyjemniaczka jak ja Ci się nie wydarzy ! Chociaż... nie, nieważne do cholery ! Oskarżająca wskazał palcem, a oboje widać było, że się rozkręcili w oskarżeniach, rzucając ofiarami, inwektywami i ciamajdami. Chociaż niespodziewanie na koniec... się roześmiali, tak jakby nic się nie stało. Po krótkim wybuchu śmiechu, on się odezwał jako pierwszy.
- Heh, załamujesz mnie dziewczyno. Ale następnym razem mów gdzie się wybierasz i się nie umawiaj na sparingi, jak o tym zapominasz. Po raz pierwszy powiedział to ze spokojem, wskazując palcem na Yoko. A ta splotła ramiona i spojrzała na niego z uśmiechem. - Zastanooowię się nad tym, czy Ci mówić czy nie. A wiesz coo ? Następnym razeeem nie masz ze mną szans ! Tym razem to ona wskazała na niego palcem. Musiała przyznać, że było w tym wszystkim coś naprawdę miłego i zarazem zabawnego. I tak się podroczyli chwilę, zupełnie zapominając o kapitanie i Ayame, który do tej chwili się zdążyli zacząć już własny temat rozmowy.
- Zachowują się co najmniej jak stare małżeństwo...- Powiedziała z lekkim uśmiechem Ayame a kapitan lekko zachichotał pod nosem.
- To fakt są na prawdę uroczy...- odpowiedział jej a w następnej chwili spojrzeli sobie głęboko w oczy. Świadomość sytuacji dotarła jednak do nich dopiero po chwili i oboje zalali się szkarłatnym rumieńcem odwracając od siebie wzrok.
- A tak właściwie... to co Pan tu robi?- zapytała kiedy już trochę doszła do siebie, wciąż jednak nie podnosząc wzroku z ręki kapitana, którą delikatnie rozmasowywała.
- A tak właśnie... Obudzili mnie Sentaro i Kiyone wzajemnie przekrzykując się kto ma zrobić papierkową robotę... Kiedy doszedłem do siebie bardziej uzmysłowiłem sobie że chyba musiałem dłużej zaspać bo było już całkiem jasno. Z reguły nawet jak zdarza mi się zaspać zawsze siedzisz z papierami wypełnionymi praktycznie juz w 3/4. Najpierw myślałem że i ty zaspałaś- w końcu wczoraj był męczący dzień... Każdemu się może zdarzyć... Poszedłem więc sprawdzić do ciebie czy wszystko w porządku, ale w połowie drogi spotkałem Sato, który szukał Rini. Nie mógł jej nigdzie znaleźć. Zaczęliśmy więc szukać was razem kiedy po pewnym czasie przyleciał do mnie posłaniec z wiadomością że dwie moje podopieczne przeszły przez Bramę. Możesz mi wyjaśnić dlaczego to zrobiłaś?- powiedział spokojnie choć w jego głosie można było wyczuć lekki zawód. Ayame strasznie to zabolało i przestała na chwilę masować mu rękę.
- Przepraszam Kapitanie... To było samolubne z mojej strony...- Kapitan spojrzał na młodą shinigami przed sobą zatroskanym wzrokiem, prawą rękę podsadził jej lekko pod podbródek i podniósł do góry tak aby mógł spojrzeć jej w oczy. Ayame znowu poczerwieniała.
- Co masz na myśli mówiąc "samolubne?" Coś się stało? Wiesz, że możesz mi powiedzieć prawda? Yoko na chwilę kaszlnęła, zwracając na siebie uwagę. Podrapała się z lekka zakłopotana po tyle głowy. Po chwili zaczęła mówić.
- Cóóóż... Uki-Chan... prawda jest taka, że chciałyśmy coś sprawdzić, a dokłaaadnie sen... Kapitan podniósł zaskoczony brew, a Piąta Oficer kontynuowała. - Mianowicie w tym śnie Ayame-Chan się śniło, że doszło na ulicy do szamotaniny między nią, a jakims napastnikiem, który chciał ukraść jej torebkę. Dziaaało się to na skraju chodnika i niespodziewanie napastnik popchnął Ayame-Chan, a ona... zginęła pod kołami tira. Ten sen śnił się jej od pewnego czaaasu i powiedziała mi o nim. Wydawała jej się taaa scena strasznie znajooma. Potem po zastanoowieniu odkryłyśmy, że to mogłaby być jakaś sceena z jej przeszłości, więc chciaaaałyśmy to sprawdzić. A przy okazji przyznaję, żeeee to byył mój poomysł. Chciaaałam przy okaaazji zobaczyć zieeemię, pomyślałam, że to mooże być fajna przygooda. Ale przede wszyyystkim chodziło o ten sen. Yoko zakończyła, lekko wzdychając i wzruszając ramionami na znak, że to już wszystko. Sato położył jej rękę na głowie i zaczął masować, co ją z lekka zaskoczyło.
- Heh... Yoko-kun, jak zwykle musiałaś gdzieś się wybrać, bo przygód Ci było za mało. Zresztą nie pomyślałaś, że ktoś by się zmartwił ? I mogłaś mi powiedzieć, a nie zapominać o treningu. Przecież dobrze wiesz, że bym Ci jakoś pomógł czy wymyślił jakąś gatkę, by was nie nakryli. Jesteś niemożliwa momentami, naprawdę... Zdjął rękę z jej głowy i podniósł ramiona i wzrok w górę ze zrezygnowania. Yoko w sumie się zrobiło miło, że się o nią martwił (chyba) i jakby co ją ukrywał. Było to dziwnie... miłe. Kapitan natomiast spojrzał na wyraźnie zakłopotaną blondynkę obok siebie. Nagle zrozumiał, że tak na prawdę nie zna osoby która do tej pory tak dzielnie zajmowała się jego dywizją za niego. Nigdy bowiem nie pytał jej o nic. Ona natomiast zajmowała się wszystkim bez słowa komentarza, z uśmiechem na twarzy, zawsze martwiąc się tylko o niego. Zrobiło mu się trochę głupio.
- Przepraszam Ayame...- to proste stwierdzenie wywołało szok u młodej oficer. Kapitan przeprasza ją? Za to co ona zrobiła? To nie miało sensu... Ale kapitan dokończył swoją myśl- Przepraszam, że do tej pory nie zwracałem uwagi na twoje uczucia, lęki i troski. Z naszej dwójki to ja jestem bardziej samolubny. Jako kapitan powinienem wiedzieć kiedy mój najbardziej zaufany człowiek ma jakieś zmartwienie...- Sakano nie mogła w to uwierzyć... Czy ona aby się nie przesłyszała? - No nic... Tym razem, jako że to był pierwszy raz, uda mi się to jakoś zatuszować... nie macie się co martwić. I... Ayame... Następnym razem jak będziesz miała jakiś problem, albo zmartwienie to chętnie cię wysłucham. A teraz pora wracać do Społeczeństwa nie sądzicie?- zwrócił się do wszystkich. Nagle poczuł jak jego rękę opuszcza ciepło a w następnej chwili w ostatnim momencie udało mu się złapać Ayame przed upadkiem na ziemię. Czwarta Oficer dywizji 13 oficjalnie zemdlała. Zaskoczeni tym faktem, przez sekundę nie zareagowali. Kapitan szybko podniósł Ayame i kiwnął reszcie głową, że to chyba idealna chwila, by wracali z powrotem. I tak po wyjściu z lokalu i krótkiej podróży po chwili zaczęli się przenosić z powrotem do Soul Society. Z pozoru niepozorny dzień był ciekawszy niż się wszyscy spodziewali. Yoko spojrzała na Sato, który podniósł pytająco brew, widząc jej uśmiech. Ten po chwili jednak zrozumiał co miała na myśli i spojrzał na kapitana, który trzymał w ramionach nieprzytomną Ayame. Uśmiechnął się sam, spoglądając na swojego przełożonego.
- Hmmm... no proszę proszę, a już myślałem, że nie ma dla niego nadziei. Tyle dziewczyn lata wokół niego, a on nic. A tu taka niespodzianka, no no. Dodał po cichu, a Yoko się uśmiechnęła jeszcze szerzej. Oczywiście życzyła Ayame jak najlepiej.
- Oczywiście, że pasuuuje, tak razem siedzieeeeli... nie żebym im zazdrościłaaa, heh. Jednak dało się wyczuć w tym małe kłamstewko.
- Heh, to moja linia. Takie przesłodzone na siłę. Zresztą nie ma w tym nic ciekawego, chociaż... nie, nieważne. Yoko spojrzała na niego z małym uśmieszkiem i tym pytającym spojrzeniem "A co niby takiego nieważnego ?" gdy ten zareagował na to odwróceniem głowy. I tak znów zaczęli się sprzeczać, gdy dostrzegli kątem oka, że mała Ayame niespodziewanie się uśmiechnęła...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Wto 0:58, 10 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ayame
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Seireitei
|
Wysłany: Wto 2:05, 10 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Pojawienie się kapitan Soifon nie mogło zwiastować niczego dobrego. Tak przynajmniej myślała. Znajdowała się już jakiś kawał drogi od domu Kapitana na nowo przemoczona, na nowo zziębnięta. Nie przeszkadzało jej to jednak. Odżyła w niej na nowo nadzieja i determinacja. Czuła także olbrzymią ulgę wiedząc, że Kapitan ją wspiera, choć niezależnie od tego i tak szukałaby Rini. Na własną rękę… Owszem zależało jej jak najbardziej na tym, żeby Kapitan nie miał jej tego za złe, ale nie chciała zostawiać tej sprawy w taki sposób. Nie mogła tak zostawić Rini… Nie po tym co razem przeszły i jak bliska jej się stała. Dzięki „Małej” nauczyła się, że wieczne postępowanie zgodnie z regulaminem nie jest dokładnie tym czego by chciała. Wróciła na miejsce, gdzie Soyer opowiedział jej co widział. Tak jak myślała upuszczona przez nią parasolka leżała zapomniana i ubłocona na ziemi. Trzeba będzie ją wyprać w wolnej chwili i oddać Ishi. Podniosła przemoczony przedmiot i złożyła go. Całe szczęście, że była automatyczna. Swoją drogą zawsze była ciekawa skąd Ishi bierze te wszystkie przedmioty, które nie raz tak ciężko zdobyć w Społeczności…
Przymocowała mokry jak ona przedmiot do paska i postanowiła wrócić do siebie aby się z lekka osuszyć przed poszukiwaniem Soyera. Nie chciała być chora- to by oznaczało bałagan w dywizji. Nie chciała znowu zaczynać wszystko od nowa. Jakkolwiek Sentaro i Kiyone starają się bardzo to ich wzajemne kłótnie powodują, a raczej powodowały, całkiem niezłe zamieszanie, które jakimś cudem udało jej się ogarnąć.
Do swojego domku doskoczyła bardzo szybko, zdjęła sandały oraz przemoczone ubranie i wzięła szybki prysznic. Dawno nie było jej tak dobrze jak kiedy ciepły strumień wody spływał po jej przemarzniętym ciele. Wytarła się szybko bawełnianym ręcznikiem w jej ulubionym kolorze- niebieskim, w który opatulona wyszła następnie do pokoju i wyjęła suche shihakushou i skarpetki tabi. Za pomocą kidou zręcznie wysuszyła sobie włosy i związała je w kucyk. Przemoczone ubranie wywiesiła do wysuszenia a przemoczoną parasolkę rozłożoną włożyła do pustej wanny aby wyschła. Zorganizowana usiadła jeszcze na chwilę aby sobie wszystko dokładnie przemyśleć. Sprawa ma początek w zniknięciach o których mówiła Ishi. Według niej ofiary nie miały ze sobą żadnego powiązania. To by oznaczało, że albo porywaczowi jest obojętne kto będzie jego celem albo eksperymentuje z różnymi odmiennymi typami ludzi albo porywaczy jest wielu i wybierają swoje ofiary według własnego widzi-mi-się. Osobiście najbardziej skłonna była do drugiej opcji. Rini była osobą jedyną w swoim rodzaju tak więc stanowiła cel idealny. Kolejny problem to zbieżność czasu… Trochę niepokoił ją fakt, że wszystko miało miejsce mniej więcej kiedy Faust został skazany- innymi słowy albo przypadek albo cel. I ta interwencja dwunastego… Dlaczego tak bardzo zależy im na monopolu w tej sprawie. Nie tylko aprobata komandora- generała ale i pokoju 46. Ktoś wyraźnie chce tu coś zatuszować… Tylko co? Przypomniała sobie o kopertach które dostała od ekscentrycznej 13 oficer i wyciągnęła je z rękawa przemoczonego kimona. Zawahała się... Nie była do końca pewna czy chce wiedzieć co jest tam w środku... Wzięła głęboki wdech i rozerwała górną krawędź. W środku były rysunki. Bardzo masakryczne, jednak młoda oficer nie była poruszona aż tak bardzo jak myślała... Może to przez świadomość, że oglądała tylko rysunki a nie prawdziwe ciało a może fakt iż wiedziała, że nie jest to Rini?... Wstała. Dobrze, że nie pokazała rysunków Kapitanowi- jedynie poczułby się bardziej winny zaistniałej sytuacji. Czas działać! Miała nadzieję, że z odnalezieniem Rini wszystko się jakoś ułoży i wyjaśni… Tak więc komu w drogę temu parasol, bo deszcz najwyraźniej jeszcze nie miał ochoty ustać. Wzięła swoją suchą parasolkę w fioletowo-czerwone ptaki, pod strój założyła niebieski sweterek i na szyję szalik w tym samym kolorze. Czas odnaleźć Soyera i znaleźć Yoko!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Wto 2:18, 10 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemo
Anna Maria Wesołowska
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: SSVD
|
Wysłany: Nie 3:55, 15 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
-Sakano san... Głos okularnicy był cichy i tajemniczy, jednak doskonale słyszalny. W ciemnym pokoju, z zasłoniętymi oknami, panowała idealna cisza. Z wyjątkiem oczywiście szeptów dziewcząt. W tym jednej podekscytowanej dziewczyny. -Przyprowadzenie Cię tu to akt zaufania, więc bądź spokojna-nikt nas nie podsłucha. Rzeczywiście. Środki antypodsłuchowe jakie podjęła, wychodziły poza zdrowy rozsądek, a wchodziły na tereny paranoi. -Więc, fu fu fu... Stuknęła końcówkami palców o siebie. -Znasz najnowsze opowieści, prawda?
Miejsce, w którym się znajdowały, było mieszkaniem młodej Nori. Wyciemnione, ciche, ale zdecydowanie nie puste-pełne leżących luzem kartek, wykresów, o ścianach wypełnionych najróżniejszymi diagramami i podobnymi niezwykłościami, niezdatnymi do odczytania z powodu irracjonalnego mroku. Z resztą, nawet jeśli ktoś wysliłby się i spróbował odczytać coś z tych niezwykłych "materiałów dowodowych", mała szansa że znalazłby w nich jakikolwiek sens. Prędzej już potknąłby się o nie, gdyż podłoga była nimi usiana, w rogu pokoju można było dojrzeć cały stos papierów i zeszytów. Panienki zaś, konspiratorki, siedziały po środku, przy małym stoliczku, będącym niejaką oazą porządku w tym morzu chaosu. Ayame westchnęła. Trudno było nie usłyszeć plotek krążących po całym Społeczeństwie Dusz. Szlag by trafił fakt, że dotyczyły nie czego innego ale jej ulubionych pawilonów herbacianych. Od pewnego czasu bowiem wielu shinigami którzy udawali się do Rukongai w wolnym czasie aby tam odpocząć po powrocie zaczynała mieć jakieś niewyjaśnione kłopoty ze zdrowiem. A objawy były zawsze te same. Postanowiła z góry że nie daruje temu kto śmiał w tak bezczelny sposób wykorzystać herbatę do swoich celów. Dlatego właśnie się tu znalazła. Choć szczerze mówiąc była na prawdę zdziwiona ilością środków zapobiegawczych jakich użyła 13 oficer oddziału 8.
-Tak... zdążyłam zauważyć... A co konkretnie chcesz wiedzieć?- powiedziała spokojnym głosem- I chyba już mówiłam, że możesz mi mówić Ayame... Każdy tak robi...
-Tak tak, Sakano san, tak tak... Mając zupełnie w poważaniu prośby Ayame, dziewczyna z niebezpiecznym błyskiem w oczach zaczęła mamrotać do siebie-Ta Twoja determinacja! Być może masz w sobie ukrytą pasję śledczego, towarzyszko, może nawet nadawałabyś się do mojego proje...ekhem. Zdając sobie sprawę, że powiedziała nieco za dużo, trzynastka chrząknęła i poprawiła okulary na nosie, przyjmując bardzo poważną mimikę. -Sama wiedza nam nie wystarczy, Sakano san... Pokręciła głową, rozkładając ręcę z niewielkim uśmiechem. -Potrzebujemy konfrontacji! To jedyne, co może powstrzymać falę tajemniczych zachorowań, prawda? Kon-fron-tacja! Nori wypowiadając ostatnie zdanie...nie, wykrzykując ostatnie zdanie potężnie uderzyła dłońmi w stół, podkreślając efekt dramatyczny! Jej towarzyszka lekko podskoczyła w odpowiedzi na nieprzewidziany huk. Jaka konfrontacja? Czego z czym albo kogo z kim? Czy nie lepiej wziąść się za zbieranie adresów miejsc do których uczęszczali obecni poszkodowani i tam szukać odpowiedzi?
- Nie wiem czy do końca cię rozumiem Nori-san... O jakiej konfrontacji mówisz? I czemu mnie tutaj przyprowadziłaś? Nie lepiej byłoby przejść się do oddziału 4 i tam wypytać ofiary? Rozumiem, że cenisz sobie dyskrecję ale to też jest trochę gra na czas...- Zakończyła niepewnie czwarta oficer.
-SHHH! Heh... Nori zamknęła oczy i dotknęła własnej skroni palcem wskazującym. -Niskie zdanie o mnie masz, Sakano san! Bez ostrzeżenia, Nori chwyciła stół i z mocą nie pasującą do jej dziecięcej figury, przewróciła stolik na bok i odsunęła go kawałek dalej. Z samozadowolonym, średnio maskowanym uśmiechem, sięgnęła ku podłodze, chwytając za coś, jakby chciała otworzyć jakiś schowek. Drgnęła jednak i warknęła w stronę Ayame coś w stylu "Odwróć się!", naładowane chłodem i skrajną rządzą mordu. Po krótkiej chwili, wypełnionej najdziwniejszymi hałasami, wydała z siebie zadowolone mruknięcie.
-"Złota chryzantema." "Chanokan". "Natsume". Czy te nazwy coś Ci mówią, Sakano?...możesz się odwrócić! Niecierpliwie rzuciła młoda, niczym czekające na pochwałę dziecko, pokazujące rodzicom kartkę z doskonałymi ocenami z zajęć w akademii. Tylko, że jej kartka zawierała... nazwy i adresy różnych pawilonów herbacianych, których część Ayame znała z autopsji. Np. "Złota chryzantema" czy "Natsume" były jej ulubionym miejscami przebywania. Ta pierwsza ze względu na doskonały klimat i obsługę a także za możliwość odprawienia samemu ceremonii, druga ze względu na jakość herbaty. Aż trudno uwierzyć, że właśnie tam ze wszystkich miejsc w Rukongai...
- Tak... Niektóre z nich znam bardzo dobrze bo sama do nich chodzę. Do tej pory jednak nic ze mną nie było... Z drugiej strony w pawilonie nie było mnie już chyba miesiąc ze względu na nawał prac...- wymamrotała zdenerwowana i zasmucona zarazem- A co do "Chanokan"... To jedna wielka speluna. Nie dziwię się że ktoś mógł się tam rozchorować. Chociaż słyszałam również głosy, że dużo się tam zmieniło wraz ze zmianą Gospodarza. Nie sprawdzałam tego jednak...
-Doskonale. Nori wstała, otrzepując się z wyimaginowanego kurzu, po czym położyła dłoń na ramieniu Sakano.-Jako mój nowo mianowany spec od herbacianego trucicielstwa, jesteś włączona do współpracy ze mną. Wybierz pierwszą lokacje do jakiej się udamy i czekaj na mnie za pięć minut przed wejściem. Klep, klep.
Ayame popatrzyła na Ishi z lekkim niedowierzaniem jednak szybko opuściła jej kwaterę. Miała już dość dziwnej atmosfery tam panującej, która jej zdaniem niewiele się różniła od atmosfery oddziału Mayuriego. Z tą tylko różnicą że różne fiolki i próbówki zastąpiono stertą papierów. Zdążyła polubić ekscentryczną 13 oficer, jednak nadal nie mogła się przyzwyczaić do jej manii spiskowej. Jeżeli jednak chciała rozwiązać tę sprawę musiała jednak na tym polegać. Bardzo bolał ją, jako mistrza ceremonii taki bieg wydarzeń co było powodem dla którego Kapitan dał jej wolną rękę do znalezienia sprawcy zamieszania. Heh... Żeby to było jednak takie proste. Postanowiła najpierw odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś pracowała jako zwykła dusza z Rukongai a gdzie od czasów jej odejścia nie znalazł się nikt parzący tak dobrą koichie i usoche jak ona- "Złota chryzantema".
Z tego co pamiętała to miejsce nie zmieniło się w cale, jeżeli nie liczyć drobnego szczegółu jakim był prawie totalny brak klientów. Coś takiego za jej czasów nigdy się nie zdarzało. Budynek znajdujący się w 12 alei Rukongai nie był wysoki. Zabudowa całkowicie pasowała do tradycyjnego japońskiego stylu, wszystkie proporcje i najważniejsze punkty zostały zachowane. Od środka, tuż za przedsionkiem gdzie zdejmowało się sandały, rozciągała się rozległa przestrzeń podzielona ścianami z tektury i suwanymi drzwiami na mniejsze boksy. W sumie było ich 7- 3 po prawej, 3 po lewej stronie i jeden po środku, niezabarykadowany- miejsce przeznaczone specjalnie na większe pokazy dla ludności oraz na szkółkę. Młoda shinigami poczuła lekki uczucie tęsknoty do tych dni... nie dała jednak tego po sobie poznać.
- Ayame... To ty?- usłyszała za plecami ciepły, niski kobiecy głos, należący do właścicielki pawilonu- Kobayashi Miyako- san. Była to starsza kobieta jeszcze niższa od Ayame o czarnych długich do ramion włosów ułożonych w luźny kok. Okrągła twarz i lekko pulchna sylwetka doskonale oddawały jej charakter.
-Miyako-san... Miło cię widzieć.- oficer uśmiechnęła się serdecznie.
-Ayame... Matko droga jak ty się zmieniłaś! Kto by pomyślał - Shinigami! Nasza Ayame- shinigami! Niech no ja ci się przyjrzę...- gospodyni zaczęła krzątać się wokół byłej podopiecznej ze wzruszeniem i troską do złudzenia przypominającymi matczyne zabiegi. Sakano momentalnie zrobiło się ciepło na sercu. To miłe, że ktoś ją jeszcze pamięta.- Piękna, po prostu śliczna! Bardzo do ciebie pasuje ten shihakusho!- Która dywizja? Jakaś konkretna ranga? Usiądź dziecko, pogadajmy przez chwilę...
-Dywizja 13, oficer 4 rangi... Przepraszam, ale niestety nie jestem tu prywatnie... Chyba Pani rozumie najlepiej- powiedziała lekko ściszonym głosem, z nieukrywanym żalem.- Chodzi o sprawę herbaty. Wielu naszych szeregowców po wypiciu jej cierpi na jakąś dziwną, przewlekłą dolegliwość, z którą ze względu na ilość osób dywizja 4 powoli zaczyna sobie nie radzić. Przyszłam tutaj prosić o informacje.- jej rozmówczyni wyraźnie się zafrapowała. Najwidoczniej również i dla niej sprawa była bardzo drażliwa.
-Tak, tak oczywiście... Co chcesz wiedzieć?- Sakano rozejrzała się dookoła. Do tej pory powinna już do niej dość jej niecodzienna koleżanka. I w rzeczy samej była... Ale w miejscu którego się spodziewała najmniej ...To znaczy za oknem... Patrzyła ewidentnie w jej stronę, notowała coś skrzętnie i mruczała pod nosem. Jak zauważyła wzrok Ayame uśmiechnęła się tylko szerzej i pokazała jej kciuk do góry, na co 4 oficer omal nie padła... Miała chyba do niej dojść... A nie obserwować.
-Ekhm... To może zacznijmy od drobnych informacji. Chciałabym wiedzieć kiedy to się wszystko tak na prawdę zaczęło. Później chciałabym zerknąć na herbatę... I o ile to możliwe dostać próbkę do analizy... I ciekawi mnie jeszcze kwestia tego nowego gospodarza "Chanokanu". - zaczęła układać sobie wszystko w głowie tak aby było to jako tako logiczne.
- Oczywiście... No to może zacznijmy od kwestii informacyjnej jaką już poruszyłaś... Zaczęło się to wszystko jakieś 3-4 tygodnie temu. Było to w każdym razie jakiś tydzień po zmianie Gospodarzy... W całym Rukongai było o tym głośno. Podobno nowy to geniusz. Bardzo szybko postawił "Chanokan" na nogi: wysprzątał, zmienił kilentelę, kelnerki i chyba wszystko co było możliwe. Sama nie mogę ci o nim wiele powiedzieć. Nigdy go na oczy nie widziałam ani się z nim nie spotkałam. Ale jak już wspomniałam jakiś tydzień po tej zmianie ludzie zaczęli u nas cierpieć na dziwne schorzenie. Początkowo sądziliśmy że to tylko zbieg okoliczności ale później co raz więcej ludzi w różnorakich herbaciarniach zachęło chorować. Ludzie się wystraszyli... Nie chcą już do nas przychodzić...- widać było że Miyako cała sprawa bardzo dotknęła jak również i to, że nie starała się zataić czegokolwiek przed byłą podopieczną.- Jeżeli możesz coś zrobić proszę...
- Zrozumiałam dziękuję za informacje. A teraz czy mogę prosić o herbatę? Najlepiej trochę więcej niż standardowo w pojemniczku natsume o ile można.- młodej shinigami co raz mniej się ta cała historia podobała. Koniecznie trzeba ją rozwiązać bo piękna tradycje zginie.
Kobayashi wstała i poszła na zaplecze. Przyniosła ze sobą pokryty czarną laką natsume wypełniony po brzegi zielonym proszkiem.
- Czy tyle wystarczy?- zapytała stroskana
- Tak, sądzę, że tak- Ayame wzięła pojemniczek od starszej kobiety, otworzyła wieczko i powąchała... Nie. Coś tu jest nie tak. Ten zapach... Tak- na pewno głównym składnikiem jest herbata ale również nie ma wątpliwości, że coś jeszcze... Coś znanego jej w każdym razie. Trzeba będzie porozmawiać o tym z Nori. Ponownie zamknęła wieczko.- Dziękuję Miyao-san. Mam jeszcze jedno pytanie jeżeli można- powiedziała wstając- Czy aromatyzowała ją ostatnio czymś Pani?
- Nie... Nie przypominam sobie? A coś było tam czuć?- jej rozmówczyni wyglądała na szczerze zaskoczoną.
- Nie po prostu pytam. Na wszelki wypadek rozumiesz sama Miyao-san- uśmiechnęła się serdecznie, pożegnała się i poszła do koleżanki porozmawiać na temat nowego odkrycia i nowych informacji.
-Czekałam na Ciebie, specu od herbacianego trucicielstwa. Nori starała się zachować w miarę profesjonalny image...i mimo wręcz śmieszności tego, co mówiła, ktoś nie rozumiejący języka którym mówi z pewnością przypisałby jej słowom ogromną wagę, minimum państwową. -Udało Ci się zdobyć informacje? Wiesz skąd biorą składniki? I zapoznaj mnie trochę bliżej z całym procesem, gdyż, em, nigdy nie byłam fanką tego specyfiku.
Jej towarzysza zamyśliła się chwilę po czym odpowiedziała najlepiej jak mogła na zadane pytania.
-Według właścicielki pawilonu otrucia zaczęły się tydzień po tym jak zmienił się gospodarz w "Chanokanie". Podobno po objęciu pawilonu pozmieniał w nim wszystko. Dosłownie wszystko. Dostałam też próbę serwowanej usochi- słabszej gatunkowo zielonej herbaty.
-Czekaj! Może to próba zdyskredytowania nowego Gospodarza przez konspiracje starych, próbujących zrzucić winę na niego? Tak, to byłby bardzo przebiegły i diabelski plan!
Ayame westchnęła ciężko- od razu widać jak ktoś nie interesuje się herbatą.
- Masz rację- tak mogło by być gdyby to było coś innego niż herbata. Widzisz moja droga, jeżeli ktoś wie gdzie podają dobrze- jego zdaniem, nie szybko zmienia miejsce do którego uczęszcza. To kwestia swoistego przywiązania danej osoby do atmosfery i smaku herbaty. A "Złota chryzantema" ma już tak dobrze wyrobioną renomę, że zapewniłaby jej byt na długie lata nawet gdyby obok otworzyli lepszy pawilon z lepszą herbatą. W pawilonach goście i gospodarze są niemal jak rodzina.- wytłumaczyła spokojnie dziewczyna.
-Hmph. Nieco niezadowolona, dziewczynka przyłożyła końcówkę pisaka do warg. -Może więc motyw osobisty! Któryś z właścicieli chce za coś zemścić się na Chanokanie, a mając w kieszeni pozostałych-zastraszanie, przekupstwo, czy zwykła solidarność-wykorzystuje ich w swoim planie. W sumie zabawne...z jakieś bliżej nieznanej przyczyny, czuła się jakby Ayame uwzięła się na Chanokan, naturalnym więc był odruch obrony słabszych i dręczonych, czyż nie? Ta jedynie lekko zmarszczyła brwi.
-Nie rozumiesz... Od wielu lat Chanokan był speluną do której prawie nikt nie przychodził. A tu nagle tydzień po zmianie właściciela dzieje się coś takiego. Nie wydaję ci się to ani trochę podejrzane? Już bardziej byłabym skłonna uwierzyć w to, że to "Chanokan" w jakiś sposób sabotażuje inne pawilony niż że one blokują go.-ponownie się zamyśliła.
-Tsk tsk tsk... Nori pokręciła głową, rozkładając ręce i unosząc lewy kącik ust w pół uśmiechu. Przecież mówiłam, nie słuchasz. To jest... Wycelowała w Sakano oskarżycielsko palcem, z każdym słowem wręcz nim drążąc w dziewczynie Idealna zasłona dymna, przekierowująca podejrzenia na kogoś innego. Doskonała zmyłka, sprawiająca, iż pozostawiasz pozostałych Gospodarzy bez najmniejszego podejrzenia, zachodząc w głowę, co takiego zrobił ten nowy? A tymczasem, prawdziwy sprawca uśmiecha się diabelsko i mówi... Ściągnęła okulary i odegrała Prawdziwego Sprawcę-[link widoczny dla zalogowanych] Przerwała na chwilę, oceniając efekty swojego przedstawienia, po czym ponownie przywdziała patrzałki, zadowolona z siebie. -To zrozumiałe, że próbujesz wykreślić zasłużonych ludzi z kręgu podejrzanych, zapewne tak samo, jak oficjalny klub ceremonii herbaty społeczeństwa dusz. I jeśli nadal będę kontynuować ten wątek, możesz się obrazić, więc...może ktoś z zewnątrz sabotuje ich wszystkich, zrzucając winę na Chanokan? Zauważ, że Chanokan nie ma żadnego potencjalnego zysku z trucia swoich, nielicznych i tak, klientów! Znów oskarżycielski palec zagłady poszedł w ruch!
Ayame lekko poirytowana przewróciła oczami. Nie wiedziała, czy Nori nie zauważyła, ale nikt nikogo ta na prawdę tutaj nie oskarżał. Gospodyni tylko stwierdziła, że wszystkie zajścia zaczęły się tydzień po zmianie Gospodarza. To był dla niej punkt odniesienia- jakieś duże wydarzenie. No ale nic. Jednak pewne stwierdzenie wpadło jej w uszy. Tak... To całkiem możliwe, że ktoś w jakiś sposób chce sabotażować pawilony Rukongai. Tylko dlaczego? Chanokan należało wyjąć z kręgu podejrzanych w jakikolwiek sposób. W końcu i tam zdarzyły się zatrucia. Postanowiła postawić wszystko na próbki zielonego proszku, które dostała od Gospodyni i porównać je z tymi z innych pawilonów. Jeżeli jej przeczucia się sprawdzą, to ktoś bawi się dosypując kuni włos do pojemników z herbatą.
***
-Pieris!
Krzyk naukowca najbliższy był ziemskiej eurece.
-Widzisz, Sakano-san? Wiedziałam, że Santori znajdzie rozwiązanie prędzej...czy później.
Dziewczęta, relaksujące się w pokoju gościnnym znajomego Ishi nie musiały długo czekać na wyniki analizy. A co najważniejsze, była za darmo! Wysoki mężczyzna, o rozwichrzonych, brązowych włosach i dwudniowym zaroście właśnie wypełzł z korytarza, prowadzącego do jego pracowni. Ubrany w biały kitel, z papierosem w ustach, rzucił papiery na stół.
-Oficerówno Sakano, miała oficerówna w herbacie Pierisa. Właściciel sklepu, którego częstą klientką była Nori wypuścił z ust dym. -Trujące draństwo. Zgasił papierosa, po czym włożył ręke do kieszeni, spoglądając w sufit. -Śmiertelnie trująca.
Ayame westchnęła ciężko. W sumie to nawet lepiej, że to nie kuni włos (nie groźny dla życia chwast ale jakże upierdliwy i przewlekły w leczeniu), ale i tak herbata się zmarnowała. To, że pieris mógł się tam dostać... Niemożliwe... Shinigami nie dożyliby do czasu kiedy by doszli do 4. Chyba, że... istnieje coś co ma podobne właściwości do kuniego włosa, tylko mniej uporczywe...
- Pyłek...- powiedziała cicho.- W herbacie nie mogło być nic innego jak pyłek. Od wypicia naparu z kwiatu poginęliby. Ale pyłek to co innego. Ma podobne działanie do chwastu o nazwie kuni włos o którym myślałam wcześniej... Tylko jest jeden mały problem...- powiedziała przygryzając wargę i marszcząc czoło.- Herbata jest krzewem, który wymaga dużego nasłonecznienia. Pieris natomiast nie... Co więcej jeżeli nie przebywa w cieniu jego liście ulegają sparzeniu i roślina nie ma szansy na rozkwit.- młoda kobieta złapała się za głowę. Co teraz?
-Ma oficerówna imponujące wiadomości zielarskie. Gospodarz spoglądał na starszą z dziewczyn z podziwem. W tym czasie Nori wstała i dramatycznie uderzyła w stół, opierając się o niego.
-Nikt nie powiedział, że musi rosnąć nieopodal samej herbaty, ktoś może go dostarczać do niej zupełnie celowo, prawda!? Okularnica wycelowała palcem wskazującym w stronę drzwi. -Trzeba sprawdzić samą plantacje i przyłapać kryminalistę na gorącym uczynku.
-Nori Nori, pamiętajże Ty, że wystarczy zboczę, wiatr i tyle. Ale jak chceta... zarośnięty wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni kitla kolejnego papierosa. Jego rola była, tak czy siak, skończona.
- Masz rację Ishi. Nie ma co tracić czasu. Im szybciej uda się nam rozwiązać tę sprawę tym lepiej. Ale wydaje mi się tak samo jak dla Santori-san, że bardziej chodzi o wiatr. Dziękujemy bardzo. A jeżeli chodzi o zielarstwo to... Kiedyś się tym bardziej fachowo zajmowałam... Ale dla niektórych chorób wciąż wydaję się za słaba... spojrzała smutna na podłogę również podnosząc się. Ale w przeciwieństwie do towarzyszki- powoli.
-Ale gdyby ta roślina była tam normalnie, to chyba trucie nie byłoby takie nagłe, prawda? Nieważne..Ayame, pośpiesz się może, nie mamy całego dnia! A Ty, Santori...Ty pamiętaj o moim ostatnim zamówieniu. W przeciągu dwóch dni...
-Tak, tak. Nasz klient nasz pan.
***
Nori ciągnęła Ayame przez jakiś czas za przedramię do wschodnich dzielnic Rukongai dopóki ta nie odzyskała swojej determinacji. Szukały dzielnicy 23- tam bowiem znajdowały się plantacje herbaty. Słońce, odpowiednie nawodnienie a także dobra gleba były najprawdopodobniej najważniejszymi czynnikami wyboru tego właśnie miejsca. Pole było spore- wystarczające aby zaopatrzeć pawilony w zapas na cały rok z godnie z tym ile zysku dana herbaciarnia przynosiła a przez to i również w zależności od sławy miejsca. Dla Sakano była to pierwsza tego typu wyprawa. Była zachwycona nie tylko rozległością miejsca ale również widokiem zdrowej zieleni, na której połyskiwały krople wody- niedawno musiał ją ktoś podlewać.
- No to jesteśmy na miejscu. Co teraz? Specu od dochodzeń?- powiedziała z lekkim rozbawieniem złotowłosa.
- Trzeba sprawdzić, kto pracuje przy zbieraniu tych porcji, które następnie trafiają do herbaciarni i trują klientów... Ishi wczytywała się we własny dzienik. -Jest pewna prawidłowość w tym wszystkim. Wiatr nie jest wybiórczy, prawda? Nie musi spać, nie musi iść do domu, nie działa w tych samych porach...nasz tajemniczy kryminalista... Uniosła czarne oczy znad zeszytu i wbiła je w Sakano. -Powinien rozpocząć swoją zmianę za piętnaście minut. Wyżej wywołany wiatr dodał efektu dramatycznego, więjąc ponuro.
Ayame westchnęła ciężko. Znowu zaczynają się teorie spiskowe. Jakoś przez ten cały czas było jeszcze w miare normalnie... Wróć... To dlatego że się nie odzywały do siebie...
- Dobrze jak chcesz to go inwigiluj a ja się rozejrzę i zobaczę czy nie ma w okolicy krzewów pierisa.- powiedziała rozglądając się dookoła, szukając miejsca strategicznego na rozpoczęcie. Zobaczyła wzgórek. W zasadzie niewielki, ale wystarczający... Przy dobrym wietrze... To może nawet być to. Podeszła powoli tak aby nie zadeptać krzewów. Sezon kwitnięcia pierisu powinien minąć czyli najgorsze za nimi co nie oznacza, że krzewu nie należy pozbyć się na przyszłość. Wgórek nie był stromy i łatwo było na niego wejść.
- JEST! Znalazłam! Ishi chodź tutaj!- zawołała rozradowana Ayame. W zaciemnionym miejscu pod znacznie większymi krzakami rosły sobie jak gdyby nigdy nic winowajcy całego zajścia. Ich białe, przypominające dzwonki kwiatki wyglądały na prawdę uroczo i niewinnie. Okularnica doczłapała na miejsce, wyraźnie niezadowolona. Zimna i pozornie bezemocjonalna, poprawiła okulary na nosie, spoglądając na kwiatek. Milczała.
Młode shinigami porozmawiały z właścicielem plantacji powiedziały mu o całym zajściu. Mężczyzna był szczerze zdziwiony, jako, że to zdarzyło się pierwszy raz. Postanowił uruchomić rezerwy i zaopatrzeć pawilony w "czystą" herbatę. Cała okolica została przeszukana tak aby nie pominąć żadnego pierisu. Winowajców zajścia ścięto i spalono.
Tak skończyła się historia, nazywana przez rozgoryczoną Nori "herbacianym fiaskiem".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemo
Anna Maria Wesołowska
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: SSVD
|
Wysłany: Nie 16:21, 15 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Chociaż, gdy przywoływała te zdarzenia w pamięci, nadal była przekonana, że niewątpliwie jakaś persona stała za tym wszystkim. Zapewne ktoś zasadził tamtą roślinę celowo...!
Teraz jednak, gdy tkwiła w skromnym, surowym i niemalże pustym pokoju, narażając swój i tak słaby wzrok na niebezpieczeństwo pracując przy słabym oświetleniu, tamte wydarzenia nie miały znaczenia. Znaczy...oświetlenie nie byłoby złe, system okien był bardzo dobrze przemyślany, jednak kombinacja pochmurnej pogody i późnego wieczora...przynajmniej deszcz już nie padał. Nori westchnęła ciężko, spoglądając chłodno na podarowane jej papiery. Nic. Nic ciekawego. Nudna, męcząca robota papierkowa. Nie, dziś nie miało to już sensu. A myśl o próbowaniu zaklęć wywoływała u niej dreszcze. Odchyliła się do tyłu, całym ciężarem ciała opierając się o oparcie. Z jej rozmiarami, zdecydowanie utopiłaby się w tym krześle...gdyby nie było twarde i nieprzyjemne jak głaz. Zdecydowanie, miejsce to było zaprojektowane tak, by zniechęcić więźnia do wszelkich prób ucieczki z pracy w relaks, przypominając mu (w tym wypadku-jej), dlaczego i po co tutaj jest. Z pół przymrużonymi oczyma i mimiką będąca wizualizacją pojęć "zdegustowana, znudzona, zobojętniała", sięgnęła ku rękojeści swojego oręża. Krótkie, płaskie i grube ostrze o wątpliwym potencjale do zadawania ran ciętych (prędzej tłuczonych lub rąbanych, albo i przy odrobinie dobrej woli, kłutych) leniwie, jakby od niechcenia wysuwało się ze swojego schronienia, a następnie majestatycznie przebyło drogę, której końcem była przestrzeń tuż przed nosem Nori, która w międzyczasie zdjęła okulary. Czarne dziury umiejscowione w jej oczodołach nakierowane były na klingę broni. Drugą ręką rozpuściła włosy. Po chwili, płaz broni zetknął się ze skórą na twarzy dziewczynki na wysokości zmęczonych oczu. Znajomy, przyjemny chłód stali był relaksujący, przyjemny. Uspokajający, pozwalający się skupić. Lewy kącik ust zadrżał jej leciutko. Mimo wszystko, pokonała projektantów tego więzienia. Pozwoliła wolnemu ramieniu bezwładnie zwisać. Gdyby ktoś na nią teraz spoglądał, widziałby widok nietypowy, być może posądziłby ją o drzemkę czy bezproduktywność. Albo o bycie upiorzycą czy inną truporzycą, zanim padłby na atak serca.
Nori zastanawiała się, dlaczego oddział dwunasty ograniczył dostęp do obszarów śledztwa. Poza oczywistymi potencjalnymi przyczynami, takimi jak chęć zebrania całej chwały dla siebie, próby zatuszowania winy jednego z nich czy konieczności korzystania z wysokozaawansowanego osprzętu by uniknąć nowoodkrytych niebezpieczeństw na miejscach zbrodni, typu pyłek czy skażenie...hmm...Och, może chcieli użyć TEJ metody śledczej. Chociaż było to małoprawdopodobne.
Analiza efektów oddziaływań reiatsu powinna teoretycznie dać zawsze pewną odpowiedź na pytania takie, jak-kto, kiedy, jak. Dlaczego ta metoda była praktycznie nieużywana i nieefektowna? Lubiła analogie do śniegu. Reiatsu pozostawiało na śniegu-otoczeniu-ślady wszelkiego rodzaju. Jednakże, w miejscu o tak wielkim przepływie istot i ich mocy jak Dwór Czystych Dusz, stare ślady były nieustannie zadeptywane przez nowe, nie mówiąc już o tym, że spadający śnieg sukcesywnie je przykrywa. Po prostu, wszystkie cenne informacje były utopione w morzu nieustannego przepływu energii, zatarte i zniekształcone. Jednakże...jednakże...
Ograniczenie wstępu pozwalało na pozostawienie obserwowanego miejsca w stanie najbliższym temu, jakie było w interesującej nas chwili. Im szybciej, tym lepiej. Jednak, mimo to, dlaczego dopiero teraz?...
Jeśli dobrze pamiętała, domek Rini znajdował się nieopodal lasku, w mało uczęszczanym miejscu, niewielu ludzi ją odwiedzało, a nawet jeśli, ich odcisk duchowy powinien być regularny i łatwo wyróżnialny...Miejsce wolne od bezlitosnej rzeki zmian uniemożliwiającej zdobycie interesujących wyników w tętniącym życiem Seireitei...
Więc było to idealne miejsce do tego rodzaju próby dochodzenia. Jeśli znajdą jakiś odstęp od regularnego wzorca, w dodatku jeśli będzie się zgadzał z czymś co znajdą w jakimkolwiek innym miejscu...
Mają wskazówkę.
Hm.
Inna rzecz, że nikt nie powiedział, że zastosowali tą metodę. Może nawet nie pomyśleli o niej. Albo udoskonalili ją już dawno. Być może...
Przerwał jej odgłos pukania do drzwi. Nie odpowiedziała. Usłyszała kroki gości. Spodziewała się ich. Trzy dziewczęta, dwójka mężczyzn. Szeregowcy, którzy mieli pecha być jej ulubionymi osobami do pomiatania.
-N...Nori sama?...
Och, ten niepewny, ale pełen uległości głos. Tak. To lubiła.
-Jesteśmy tak, jak prosiłaś?...
Posłała po nich, to prawda. Co prawda na początku nie miała pomysłu, czym utrudnić im życie, ale wiedziała, że do momentu w którym przypełzną coś wymyśli.
-Dobrze. Jej głos był chłodny i władczy. Nie zmieniła swojej nietypowej pozycji ani trochę. -Interesują mnie plotki i informacje na temat ostatnich zdarzeń. Szczególnie Faust. Poza tym, potrzebuje sprzętu od Santoriego. Santori. Człowiek prowadzący sklep z nietypowymi rzeczami, jej źródło wszelkich...dziwacznych, czasem skutecznych, czasem nie przedmiotów. Być może nie był najlepszym i najtańszym źródłem w całym Seireitei, ale lubiła go jako osobę, a także miała zniżkę i przywilej betatestera niektórych z jego...osobistych wynalazków. -Jakaś nowa wersja jego dalekowidza wzorowanego na ziemskiej lornetce. On lubił wzorować się na ziemskich osiągnięciach, czego przykładem były jej parasolki -i co tylko uzna za warte uwagi przy śledztwie. Mówiąc szczerze, nie miała konkretnych pomysłów. Nastała cisza. Nie mogła widzieć ich reakcji, ich mimiki, głównie dlatego, że widziała ciemność. I nie chciała się z nią teraz rozstawać.
-To wszystko. I nie wpadnijcie na Nanao.
Gdy wychodzili, mruknęli tylko jakieś ostrożne potwierdzenia.
Była sama. I bardzo dobrze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Henshu
Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 18:59, 15 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
SOYER & AYAME
Przynajmniej nie zmoknie... - przeszło przez myśl blondynce wspominającej moment, kiedy założyła szeregowcowi swój płaszcz na ramiona. Po odświeżeniu się czuła się o niebo lepiej. Wróciła jej też zdolność logicznego myślenia. Nerwy ochłonęły. W takich sytuacjach nie można panikować. Za nic- to tylko pogorsza i tak złą sytuację. Soyer nie był oficerem, co oznacza, że powinien być w barakach. A jedyne miejsce wolne do tej pory to... Tam! Całkiem niedaleko z resztą- pomyślała wyobrażając sobie znajomą, całkiem przyjazną okolicę w oddziale 13. Z ładnym widoczkiem w dodatku. Żeby tam się dostać użyła shunpo, oczywiście wcześniej pod drzewem zamykając parasolkę, która mogłaby się łatwo złamać pod wpływem zbyt dużej prędkości. Dobrnęła do długiego budynku w tradycyjnym stylu, z poręczą i drewnianymi schodkami. Większość szeregowców pewnie nie ma ochoty wyściubiać nosa zza oazy jaką stanowią ich własne cztery kąty. Z resztą w cale im się nie dziwiła. Weszła na werandę i znalazła mieszkanko o którym myślała wcześnie. Swoją drogą bycie jedną z najlepiej poinformowanych i zorientowanych osób w dywizji na pewno miało swoje plusy. Otrzepała strój z nadmiernej ilości kropel wody, tak aby kimono nie zamokło jeszcze bardziej, po czym zapukała do drzwi. Miała szczerą nadzieję, że młody Blowloom wrócił już do siebie.
Drzwi otworzył jej Reno, jeden ze starszych Shinigami w jej oddziale.
-Oficer Ayame! Czym mogę ci pomóc...
Mężczyzna w długich, czarnych i lokatych włosach ledwo co wyściubiał twarz zza drzwi, spoglądając na nią swoimi wyłupiastymi oczami, idealnie pasującymi do jego orlego nosa, nadając mu wygląd sowy... po przejściach. Dziewczyna westchnęła. Wolałaby, żeby to osoba, którą szukała jej otworzyła. Nie wszystko jednak idzie jak sobie zażyczymy.
- Czy jest tutaj szeregowiec Blowloom Soyer? Chciałabym z nim porozmawiać.- powiedziała, jak zwykle, formalnie.
--Tak, tak, oczywiście. Jest teraz trochę zajęty, ale dla pani oficer na pewno zrobi wyjątek...
Reno tworzył drzwi, odsłaniając środek baraków. Wokół łóżek i szafek, stołów i krzeseł walały się różnego rodzaju śmieci, od porozrzucanych ubrań, na przedmiotach z ziemskiego świata kończąc. Niemniej sam środek sali pozostawał nieskazitelnie czysty. Znajdowała się tam grupka Shinigami wokół wyraźnie uśmiechniętego Soyera, klepiąc go po plecach, śmiejąc się i gratulując.
Sami tego chcieli. "Podobno jesteś najlepszy... pokaż nam co potrafisz. Chcemy zobaczyć, czy plotki to prawda... No dalej, jesteś przecież jednym z nas...". Teraz wszyscy stali wokół niego, razem z nim ciesząc się z jego postępów. Widział ich twarze, byli pod wyraźnym wrażeniem, kiedy chwycił za swoje Zanpaktou. Część z nich otwarła szeroko usta, to ci młodsi członkowie trzynastej dywizji. Starsi, bardziej doświadczeni kiwali z uznaniem głowy. Soyerowi bardzo się to spodobało. Początkowo bał się tego, że towarzystwo zacznie traktować go tak samo jak kadeci w akademii. Zamiast zawiści i zazdrości spotkał się jednak z uznaniem, gratulacjami. Było mu naprawdę mił... inne reiatsu. Jego oczy spojrzały ku wejściu właśnie w momencie, kiedy pojawiła się w nich oficer Ayame Sekano, zapraszana nadgorliwą gestykulacją zabawnego Reno. Niezależnie co się stanie, wiedział, że nie będzie to najprzyjemniejsza rozmowa. Kilkanaście spojrzeć odwróciło się w kierunku czwartej oficer.
Młoda shinigami weszła pewnym krokiem do środka. Przyzwyczajona była do spojrzeń podopiecznych. Z resztą, każdego znała z imienia, nazwiska, pochodzenia... Innymi słowy jak rodzeństwo czy przyjaciół. Śmieszyło ją tym bardziej, jak witali ją niemal jak własnego kapitana. Wiedziała, że to żarty. Nie raz razem z nimi się z tego śmiała, jednak tym razem miała dość poważną minę. Młody Soyer był w centrum uwagi. Nie spodziewała się w zasadzie niczego innego po tym co usłyszała od Kapitana na jego temat. Wygląda na to, że się zaklimatyzował. Poczuła olbrzymią ulgę- z jego skromnością i nieśmiałością mógł łatwo się alienować i stać w cieniu. Całe szczęście, że stało się inaczej-musi wiedzieć, że ma wsparcie całej dywizji. To ważne dla każdego.
- Panowie- chciałabym zostać z Soyerem sama. Proszę udajcie się do innego pokoju.- prośba prośbą, ale wiedzieli, że była ona jak rozkaz ujęty w przyjemniejsze słowa. Szeregowcy zaczęli jęczeć- stały element, który jak Sakano rozpoznała, oznaczał, że dobrze się bawili a ona zła, jedna niedobra oficer śmiała im tę zabawę przerwać. Robili też to dla niej na złość- Ayame nie lubiła jak ktoś jej stęka przy wykonywaniu polecenia. Tym razem jednak puściła im to płazem. Pomieszczenie opustoszało w przeciągu trzech minut. Czwarta oficer rozłożyła parasolkę i położyła ją do oschnięcia. Sama usiadła na podłodze po środku sali i dała podopiecznemu znak ręką aby zrobił to samo.
Soyer, wciąż trzymając swoje Zanpaktou, usiadł po turecku, posłusznie na wskazania swojej przełożonej, z bronią na swoich kolanach, przejeżdżając po niej delikatnie palcem.
-Pani oficer...
Młody mężczyzna podniósł wzrok w kierunku Ayame, spoglądając na nią swoimi czarnymi, błyszczącymi oczami, jednocześnie delikatnie się uśmiechając. Sakano uśmiechnęła się w odpowiedzi ciepło. Nie ma po co wprowadzać zbyt napiętej atmosfery.
- Cieszę się, że się zaklimatyzowałeś.-powiedziała spokojnie, sięgnęła do rękawa i wyciągnęła kilka cukierków, które dostała wcześniej od Ukitake, złapała szeregowca za rękę i włożyła mu je w dłoń po czym sięgnęła po raz drugi i wyjęła sobie jeden- Widzę też, że robisz co raz większe postępy- tak trzymać! Jak tak dalej pójdzie to pomyślę nad zarekomendowaniem cię na patrol na Ziemię. Przyda ci się i takie doświadczenie.- zjadła rozwinięty w międzyczasie słodycz.
Soyer spojrzał na cukierki, po czym położył je obok siebie, skinając Ayame głową. Nie przepadał za jedzeniem, nawet tym słodkim.
-Patrol na ziemię?! O tym pani oficer przyszła ze mną porozmawiać? - w jego oczach pojawiła się ekscytacja, jeszcze bardziej się uśmiechnął. Coś takiego mu się marzyło od samego początku, kiedy przekroczył progi Akademii. Czwarta oficer pokiwała przecząco głową, wciąż się jednak uśmiechając. Nie mogła wyzbyć się uczucia sympatii jakie poczuła do tego nowicjusza. Zrobiło jej się trochę głupio, że wcześniej była o niego zazdrosna. No nic- zaopiekuje się nim jak starsza siostra. Tak jak Rini.
- Niestety nie... na razie nie, choć zadanie jakie nam powierzył Kapitan jest nie mniej istotne.- dziewczyna spojrzała na odłożone słodkości. No tak- wspominał coś, że nie lubi jeść, ale i ten zwyczaj trzeba przemóc. Musi mieć siłę do walki, kiedy to będzie konieczne. Ale najpierw najważniejsze.- Mamy znaleźć zaginionych shinigami- Yoko, Sato i Yamadę. To tajna misja a więc nikomu ani mru mru..-na ostatnie zdanie podniosła palec do góry i puściła mu oczko.
-Tajna misja? - powiedział bardziej sam do siebie, powoli, szeptem wypowiadając te słowa. -Ale czy to nie dwunasta dywizja ma zająć się odnalezieniem ich? . Czy naprawdę... nagle poczuł ogromną ekscytację. Będzie miał swoje pierwsze, poważne zadanie. Od samego kapitana... Spojrzał wyczekująco na swoją oficer, kładąc obie dłonie na Zanpaktou spoczywającym na jego kolanach.
- Oficjalnie... Tak. Ale my robimy za tych krnąbrnych, wścibskich i upartych co szukają mimo oficjalnych poleceń. W razie czego nie musisz się o nic martwić- Kapitan jest po naszej stronie. Nie jest to do końca legalne, dlatego robimy to na "własną rękę" a Kapitan "nic o tym nie wie". gestykulowała podkreślając cudzysłowie dla lepszego zobrazowania sytuacji.- Rozumiesz co mam na myśli?
-Oczywiście... - Soyer zamknął na chwilę oczy, skupiając się w milczeniu.
-Ale czy mamy jakiekolwiek poszlaki? Coś, czego nie wiem dwunasta dywizja? Inaczej jesteśmy bezsilni...
Jego rozmówczyni kiwnęła potakująco głową.
- Masz rację. Ale my mamy ciebie...Byłeś w końcu w domu Rini prawda? Możesz mi opowiedzieć dokładnie co i jak? Jestem pewna, że razem dojdziemy do jakichś konstruktywnych wniosków. I...- spojrzała smutno na ziemię- Przepraszam, że znów poruszam ten temat. Wiem, że nie jest ci łatwo o tym mówić.
"Nie jest ci łatwo o tym mówić"... w tym wypadku oficer chyba jednak się myliła. On miał jedną przewagę nad Ayame. Nie znał tych osób, nie był z nimi związany emocjonalnie. Niemniej byli to przecież członkowie trzynastej dywizji, jego bracia. A za nich warto poświęcić się sprawie. Nawet, jeżeli jest ona tajna i nie do końca zgodna z ogólnymi postanowieniami Społeczeństwa Dusz.
-Pani oficer... Jedyne co widziałem to krew, dużo krwi. Cały pokój w niej był. Chaotyczne krople na ścianach, kałuża krwi na ziemi. Żadnych ciał, poza ciągnącą się smugą krwi aż do wyjścia z domu, gdzie się po prostu urywała. To wszystko, niestety.
Soyer zwiesił głowę, starając się znaleźć jakieś rozwiązanie.
-Hmmm...- Sakano sięgnęła pod swoje shihakusho i zaczęła w nim grzebać. W końcu wyjęła kopertę, którą dostała od Nori i pokazała ją Soyerowi.- Oficer Ishi przekazała mi to zanim spotkaliśmy się przed jej domkiem. Czy rozpoznajesz tę osobę?- w międzyczasie zaczęła się zastanawiać czemu ślad się urwał. Powodów mogło być kilka:1. Ktoś to zatuszował, 2. Ktoś dźwigał czyjeś ciało na zewnątrz, ciągnąc je po podłodze a po wyjściu użył shunpo aby je przemieścić i zatrzeć kierunek, w którym zmierzał, sta brak śladów na błocie(?)- spytać, 3. Ślady zatarł deszcz. Opcje druga i trzecia wydawały się najbardziej prawdopodobne. Powie o tym Soyerowi, ale na razie chciała wiedzieć czy coś może jej powiedzieć o tym ciele- ofierze z Akademii.
-Nie, nie poznaję nikogo takiego. Tam było tyle osób... Może... może ją widziałam raz czy dwa, ale naprawdę...ciężko mi stwierdzić...
Odłożył je na bok z wyraźnym niesmakiem. To były tylko szkice, niemniej Ishi posiadała talent do uwypuklania pewnych... cech wyglądu. Skoro to szkic z miejsca zbrodni...
-Czy to ma jakiś związek z poszukiwaną przez nas trójką? - miał szczerą nadzieję, że nie.
- Niestety jednak może... Od jakiegoś czasu w Społeczności Dusz znikają różne osoby- od uczniów akademii po shinigami przez zwykłych obywateli. Co najdziwniejsze według Kapitana Kyouraku- o czym mówiła mi Ishi- nie mają ze sobą żadnego powiązania. Nic. Jakby ktoś wybierał losowo osoby z różnych dziedzin tylko po to aby coś sprawdzić. Nie wiem co... Ale to wydaje mi się najlogiczniejsze... Co więcej pokrywa się to z czasem zniknięcia Rini.- przygryzła wargę w geście zamyślenia- Osobiście podejrzewam, że skoro oddział dwunasty tak bardzo nalega na przejęcie całego śledztwa to może mieć to coś wspólnego z jakimiś badaniami, albo naukowcem, który wyrwał się spod ich kontroli przez co chcą to zatuszować... Ale to tylko moja opinia...-[i] zrobiła krótką pauzę-[i] Powiedz... Czy jak tam byłeś- w domku Rini znaczy się- to czy widziałeś jakieś ślady na błocie?- spojrzała szeregowcowi w oczy wyczekując odpowiedzi.
-Pani oficer... jak już wspomniałem, przy wyjściu z domu zniknęły jakiekolwiek ślady. Czy to krwi, czy stóp, czy nawet powyginane źdźbła trawy. Miałem raptem chwilę na obserwacje, ale nie pomyliłbym się co do tego, niezależnie ile czasu tam poświęcił. Dom Rini Yoko bez możliwości dwunastej dywizji nie jest w stanie mi nic powiedzieć, poza tym, że wydarzyło się tam coś... w tym momencie spojrzał na twarz swojej przełożonej -...makabrycznego. - Młody chłopak wpatrywał się w siedzącą naprzeciw niego kobietę. Byli sami w pomieszczeniu, w powietrzu unosił się ładny zapach... uśmiechnął się mimowolnie.
-Pani oficer... z tego co wiem, łączy panią z Rini Yoko jakaś szczególna więź, była ona dla pani kimś bliskim. W związku z tym nie czuje pani żadnego jej reiatsu, dosłownie niczego?
- No właśnie mój drogi- nic...- zastanowiła się chwilę. O jej umiejętności "słyszenia" wiedziała tylko ona i kapitanowie. Obiecała bowiem, że nie będzie rozpowiadać o tym nikomu o ile nie zajdzie taka potrzeba. Soyerowi jednak... chyba mogła zaufać.- Ponadto nic nie słyszę. Cała Społeczność jest głucha a nad nią roztaczają się cienie.
-Nic nie słyszę? - Soyer powtórzył za nią, spoglądając wyczekującym wzrokiem. -Co pani oficer ma na myśli?
- To co ci teraz powiem to tajemnica. Wiedzą o tym Kapitanowie, ja i za chwilę ty. Zrozumiano?- Sakano była śmiertelnie poważna.
-Jak najbardziej... . Soyerowi już od dłuższej chwili to się bardzo podobało. Z każdą nową sekundą był jednak coraz bardziej podniecony faktem uczestniczenia w czymś konspiracyjnym, tajemniczym, niebezpiecznym. Młody chłopak przysunął się trochę bliżej swojej pani oficer, po czym nachylił się w jej stronę. -Nie mam problemów z trzymaniem języka w ustach. .
Ayame uśmiechnęła się lekko po czym ponownie spoważniała.
- Mój zanpaktou to typ dźwięku. Ma przez to pewną specyficzną zdolność. Jak się skoncentruję mogę usłyszeć wszystko w promieniu 15 km. Tak wiem- to olbrzymi obszar i nie raz myślałam, że zwariuję od tego hałasu i nawału dźwięków, ale Kapitan pomógł mi to opanować. Po jakimś czasie po większej koncentracji byłam już w stanie nie tylko skupić się na dźwiękach które mnie interesowały, ale i widzieć co się dzieje przez odbite fale dźwiękowe. Nie widzę kolorów. Tylko kształty, sylwetki, otoczenie... Rozumiesz dlaczego nie może o tym wiedzieć wiele osób?- zapytała szczerze ciekawa jego odpowiedzi.
Soyer spojrzał na nią, a w jego oczach pojawił się błysk.
-Stwórz odbicie domu Rini Yoko. - jego głos, w przeciwieństwie do chwili temu, był spokojny i zdecydowany. Nie zostało ani śladu po wcześniejszym, dziecinnym podnieceniu.
Młoda kobieta aż podskoczyła zaskoczona reakcją podopiecznego.
- Co ma znaczyć ten ton szeregowcu. Uważaj do kogo się zwracasz z tymi rozkazami.- Powiedziała lodowato chłodnym tonem. Tego się po tym niewinnym Soyerze nie spodziewała.- Czy w ogóle rozumiesz co do ciebie powiedziałam?- wydawało jej się, że powiedziała dość jasno, że jedyną osobą, która cokolwiek odczuwa i widzi jest ona. I skąd ta nagła zmiana charakteru? Rozdwojenie jaźni?
Soyer najpierw spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, jakby zupełnie jej nie widząc, jednak po chwili lustrował ją już badawczym wzrokiem, z lelko uniesionymi brwiami.
-Ale... co ja zrobiłem?
A więc jednak strzał w dziesiątkę. No nic... Porozmawia o tym z kapitanem jak wystąpi więcej takich sytuacji. Będzie się jednak miała na baczności. Za późno już na odwołanie słów...
- Heh... Możesz mi odpowiedzieć na pytanie?-po chwili dodała- Kazałeś mi stworzyć odbicie domu Rini. Dość dosadnie jakbym miała to sama ująć...- według wszelkich praw psychologii powinien się tego wyprzeć i nie pamiętać nic. Tak przynajmniej podejrzewała. Soyer Blowloom podrapał się tylko po niemal łysej głowie, z zakłopotaniem kłaniając się swojej oficer.
-A więc o to chodziło. Przepraszam! Bardzo przepraszam, ja... - Blowloom wyprostował się, spoglądając w bok. -Pochodzę z rodziny arystokratycznej. Wydawanie rozkazów chyba stało się u mnie podświadomym, głęboko zakorzenionym nawykiem. Przepraszam... Nie zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawę. Tak wielka sprawa... byłem skupiony tylko na tym... pochłonięty naszą misją, zapomniałem z kim właściwie rozmawiam, podniecony wizją jakiegoś milowego kroku... Jeszcze raz przepraszam! Jego czoło dotknęło podłogi przed siedzącą Ayame.
Nie wyparł się, ale nie pamiętał... Tłumaczenie zdaje się logiczne, ale ma luki. Nie będzie się jednak bawić w Nori. Mają współpracować. A do tego jest jej potrzebny. P za tym zdążyła go polubić. Co robić? Kapitanie... W co mnie Pan wpakował? -pomyślała biorąc głęboki wydech.
- Wstań już. Mamy współpracować. Rozumiem... ale wolałabym, żeby to się więcej nie powtórzyło.- jej głos był łagodny, lecz zdradzał lekkie zmęczenie. Potrzebują śladów a nie kłótni. Uśmiechnęła się przyjaźnie. - No dobrze... Wracając gdzie się zgubiliśmy podczas tej małej dywagacji. "Słuchałam" chwilę po tym jak z rana przyszedł do mnie Kapitan. Niestety jak już wcześniej powiedziałam było głucho a jedyne co udało mi się zobaczyć to dziwne podłużne cienie. Nie wiem co się dzieje- jakaś bariera blokująca mi zmysły... W każdym razie nic nie mogę zrobić. Uwierz mi- to skuteczniejsze niż szukanie za pomocą reiatsu, bo szuka się dźwięku danej osoby, głosu- gdyby tak nie było Kapitan znalazłby Rini bez potrzeby informowania mnie o całej tej sytuacji. Myślał, że może ja coś wskóram. Niestety jestem bezsilna... Na razie.- zakończyła z pewnego rodzaju determinacją.- No dobrze. Mówię cały czas ja, ale chciałabym też usłyszeć co ty masz do powiedzenia. Nie wstydź się- cokolwiek powiesz zostaje między nami.- spojrzała łagodnie na podopiecznego aby dodać mu odwagi.
-Pani oficer... ja nie znałem Reni Yoko, nie była mi bliską osobą. Nie znałem ani Yamady ani Sato. Dopiero teraz zaczynam poznawać Shinigami z naszej dywizji. Nie jestem w stanie stworzyć ich profilu psychologicznego, tym bardziej niczego głębszego, czegoś, co może dawać jakieś poszlaki. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz... - Soyer spojrzał przymrużonymi, czarnymi jak noc oczami na swoją oficer. -Dlaczego masakra dokonała się w domu Rini Yoko, podczas gdy baraki, w których spali Sato i Yamada nie mają żadnych śladów po walce, nikt z współlokatorów nie widział ich nocnego zniknięcia? Moim zdaniem możliwości jest kilka. Pewnym jest, że Rini Yoko została napadnięta w swoim domu. Co się stało jednak z Yamadą i Sato? Gdzie oni zostali napadnięci? Dlaczego nie wiemy o nich zupełnie nic? Młody Shinigami był naprawdę ciekawy zdania swojej oficer na ten temat.
- Trudno powiedzieć... A czy nie uważasz, że mogli być wtedy razem?... To by trochę zmieniało sytuację. O ile w ogóle zostali napadnięci... Hmm...-[i] Sakano przygryzła po raz kolejny dolną wargę-[i] Może warto sprawdzić ich domy... Ciekawa jestem czy znajdziemy tam jakiekolwiek ślady. - ponownie spojrzała na szeregowca- Po za tym Soyer- zapytałam cię o opinię na temat tej sprawy a nie portrety psychologiczne czy opinię na temat Rini czy Sato. Jesteś jakiś nieprzytomny... Dobrze się czujesz?
-Tak, dobrze się czuję... po prostu... to by było pomocne... Blowloom nie rozumiał do końca troski swojej oficer. -Nie wiem, czy Sato i Yamada zostali napadnięci razem. Mogę natomiast przypuszczać, że razem opuścili baraki naszego oddziału, w których teraz się znajdujemy. Gdzie potem się udali, czy się rozdzielili... wszystko inne jest dla mnie zagadką. .
- Rozumiem. Nie pozostaje nam nic innego jak to sprawdzić. Przynajmniej nie będziemy siedzieć bezczynnie a może znajdziemy jakieś ślady- to mówiąc dotknęła czoła Soyera aby sprawdzić temperaturę, tak jak wiele razy sprawdzała ją Kapitanowi. Dzięki Królowi Duchów wszystko ok. Młody chłopak początkowo niemal podskoczył na dotyk swojej oficer, rumieńce pojawiły się na jego twarzy. Chyba naprawdę się mu podobała. Zamknął oczy, po czym otworzył je, mówić spokojnie.
-Pani oficer, na pewno nic mi nie jest. Co do szukania dowodów... Soyer rozejrzał się po pokoju. -Już to zrobiłem. Wszystko jest na swoim miejscu, nie ma niczego podejrzanego, jak gdyby obaj z nich znikli tylko na tyle, pozostawiając wszystko w naturalnym bałaganie... albo bardzo się spieszyli. Niestety, nasze baraki wydają mi się martwym punktem.
Pośpiech... Spieszyli się? Tylko gdzie... i po co?
- Przepraszam, jestem trochę przewrażliwiona... Kapitan bardzo szybko łapie przeziębienie...- spojrzała na ścianę a w jej oczach było widać olbrzymie ciepło i coś jeszcze. Otrząsnęła się szybko a jej wzrok wrócił z powrotem na rozmówcę. Był już normalny pozbawiony dodatkowych "efektów".- Pośpiech... Nie mieli powodu aby się śpieszyć... Chyba, że coś planowali. No nic. Nie ma sensu tutaj siedzieć i gadać bezczynnie. Poszukajmy Rini. Może zacznijmy od Rukongai. To duże pole do poszukiwań. Może akurat ktoś coś wie... Shinigami to w końcu dość nietypowy widok i trudno go zapomnieć... Szczególnie że Rini trudno przeoczyć.- powiedziała wstając.
-Nic się nie stało, to było bardzo miłe. - odpowiedział Soyer na słowa Ayame o ich chorym kapitanie. Również wstał, chwytając swoje Zampaktou. Przez chwilę stał w miejscu, wpatrując się w podłogę, dopiero po chwili powiedział.
-Pani oficer... po tym co widziałem... czy sądzi pani, że oni są wciąż żywi?
-
Dopóki Kapitan nie przyśle mi informacji o tym, że ich ciała znajdują się w kostnicy nie mam prawa sądzić inaczej.- powiedziała poważnie po czym uśmiechnęła się- Nie można tracić nadziei. To chyba byłoby gorsze od skazania ich na śmierć. Po za tym wierzę w Rini.
"Wierzę w Rini"... Szkoda, że on tego nie mógł powiedzieć. Zwłaszcza po tym, co widział w tamtej chacie. Ciekawe, co mówiłaby oficer Sakano, gdyby sama zobaczyła to samo, co on. Czy wciąż trzymałaby się nadziei?
-Pani oficer, Rukongai jest ogromne. Gdzie zaczynamy? - to było dobre pytanie. Nie mieli żadnego punktu widzenia, żadnych poszlak, było ciemno i zimno. To i tak nic w porównaniu z samym faktem wykonywania tak poważnego zadania. Na polecenie kapitana, wraz z czwartym porucznikiem...
Ayame zamyśliła się. Bez punktu zaczepienia będą wałęsać się po Rukongai bez celu. Od oddziału 12 nie ma co oczekiwać informacji. Może na razie bramy- na pewno strażnicy musieli zauważyć czy ktoś wchodził/ wychodził z Dworu...
- Zacznijmy od wypytywania strażników bram. Może oni coś widzieli. Ale zanim wyjdziemy- załóż jakiś sweter pod shihakusho. Poczekam na dworze.- powiedziała po czym złożyła parasolkę i skierowała się do wyjścia.
Soyer odwrócił się w przeciwną stronę, słysząc za sobą zamykane drzwi. Zamknął na chwilę oczy, krzyżując ręce na piersiach. Coś było jednak nie w porządku...
-Możesz już wyjść... powiedział w przestrzeń. Jako członek arystokratycznej rodziny, był przeszkolony na wykrywanie osób, które chciały pozostać niezauważone. Mimo wszystko, gdyby nie chwila samotności dana mu przez czwartą oficer, nigdy w życiu nie wyczułby tej cienkiej jak igła fali w morzu ciemności. Jego oczom ukazała się wyłaniającą się ze ściany, najpierw głową, potem ramionami kobietę o długich, lekko kręconych i zielonych włosach. Nigdy wcześniej jej nie widział, pierwszy raz widział na oczy coś takiego. To było... imponujące.
-Kim jesteś? -zapytał w jej kierunku, zadowolony z faktu, że miał przy sobie swojego Zanpaktou. Jego spojrzenie utkwiło w niej, położył dłoń na rękojeści klingi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Henshu dnia Nie 18:59, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ayame
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Seireitei
|
Wysłany: Nie 3:25, 22 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Sakano Ayame & Ishi Nori
Dochodziło południe. Sprawa rozwiązana a list został dostarczony do adresatki. Okazało się, że nie było to nic poważnego a jedynie mała prośba o kupienie paru rzeczy w Rukongai, do którego i tak zmierzała. Ayame zupełnie zapomniała o zrobieniu zakupów do dywizji. Ostatni raz zaglądała do lodówki rano i wymamrotała pod nosem, że brak niektórych składników i może nie starczyć na bento dla niej, Kapitana i dwójki nadgorliwców następnego dnia. Najwidoczniej Kapitan musiał ją usłyszeć. Była mu bardzo wdzięczna za przypomnienie i już nawet miała mały plan tego co trzeba kupić. Ale obecnie bardzo chciała pogadać z nową koleżanką. O oficer Ishi Nori krążyło wiele plotek, jednak mimo wszystko była jej wdzięczna i dłużna za pomoc. Co więcej wydawała się być całkiem w porządku. Przedstawicielka dywizji 13 nie należała do osób, którym trudno przychodziło nawiązywanie znajomości. Zawsze była otwarta na innych... No może nie w Rukongai... Ale te czasy minęły dawno.
Sakano udało się zaciągnąć niezbyt chętną Ishi do znanego w całym Rukongai baru z ramenem. Miejsce nie było zbyt duże a o tej porze, kiedy większość shinigami zajęta była sprawami dywizyjnymi nie było też pełne po brzegi, jak zazwyczaj. Budynek przypominał małą chatkę, a na górze znajdowało się nawet piętro mieszkalne właściciela restauracyjki, jego żony oraz dwójki energicznych chłopców i uroczej najstarszej córki. Właściciel, Kazuki, oraz jego oczko w głowie, Saeko, znajdowali się właśnie przy barze. Oprócz nich w lokalu było jeszcze pięć osób- para siedząca przy oknie oraz trójka mężczyzn, najprawdopodobniej znajomych, zajmujących miejsce niedaleko schodów i co raz zerkających na pierworodną zalotnymi spojrzeniami, które ta ignorowała z przyzwyczajenia. Kiedy shinigami przekroczyły próg zapanowała chwilowa cisza, po czym każdy wrócił do swoich spraw.
- Irasshiaimase! - powiedziała radosnym głosem osobniczka nie mogąca mieć z wyglądu więcej niż 17 lat. Jej zielone oczy połyskiwały z sympatią a rude włosy spięte były w elegancki kok.
- Aaa! Sakano-san! Miło cię widzieć. Widzę, że tym razem z koleżanką. Siadajcie proszę. Za chwilę przyjmę zamówienia.- rzekł starszy mężczyzna a jego baryton zabrzmiał w całej sali. Wyglądał jak osoba w wieku 45 lat, choć włosy zaczęły mu już siwieć. Podobnie jak córka miał zielone oczy.
- Mi też miło Państwa widzieć. To 13 oficer dywizji 8- Ishi Nori. Poznałyśmy się dzisiaj rano. - powiedziała blondyna wskazując ręką na rozmówczynię uśmiechając się ciepło. Bywała tu nie raz. Z różnymi osobami- od szeregowców z jej dywizji po bandę z Matsumoto na czele. Ishi skłoniła się lekko nie mówiąc ani słowa- Po proszę najlepszy ramen jaki Pan ma! Dwa razy!-
- Już się robi. Saeko- przygotuj składniki- właściciel polecił córce po czym skonął głową aby dziewczęta zajęły sobie miejsce i poczekały, co też uczyniły. Siadły w rogu restauracyjki aby mieć wzgląd na wszystko.
- Fajnie tu. A ramenu lepszego nie znajdziesz. Sama się przekonasz- powiedziała blondyna z nieukrywaną radością. Ramen był jedna z nielicznych potraw których Sakano nie miała dość nigdy. A tutaj nawet nie musiała gotować... Z drugiej strony to nie zwalnia ją z obowiązku zrobienia obiadu dla Kapitana i oficerów rangi 3. Coś się wymyśli. Nori krążyła wzrokiem po pomieszczeniu, jakby w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego zagrożenia. Była zadowolona z miejsca, jakie wybrała Sakano. Było doskonałe do obserwacji...widać miała albo doświadczenie, albo talent do takich spraw.
-Jak tu trafiłaś? okularnica nie nawiązywała kontaktu wzrokowego.
- Trafiłaś? Gdzie? Co masz na myśli?- Ayame przekrzywiła lekko głowę ze zdziwienia.
-Jak dowiedziałaś się o tym miejscu. Nori westchnęła, spoglądając z ukosa na sponsorującą posiłek. Przecież nie miała tej wiedzy wdrożonej od urodzenia! Ktoś musiał jej o tym miejscu powiedzieć, zaprowadzić ją tutaj, albo padła ofiarą potężnej machiny reklamy. Cokolwiek. Sama Ishi przecież nigdy tu nie była. Nigdy o tym miejscu nie słyszała. Chociaż...może i tu była, kiedyś, dawno. Nie zwracała uwagi na to, w jakie miejsca zabierał ją ojciec, zanim nauczył się gotować.
- Yhm. Matsumoto zaciągnęła mnie tutaj pierwszy raz a później wpadałam od czasu do czasu z szeregowcami to znowu z nią i tak dalej. Co lubisz jeść najbardziej Ishi-san?- dziwne znudzenie w głosie rozmówczyni nie uczyniło na niej żadnego wrażenia. Ayame liczyła na to, że Ishi w końcu się przemoże i zacznie rozmawiać z nią normalnie.
-Co?...wszystko, co proste i szybkie do zrobienia. Nie mam czasu na wyrafinowane posiłki. Ani umiejętności do ich zrobienia. Co w połączeniu ze sknerstwem w takich materiach jak jedzenie na mieście dawało...Oficer trzynasta pogładziła sie po podbródku.-Jak myślisz, ilu potencjalnych Shinigami tutaj siedzi? Ilu z adeptów zostało wypatrzonych podczas takiej chwili czekania na posiłek? Jadłodajnie...to idealne miejsce, by szukać osób o rozwiniętej mocy duchowej, prawda? Nori spoglądała na różne siedzące tu osoby z nikłą, słabą, ale jednak obecną, iskrą w oku. Być może znajdował się tutaj przyszły kapitan? Być może same właśnie go odnajdą?
- Ciekawa koncepcja. Szczerze mówiąc nie wiem. Ja sama znalazłam się w 13 przez przypadek... Wtedy też poznałam Kapitana Ukitake, Kapitana Kyouraku, Kapitan Unohana, Kapitana Kuchiki i Kapitana Kenpachi.- powiedziała z lekko rozmarzonym wzrokiem... Ech- wspomnienia. Całe jej życie wywróciło się wtedy do góry nogami.- Ishi-san gotujesz, prawda? Masz jakiś pomysł na coś dobrego? Nie wiem co zrobić na obiad...
-Kupuje gotowce, albo robię naprawdę proste rzeczy. Kanapki. Nie moja wina, że nie miał mnie kto nauczyć gotować... Urwała. Otworzyła swój notes, wyciągnęła pisak i spojrzała na Sakano -Spotkałaś kapitanów, tak? I co dalej?
- Heee... Szkoda. No nic... Coś się wymyśli podczas zakupów...- westchnęła ciężko i dodała lekko rozbawiona na wspomnienia z tamtego dnia- Zemdlałam. Padłam jak długa, bo nie jadłam praktycznie odkąd pamiętałam. Byłam święcie przekonana, że nie muszę nic jeść. Co więcej wszyscy jak jeden mąż twierdzili to samo. Wystarczyła więc sama presja Kapitana Ukitake i leżałam na ziemi nieprzytomna. Tak w zasadzie wszystko się zaczęło.- uśmiechnęła się ciepło, w oczach widniało rozmarzenie.
-Nie czułaś wcześniej głodu? Dla Nori była to abstrakcja. Głód towarzyszył jej-i jej rodzinie-od zawsze, nie mieli jednak większych problemów z jego zaspokojeniem. Mimo to, nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktoś mógł o nim...zapomnieć. -Może po prostu nie potrafiłaś nazwać tego uczucia? Okularnica ostrożnie podsunęła własną myśl nowej koleżance. Głód wynikał z siły duchowej duszy, więc albo ta nabyła ją nagle, albo nie zdawała sobie z niej sprawy. Upiorna perspektywa.
- Całkiem możliwe... Szczerze mówiąc to pamiętam, że zawsze miałam na coś ochotę. Nie wiedziałam tylko na co. Chciałam poczuć coś w ustach- jakiś smak... Ale na tym to się głównie kończyło. Nie widziałam potrzeby jedzenia. Nie czułam głodu.- rzekła z zastanowieniem blondyna. - Ale to było dawno... A ty Ishi-san? Nie miałaś czegoś takiego?
-Nie. Nori spojrzała z niejakim zaciekawieniem na Ayame, jakby ta nabrała koloru. -Może dlatego, że pojęcie głodu funkcjonowało w naszej rodzinie od zawsze. On i jego zaspokajanie było...jest...naturalne. Nori przerwała, po czym wycelowała w Sakano palec wskazujący, którym zaczęła wykonywać ruch drążący.-Tobie nie miał kto go wyjaśnić, prawda? Nikt z Twojego otoczenia go nie odczuwał?
- Yhm. Dokładnie tak. Co więcej, nawet jak komuś wspomniałam, że smakuje mi herbata to patrzyli na mnie dziwnie- tak jakbym żartowała. Wiesz- kiedyś zajmowałam się ceremonią herbacianą. Pracowałam w pawilonie o nazwie "Złota Chryzantema". Choć zawsze ciekawiło mnie jak niektórzy potrafią przemieszczać się błyskawicznie albo używać magii. Dlatego podglądałam uczniów w Akademii. Wszyscy mówili, że dusze tam są wyjątkowe. Nie wyjaśniali jednak dlaczego. Nie to, żeby mi zależało. Kiedyś byłam nieco inna niż teraz. No ale to było dawno temu.- powiedziała z uśmiechem, który nie odbijał się w jej oczach.
-Magia...feh. Nori nieznacznie się skrzywiła. -Mogłaś w końcu umrzeć, wiesz. Mówiłaś, że pierwsze krytyczne objawy niedożywienia odczułaś przy kapitanie Ukitake, tak? Ciesz się, że nie był to Kenpachi. Z drugiej strony... Błysk zainteresowania. -Musisz mieć naprawdę bogate naturalne rezerwy reiyroku, skoro tak długo działałaś na nich samych.
- Dziękuję za troskę. Uwierz mi- też się z tego cieszę. A co do reiyroku...Być może... Choć jak wspominałam pracowałam w pawilonie. Tam zawsze są ciastka. A i herbata ma wartości odżywcze.- zamyśliła się.- Hmm.. Ishi-san co cię sprowadziło do dywizji 13? Dywizja 8 jest kawałek drogi stamtąd. A tak w ogóle to dziękuję za pomoc z tym listem.
-Nudziłam się. Okularnicy wywróciła oczyma.
Rozmowę przerwała Seako, która dostarczyła długo oczekiwany ramen, wzięła od Ayame zapłatę, po czym wróciła na swoje miejsce- za ladą przy ojcu.
- Kyaaa! Pięknie pachnie!- Sakano wzięła pałeczki do ręki- Itadakimasu!- i zatopiła je w swojej porcji. Z zupełnym przeciwieństwem entuzjazmu Ayame, Nori uczyniła to samo. Nie żeby jej nie smakowało...nie przywiązywała do tego zbytniej uwagi, pogrążona w dziwacznych myślach. Nie paliła się też do rozmowy, przynajmniej nie w trakcie jedzenia. Tak ją w domu nauczyli. W końcu skończyli.
-Sakano. Zdrowo jest się przejść po posiłku. wyczekujące, czarne oczy spoglądały na Ayame, jakby chcąc coś dać do zrozumienia w bardzo subtelny sposób.
- Yhm. Skoro tak uważasz.- powiedziała lekko zdziwiona, ale za to jaka szczęśliwa. Na prawdę kochała ramen.- To może po drodze wstąpimy na jakiś targ. Muszę zrobić zakupy.- wstała i skierowała się do wyjścia rzucając przez ramię "do widzenia" właścicielowi i jego córce.. Tuż za nią dreptała niższa i młodsza oficer, która na propozycje targu energicznie przytaknęła.
-Tak. Targ to dobry pomysł. Zawsze pełno tam podejrzanego elementu...
-Ten typek ze szramą pod okiem był zdecydowanie podejrzany. Prawda, Sakano?
Pytanie wypłynęło z ust siedzącej pod drzewem Nori, wpatrującej się w niebo.
Podczas wyprawy na targ, ku radości Ayame, udało się jej dostać nie tylko wiele warzyw, ale też świeżych i apetycznych; podobnie miała się sprawa z mięsem. A zabranie ze sobą Ishi było świetnym wyborem, gdyż poszukiwaczka kryminalistów nie miała żadnych sprzeciwów względem robienia za muła jucznego, co pozwoliło blondynie zakupić znacznie więcej, niż mogłaby normalnie. Jednym słowem-wyprawa była sukcesem!...przynajmniej dla niej, bo Nori, niezadowolona z braku jakichkolwiek podejrzanych wydarzeń, uznawała ją za coś nieco mniej udanego.
- Yhm. Ale nie można nikogo oceniać po wyglądzie. Spójrz na siebie- wyglądasz niepozornie, ale świetnie sobie radzisz z ciężkimi rzeczami. Dzięki za pomoc z zakupami tak w ogóle.- serdecznie odpowiedziała Sakano. W zasadzie w dywizji miała jeszcze pare rzeczy do zrobienia, ale mogła to odłożyć na potem. Po za tym nadgorliwcy w końcu muszą się do czegoś przydać, prawda?
-Ja miałabym oceniać tylko na podstawie wyglądu, Sakano, za kogo Ty mnie ma... furknęła Nori jakby została w jej kierunku ciśnięta ta najwyższa obraza (bo właściwie, taka była- Ayame kwestionowała jej metody!), jednak błyskawicznie zniknęła, zastąpiona przez coś nowego. -Właśnie. Sakano. Za kogo Ty mnie masz?
- Hmm... Jesteś ciekawą osobą to trzeba ci przyznać, choć szczerze mówiąc pierwszy raz spotykam się z kimś, kto jest tak podejrzliwy. Szczerze mówiąc- zanim się poznałyśmy słyszałam o tobie wiele plotek. Ale nigdy się ich tak bardzo nie słuchałam. Nie wydajesz się jednak być osobą niegodną zaufania.- rzekła szczerze nonszalanckim tonem Ayame.- A co ty myślisz o mnie?
-To błąd. W plotkach często jest sporo prawdy. Nori ziewnęła, po czym otworzyła swój notes i przerzuciła kilka stron. -"Ekstremalnie lojalna. Niezwykle popularna pośród swoich podkomendnych. Nazywana porucznikiem. Pełniąca praktycznie obowiązki w/w funkcji. Nadgorliwa. Pracowita. Zwinna i szybka. Znana jako specjalistka w Kidou." Przerwała i zerknęła z ukrywanym zaciekawieniem na wyżej opisywaną, ciekawa jej reakcji.
- Ja? Nadgorliwa?- Ayame wydała się lekko zbita z tropu.- Owszem staram się, ale od razu nadgorliwa?... Swoją drogą, skąd o mnie tyle wiesz?- dziewczyna zarumieniła się z zażenowania. Czy wszyscy ją tak postrzegają? Łącznie z Kapitanem?
-Z plotek i wywiadu środowiskowego, oczywiście. A także gadaniny Yoko. Głównie z gadaniny Yoko. -Czy to satysfakcjonująca odpowiedź na Twoje pytanie?
- Yhm... Dzięki.- Ayame oparła się o drzewo i wpatrywała się w chmury.
-Lubisz książki, Sakano?
- Owszem. Szczególnie zielarskie. To moje drugie hobby. A ty? Bo sądząc po notesiku chyba często notujesz...
-Bardzo. Kryminały. Ale pamiętaj, Ayame... Nori również wpatrywała się w chmury, z niejaką melancholią "Nie czytaj tyle, bo Ci się mózg zlasuje." Zamilkła, rozważając przywołane słowa. W końcu jednak uniosła lewy kącik ust w uśmiechu. -Muszę dodać "ma dobry zmysł obserwacji". Być może przy odrobinie szkolenia, będziesz mogła stać się moją naśladowczynią czy adeptką, fu fu...
Ayame zachichotała również. Adeptka albo naśladowczyni. Ciekawa ta Nori...
- Słyszałam, że mieszkałaś w Rukongai. Która dzielnica?
-Czwarta. Krótko, zwięźle i na temat. Nori miała nieco lepszy humor niż piętnaście minut temu. I nie miała zamiaru dać łatwo wyciągnąć z siebie informacji...oj nie, jej też należało się trochę zabawy.
- To całkiem niedaleko mnie o ile wziąć pod uwagę kierunek świata. Ja jestem z dwunastej zachodniej.
-Aha. Jeszcze o czymś mam zeznawać, oficer Sakano? wbrew wszelkim oczekiwaniom, Nori mówiła to żartobliwie. I nie złośliwie. Można było to odznaczyć w kalendarzu!
- Tak- adres, numer telefonu i buta.- odparła również żartem Ayame.- Ishi- san jak jest w ósemce? Kapitan Kyouraku czasem nas odwiedza, ale zawsze ciekawiło mnie jaki to typ kapitana. Czy wszystkie shinigami podrywa tak jak mnie? Bo ostatnio byłam zmuszona do schowania się za Kapitanem Ukitakte...
-Boje się zapytać po co Ci te dane, jakie masz zamiary wobec mnie!...a Kyoraku to irytujący kapitan. Na szczęście, ja jestem poza jego atakami, ale za to traktuje mnie jak dziecko. Właściwie to słusznie...hm. Nori przerwała. Wsunęła pisak między wargi. "Numer telefonu"?
- Hę? O czym mówisz?- jej rozmówczyni była szczerze zdumiona- A tak w ogóle to zazdroszczę ci. Wiesz- jak pierwszy raz z nim rozmawiałam, po za tym kiedy zemdlałam, to się do mnie tak przykleił, że gdyby nie Nanao to nie wiem co by ze mną było...
-Sakano... Nori przybliżyła się do Ayame, patrząc na nią z bliska, jak na bardzo interesujący okaz. Jestem pewna, że przed chwilą powiedziałaś "numer telefonu". Mam to na piśmie. Nori przekrzywiła głowę, z błyskiem w oku. Co to mogło być?
- Numer telefonu...?- blondynka już gdzieś to słyszała... ale gdzie? co to? Jej oczy zamgliły się. Czy jest to jakoś powiązane z jej koszmarem? W jakikolwiek sposób?
Czarnowłosa zaś czuła, że trafiła na coś niezwykłego. Z napięciem obserwowała reakcje starszej koleżanki. Co to mogło być? Jaką tajemnice w sobie skrywała?
-Może to przytłumione wspomnienia?
Tak, jeśli ktoś przykładowo wszczepiłby jej nieprawdziwą pamięć, albo usunął jej część, brak doskonałości takiego zabiegu mógł się objawić w taki chociażby sposób i...
Dziewczyna zareagowała podskokiem. Wspomnienia? Czy to mogły być jej wspomnienia? Całkiem możliwe. Słyszała o przypadkach utraty pamięci, ale one istniały tylko wtedy, gdy dusza pochodziła z Ziemi... Czy ona też...?
- To nie wykluczone...- Ayame westchnęła. Nagle zobaczyła znajomy kształt... A niech szlag trafi to przeklęte małe, czarnoskrzydłe paskudztwo. Sakano obrzuciła piekielnego motyla wściekłym spojrzeniem. Czy te szkarady nie dadzą jej spokoju? A biedne Królowi Duchów duszę winne stworzenie latało wokół niej chcąc przekazać wiadomość kompletnie nie świadome killer intentu, który obudził się w dziewczynie. Blondynka wzięła głęboki wdech i powoli wystawiła palec, aby posłaniec mógł na nim spocząć. Usłyszała ciepły głos Kapitana.
- Ayame, gdzie ty jesteś? Martwię się o ciebie... Zakupy nie powinny ci tyle zająć... Po za tym Sentaro i Kiyone zaczynają się robić głodni- wiesz co to oznacza... Wracaj proszę do dywizji.- ups... chyba troszkę się zasiedziała.
- Etooo... Ja muszę już iść. Wezwanie Kapitańskie. Wszyscy już zdążyli zgłodnieć... Pomożesz mi z tym?- wskazała ręką na stertę zakupów, kiedy podniosła się z ziemi. Nori również wstała. Milczała. W końcu westchnęła, pokręciła głową i z półuśmiechem rozłożyła ręce.
-Wiesz jaka jest przewaga w byciu oficerem trzynastym, nad byciem oficerem czwartym?
- Szczerze? Nie mam pojęcia...
-Masz tysiąc razy więcej wolnego czasu.
Ayame zaśmiała się serdecznie.
- Ale uwierz mi- mi to wcale a wcale nie przeszkadza...- powiedziała po czym skinęła na towarzyszkę i obie ruszyły do kwatery głównej dywizji 13.
- Ayame! Nareszcie. Myślałem, że coś się stało... - przywitał dziewczę Kapitan Ukitake, kiedy Ayame przekroczyła próg. Za nią weszła Ishi- O witaj. Nie znamy się chyba.
- Przepraszam Kapitanie. To Ishi Nori. Trzynasta oficer dywizji ósmej. Poznałyśmy się dzisiaj i trochę zagadałyśmy. Jeszcze raz przepra...- urwała czwarta oficer kiedy z kuchni przybiegła dwójka nadgorliwców.
- Gdzieś ty była Sakano?!
- Jak śmiesz kazać czekać Kapitanowi z jedzeniem!?
- Gdybym potrafiła gotować ugotowałabym coś sama coś pysznego...z sercem!
- Wcale nie- bo ja bym to zrobił...!
Kapitan miał rację. Są głodni. I to bardzo. Sakano westchnęła i spojrzała na Kapitana, który patrzył na nią przepraszającym wzrokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła część zakupów.
- SPOKÓJ!- w pokoju momentalnie zrobiło się cicho.- Przepraszam cię na chwilę Ishi. Zrobię coś do jedzenia. Usiądź proszę. Zaraz coś podam. Kapitanie- zostawiam ją w Pana rękach. A wy dwoje- pomóżcie mi z zakupami. - i nie czekając na odpowiedź wparowała do kuchni i zaczęła rozpakowywać zakupy. Chcąc nie chcąc nadgorliwa para posłusznie spełniła rozkaz od podopiecznej. Kto by chciał zaczepiać osobę, która za chwilę będzie ci gotować jedzenie? Grom go wie co może dodać... Zanim zaczęła szykować posiłek wzięła talerz, nałożyła ciastek, które zrobiła poprzedniego dnia i podała gościowi. Wracając do kuchni wygoniła Sentaro i Kiyone z wypełnionymi papierami do oddania i zajęła się gotowaniem.
- Ishi-san, prawda? Kyouraku opowiadał mi o tobie. Podobno interesujesz się różnymi dziwnymi przypadkami w Seireitei. I robisz własne dochodzenia, zgadza się.- próbował przełamać lody Ukitake uśmiechając się lekko i patrząc wyczekująco w stronę czarnowłosej.
-Tak, to prawda, Kapitanie. Nori kiwnęła głową. Rzadko kiedy ma się okazje na towarzyską rozmowę z kimś tak legendarnym! -Tajemnice to moja pasja od dzieciństwa.
Ta wyprawa była zdecydowanie bogata pod względem edukacyjnym. Od momentu wejścia tutaj, Ishi robiła staranne notatki na temat...wszystkiego. Jak zwykle.
- Aaa. To brzmi ciekawie. Jaka jest twoim zdaniem najciekawsza tajemnica odkryta do tej pory?- Białowłosy kapitan był szczerze zainteresowany. Rzadko Ayame sprowadza kogokolwiek do dywizji. A już najbardziej- własnych znajomych. Czarnooka uśmiechnęła się. To pytanie było bardzo trudne. Odkryła jakąkolwiek prawdziwą tajemnice?...tak.
-Najciekawszą tajemnicą jaką odkryłam jest zdecydowanie... Wyciągnęła swój Zan. Ich imię.
- ICH imię? Masz bliźniacze zanpaktou Ishi-san?- brązowooki wydawał się być szczerze zdumiony. Od razu przypomniało mu się bowiem jego Sougyo no Kotowari.
Nori uśmiechnęła się przebiegle.
-W pewnym sensie. A w pewnym sensie nie. Gdyby nie fakt, że mogłyby mnie czekać nieprzyjemne efekty uboczne i jest to niezgodne z prawem, zaprezentowałabym je kapitanowi tu i teraz.
- Rozumiem. Brzmi to jednak bardzo ciekawie. Chętnie kiedyś zobaczę cię w akcji.- uśmiechnął się szczerze- A Kyouraku? Mam nadzieję, że nie sprawia ci problemów... Wiesz ona ma potworną słabość do kobiet.- lekko zażenowany z zachowania swojego przyjaciela podrapał się po głowie. Nori spojrzała z pewnym...zaniepokojeniem na kapitana trzynastej dywizji.
-Nie, jeszcze nie...wydaje mi się, że kapitan bardziej nakierowany jest na starsze panny, jak Nanao czy chociażby wasza oficer czwarta. Tak. Poruszenie tematu oficer czwartej. Nie mogła sobie tego odmówić!
- Ayame? Czego on może od niej chcieć?
-Oj, niczego, może troszkę źle to ujęłam. Nori pogładziła się po twarzy, zakrywając dłonią uśmiech, nim udało się jej go opanować. -Wspominała po prostu, że... Zerknęła w notes. Następnie rozejrzała się, sprawdzając, czy Sakano przypadkiem nie nadchodzi. Gdy upewniła się, że jej nie ma, odczytała z własnych zapisków co trzeba, podkreślając całość rytmicznym ruchem dłoni, stukając lekko w papier, w mowie starając się naśladować Ayame"Wiesz- jak pierwszy raz z nim rozmawiałam, po za tym kiedy zemdlałam, to się do mnie tak przykleił, że gdyby nie Nanao to nie wiem co by ze mną było..."
Reakcja kapitana była piękna: oczy jakby zobaczył ducha :p, lekko rozchylone usta, sztywne plecy jak gdyby go ktoś po nich mocno walnął, ręce pokornie na kolanach.
- Kyouraku... Ayame..- wymamrotał cicho. Nic mu o tym nie mówiła.- Aya..! przerwał w połowie słowa na widok chłodnego spojrzenia trzynastej oficer. Ayame nie dosłyszała- zajęta była smażeniem.
-To byłby wyrok śmierci dla mnie. Nori zamknęła notes, po czym zdjęła okulary i zaczęła czyścić szkła. Panie Kapitanie...czy z jej pamięcią jest wszystko w porządku? W pierwszej chwili miała spytać "czy z jej głową jest wszystko w porządku", ale na szczęście błyskawicznie zrozumiała, jak opacznie mogło to zabrzmieć. Chociaż gdyby to nie był kapitan...mogłaby i użyć tego sformułowania...
- Rozumiem... Chcę jednak wyjaśnienia tej sytuacji. A co do jej pamięci... Nie przypominam sobie aby w jakiś sposób się na nią uskarżała. Ayame ma doskonałą pamięć. - w jego głosie czuć było nutkę dumy ze swej oficer.
-Myślę, że jest coś, czego wyjaśnienie byłoby dużo ciekawsze...otóż, wie kapitan czym jest "numer telefonu"?
- I owszem. Coś takiego jak telefon funkcjonuje na ziemi tak jak nasze piekielne motyle...Tyle że stałe... Służy do porozumiewania się. Jak dwie osoby znają swoje numery zawsze są pod ręką, bo mogą ze sobą porozmawiać. Czemu pytasz? Czy to ma jakiś związek z zachowaniem Kyouraku?- Ukitake był szczerze zdziwiony pytaniem, jego zdaniem, totalnie nie na temat.
-Tematu zachowania mojego kapitana proszę nie poruszać. Będę miała problemy z pańską oficer przez to!...kapitanie. Jeszcze trochę, a zaczęłaby strofować dowódcę. Chociaż...Nanao mogła...-Otóż, dzisiaj podczas rozmowy, pańska oficer podczas pozornie beztroskiej konwersacji rzuciła tym właśnie terminem. Numer telefonu. Nie miała pojęcia, dlaczego przyszło jej to do głowy, ani dlaczego to powiedziała. Włożyła okulary na nos, idealnie czyste. Oślepiająco czyste. -Ciekawe, prawda?
- Yhm... Ciekawe w rzeczy samej...- wymamrotał Ukitake olewając nieco reprymendę. Słyszał o duszach tracących pamięć w wyniku przeniesienia na ziemię. - Ayame... Czy to możliwe, że urodziła się na Ziemi?... Nic mi nie mówiła o tym...
Nori płonęła teraz zainteresowaniem. Będzie musiała poznać oficer Sakano znacznie lepiej, niż miała zamiar pierwotnie...
-To chyba tajemnica, którą wszyscy chcielibyśmy odkryć.
W tym momencie weszła Ayame z parującą porcją dla Kapitana w jednej ręce, w drugiej trzymając herbatę. Uśmiechnęła się na widok dobrze dogadującej się dwójki. No niby dlaczego mieliby się nie dogadać.
- Przepraszam, że kazałam Panu czekać.- postawiła na podłodze przyniesione rzeczy i poszła po sztućce. Niedługo po tym wrócili Sentaro i Kiyone z burczącymi brzuchami, śliniąc się na sam zapach. W gruncie rzeczy ten dzień był całkiem ciekawy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Nie 20:12, 22 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|