Forum BleachFiction Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

FAUST
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kejmur




Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Nie 2:01, 05 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Faust... słyszała wiele plotek o nim i sama świadomość, że to był Faust była co najmniej zastanawiająca. Właściwie... gdzie go przenosili ? Po co ? I czemu tak wiele ryzykowali ? Przyglądała się tej scenie ze skupieniem, ale po chwili stwierdziła, że wiele to nie da. Tłum był za duży, a brak Jidanbou zaczynał ją martwić. Co mogła w tym momencie zrobić ? Cóż... jedynie co przyszło jej do głowy to pójść do innej bramy oraz spróbować szczęścia gdzie indziej, a potem ewentualnie wróci, gdy będzie mniej osób wokoło. Zwracanie na siebie uwagi było ostatnią rzeczą jakieś w tej chwili potrzebowała. Musiała uniknąć kłopotów bez względu na cenę. Jej "przewodnik" przyglądał się wozowi, więc po cichu go opuściła i ruszyła przed siebie. Czuła się nieswojo, ale cóż w tym momencie mogła począć. W każdym razie nie miała wyboru i musiała się skontaktować z kimś, kogo chciała unikać i nie wplątywać jej drogie przyjaciółki w jej kłopoty. Ale nie miała wyboru, musiała ją odnaleźć. I miała nadzieję, że Ayame się znajduje gdzieś w środku. A jak już to niedaleko siedziby ich dywizji. Tylko teraz niepostrzeżenie się dostać do środka... i ta myśl ją niepokoiła. Ale to było zbyt ważne, by się teraz poddała. Dopadnie ich za to, co zrobili ale musi rozwiązać ten jeden problem... który utrudniał znacznie to zadanie. W tym momencie pozostało jej ruszyć w drugim kierunku. I tak po chwili zrobiła.

Południowe słońce dawało o sobie znać, kiedy Shinigami w przebraniu podróżowała uliczkami Rukongai. Było na tyle gorąco, że wszystkie dusze po prostu leżały w cieniu, powoli przewracając w palcach miły w dotyku, chłodnawy żwir i piasek. Wyglądali przy tym jak pełzające larwy. No, może poza niektórymi, gdyż co jakiś czas zdarzał się dziwak, który po prostu, niemal w otępieniu, powłóczył nogami do przodu, idąc w stronę upalnego słońca, kołysząc się z lewej do prawej strony. W tym zastygłym przez ciepło otoczeniu Rini zdawała się być nienaturalnie rześka, idąc w kierunku innej bramy. Wydawało jej się, że idzie zupełnie naturalnie, bez problemów, ale gdy poczuła coś, co się niebezpiecznie za nią pojawiło, starała się jednak nie wpaść w panikę i udała, że się potknęła. Musiała sprawdzić "możliwości" tego czegoś bez wzbudzania jakiegoś większego podejrzenia. A jakby to coś chciało jej zrobić krzywdę... to musiała niby niedbale odbić ten cios. Chociaż czuła, że nie będzie to takie łatwe, jak jej się wydaje.

I nagle poczuła, jak coś gładzi ją pomiędzy łopatkami. Było to bardzo dziwne uczucie, zwłaszcza, że chwilę potem poczuła to wyraźniej - nawet nie pomiędzy swoimi łopatkami, tylko głębiej, w środku niej samej. Sekundę potem poczuła dziwne ciepło, a następnie zimno. Lodowe zimno. Dreszcz przeszedł jej ciało, z jakiegoś dziwnego powodu palce u dłoni samoczynnie zamknęły się w pięści. Rini nagle zdała sobie sprawę, że straciła czucie w nogach.

Mężczyzna bezceremonialnie wyjął kunai z pomiędzy łopatek Shinigami. Wraz z karmazynowym ostrzem trysnęła krew, znajdując swoje ujście. Dziwił się, że tak dała się podejść. Prawdę mówiąc, był przekonany, że popełnił błąd, że pozwolił jej odkryć swoją obecność. Kiedy ona po prostu... potknęła się. Zamiast w potylice, ostrze trafiło między łopatki. Choć to teraz bez znaczenia, efekt i tak będzie ten sam.

Rini zwaliła się mimowolnie na ziemię, wznosząc uliczny pył z piaskowej ulicy. Uderzając o litą ziemię brzuchem, wciąż nie widziała, co stało się z jej plecami. Pojawił się jednak ból. Tak impulsywny i falowy, że nie potrafiła porównać tego z niczym innym. Jej oczom, znajdującym się zaraz przy samej ziemi pojawiły się czyjeś nogi, zabandażowane jakimś szarym płótnem niby ziemska mumia. Chociaż dziewczyna bardzo chciała, z jakiegoś powodu nie potrafiła podnieść głowy wyżej, jak gdyby w jej szyi zamontowano jakąś blokadę. Za to sam mężczyzna pochylił się w jej stronę, ukazując swoje oblicze. Tak jak nogi, jego cały tors był zabandażowany, tak samo jak ręce i głowa. Jedynym odsłoniętym kawałkiem jego ciała były oczy i przestrzeń pomiędzy nimi. Nawet jako Shinigami, widok jego źrenic był niespotykany. Były niesamowicie czerwone, jak gdyby wylewały się czerwienią, błyszczały się nią.

-Mam Cię... powiedział do Rini głosem zniekształconym przez szare szmaty na jego ustach. Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Dusze wpatrywały się w niego z jakimś dziwnym spojrzeniem, dziwną mimiką. Jak gdyby chciały coś powiedzieć, lecz nie potrafiły, nie miały na to siły. Chociaż z drugiej strony, na swój sposób przypominało to również uśmiechy. Nieco groteskowe, żeby nie powiedzieć... pełne satysfakcji. Wszystkie oczy były zwrócone na Rini i dominującym nad nią asasynem. -Kim pan jest ? Czemu mi pan to robi... to boli. Ja nic nie zrobiłam, to chyba jakaś pomyłka...- Dodała słabym głosem, starając się wywrzeć wrażenie, że to było jakieś duże nieporozumienie. Zresztą domyślała się, że to tak wygląda, gdy jakiś facet atakuje duszę na ulicy ot tak. Przynajmniej miała nadzieję, że to tak się wszystko prezentowało.

-Jak na laboratoryjnego szczura, spodziewałem się czegoś lepszego... Twoi poprzednicy byli o wiele silniejsi. - mówiąc to, rzucił kunai przed jednego z leżących w cieniu chudzielców. Dusza błyskawicznie podniosła przedmiot, po czym zaczęła go czyścić własnymi łachmanami. Sam czerwonooki spoglądał z dziwną ciekawością w stronę sparaliżowanej Rini. Jego brwi ściągnęły się do dołu, jak gdyby zauważył coś naprawdę interesującego. Kucnął zaraz przy jej twarzy, uważnie spoglądając w jej oczy, na jej nos, policzki... jak gdyby była jakiś okazem. Bez zbędnych ceregieli chwycił ją dłonią za szczękę, uważnie coś badając. Yoko momentalnie poczuła silny zapach siarki bijący od swojego oprawcy. Z bliska jego oczy wydawały się być jeszcze bardziej nierealne. -Jesteś jakimś nieudanym projektem, czy co? - rzucił w jej stronę, wstając i po raz kolejny rozglądając się dookoła. Tym razem była naprawdę zaskoczona - szczur laboratoryjny ? O co tu chodzi ? To chyba naprawdę było jakieś nieporozumienie... a myślała, że to ktoś z Soul Society, by ją odnaleźć. Dlatego nie spodziewała się, że ktoś zaatakuje, by zranić, ale złapać... A jakby ktoś z kapitanów zauważył dziwnie zwinnie poruszającą się duszyczkę, miałaby duży problem. W sumie też go ma, ale z zupełnie innego powodu. Spoglądała na niego zaskoczona, naprawdę zaskoczona. - Ale o czym pan mówi ? Jaki projekt ? Jaki laboratorium ? Naprawdę nie wiem o co chodzi... proszę mnie puścić. Dodała lekko załamanym głosem i nawet nie musiała kłamać czy udawać, by się czuć jak czuć. O co tutaj chodziło... naprawdę nie wiedziała. Chociaż czekała na to, co powie dalej. Bo jak się dostanie dzięki niemu do środka niepostrzeżenie, to mogłoby o dziwo pomóc. Pozostało jedynie jej to kontynuować.


-Dziewczyno... zamaskowany mężczyzna spojrzał na nią niemal pustym wzrokiem. -Nawet nie wiesz, co on ci zrobił? Nic nie pamiętasz?! oprawca wciąż rozglądał się na boki, najwyraźniej z jakiegoś powodu mu się spieszyło. Jedynie z zaprzeczeniem kiwnęła głową, będąc już naprawdę zdziwioną. I jeśli ktoś podejrzewał, że kłamie, to wyglądało to zbyt naturalnie. Chociaż była zaskoczona tym, że tak nerwowo zaczyna się rozglądać. I zresztą o kim on mówił ? - Kto ? Nikt mi nic nie robił. Po prostu sobie tutaj żyję i nie staram się nikomu nie wchodzić w drogę... Przepraszam, ale to naprawdę jakieś nieporozumienie... Dodała na koniec i zamilkła, czekając na to, co zrobi. Przy odrobinie szczęścia może obrócić tą sytuację na swoją korzyść...
Mężczyzna od stóp do głowy pokryty bandażami i szmatami spojrzał na nią krytycznym, jak gdyby oceniającym prawdomówność dziewczyny spojrzeniem. Po chwili westchnął, sięgając po coś w kierunku swoich bioder, grzebiąc pod bandażami. -Niezależnie, jak bardzo nieudanym bądź zmodyfikowanym jesteś doświadczeniem, muszę zakończyć pracę... - w jego dłoni po raz kolejny zabłysło kunai, uniesione dokładnie nad nią, dokładnie nad jej głową. Musiała przyznać, że nie wygląda to ciekawie i nie spodziewała się, że to nieporozumienie może tak wyglądać. W tym momencie coś musiała zrobić, tylko dobrym pytaniem było co. Nie bardzo się mogła ruszyć, więc nie miała wyboru i starała się skupić, by chociaż się móc poruszyć. I niestety, ale musiała zrobić coś, czego naprawdę nie chciała. - Ratuuuunku ! Na pooomoc ! Szalenieeeeec ! I tyle z jej skradania czy ukrywania się. Wiedziała, że ktoś może znajdować się niedaleko, kto jej szuka i doskonale także wiedziała, że przeciąganie liter było jej tak charakterystyczną wskazówką... ale w tym momencie nie miała już żadnego pomysłu i jakoś będzie musiała coś wykombinować, jeśli ją odnajdą i złapią. O ile wszystko się potoczy po jej myśli. A na razie szło wszystko NIE po jej myśli.


-Oni ci nie pomogą. powiedział w jej stronę Asasyn, ściskając ostrze nad jej głową. Faktycznie, dusze stały jak osłupiałe, niczym zahipnotyzowane spoglądając na te wydarzenia, okrążając ich w kółko. Żadna z dusz nie wykonała jednak nawet najmniejszego gestu. Nic, poza błyszczącymi oczyma w zapadniętych oczodołach nie poruszało się w nich, wyglądali, jakby już od dawna byli martwi. Mężczyzna wbił ostrze w czaszkę biednej Rini aż po samą rękojeść. A raczej w ziemię zaraz obok niej, zostawiając cienki strumyk krwi na policzku dziewczyny. Odrzucony siłą wybuchu wylądował na ścianie jednego z domków, wpadając z impetem do środka. Dosłownie na ułamek sekundy przed wykonaniem ostatecznego ciosu ogromna fala rzuciła nim jak szmacianą lalką. Na całe szczęście dla Yoko. Jej oczom ukazało się ogromne pogorzelisko kilkadziesiąt metrów przed nią. Budynki w tamtym miejscu zostały po prostu zmiecione z powierzchni, tworząc pokaźny lej ruin. Nad nim natomiast pojawiła się czarna kreska, z każdą chwilą robiąc się coraz szersza i szersza. Nagle z czarnego kształtu wyłoniło się coś białego. Ogromny pazur, potem drugi. W ciemnościach dało się zauważyć jarzące się oczy Menosa. Nagle całe Społeczeństwo Dusz zatrzęsło się ponownie. Na horyzoncie pojawiło się jeszcze przynamniej kilkanaście podobnych szczelin, również aktywnych. Kilka sekund potem było ich już kilkadziesiąt. Wyglądało to jak gdyby całe Sereitei zostało pokryte czarnymi plamami. I nagle z tych plam coś zaczęło wypadać w zastraszającym tempie.
Rozległy się dzwony alarmowe.

*********

-Fuuuuu... czas na nas. Pospieszmy się. - powiedział starszy, zielonooki mężczyzna do swojej młodej towarzyszki, w ręku trzymając jakiś dziwny panel Podniósł się z wygodnej kanapy, zaraz na przeciwko stolika z telewizorem z karteczką "Rini Yoko". Poza kineskopem wokół panowała totalna ciemność.
-Uratowałeś ją... - odpowiedziała z dziwnym wyrzutem dziewczyna o różowych włosach
-Nazywaj to jak chcesz. Dla mnie jest zbyt cenna, żeby stracić ją w tak głupi sposób...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayame




Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Seireitei

PostWysłany: Sob 17:20, 30 Paź 2010    Temat postu:

Ayame poczuła na twarzy świeże powietrze, coś zupełnie innego, niż stęchlizna i zapach tynku, który znajdował się w całym więzieniu, w każdej celi i na każdym korytarzu, nie licząc najwyższych kondygnacji kompleksu.

-Więc, Ayame… Myślisz, że powinniśmy porozmawiać z kapitan Soifon? Jeżeli nie masz na to ochoty, sam mogę to załatwić. Społeczeństwo jest teraz w ogromnym rozgardiaszu.
Ukitake skupił swoje spojrzenie na chmurach nad ich głowami, marszcząc brwi. Miało się wrażenie, jak gdyby wspominał coś bardzo niemiłego.

-Razem z kapitanem Kyōraku zapobiegaliśmy wielu próbom postawienia naszego świata do góry nogami. Rebelie, bunty, nawet odrażające eksperymenty na najwyższych szczeblach Społeczeństwa Dusz. Teraz jest inaczej.
Białowłosy mężczyzna westchnął, wciąż przywołując dawne, nieznajome dla większości Shinigami dzieje.

-Zupełnie inaczej. To wszystko wygląda jak choroba, która trawi nas od środka. Nie wiemy co się dzieje. Generał Yamamoto zastanawia się nad wprowadzeniem najwyższego stanu wyjątkowego, z wszystkimi tego następstwami.
Ukitake zmusił się do lekkiego uśmiechu, spoglądając w ziemię przed jego nogami, masując sobie gardło, z ochrypłymi strunami głosowymi.

-Dokładnie, jak choroba. Co najgorsze, wciąż nie mamy na nią lekarstwa. Wszyscy są niespokojni. Zaginięcia, morderstwa, szpiegostwo, dziwne odczyty wokół serca Społeczności Dusz. Przestaliśmy być pewni siebie. Przestaliśmy czuć się bezpiecznie.
W tym momencie skierował spojrzenie na swoją porucznik, lecz nie było w nim ani krzty ciepła, radości czy zadowolenia. Żal. Żal i troska tliły się w jego oczach, nic więcej.

-Ayame. Jeżeli nie będziemy w stanie szybko zapobiec temu chaosowi, może to przynieść katastrofalne skutki. Cała dywizja polega na tobie, na mnie, każdym z nas. Musimy być czujni, dźwigając na swoje barki bezpieczeństwo całego oddziału. Dasz sobie z tym radę?

Dziewczyna stała spokojnie, w milczeniu wysłuchując tego, co miał jej do powiedzenia przełożony. Trudno jej było uwierzyć, że kapitan nadal chce jej zaufać. Nie mniej poczuła w sobie siłę, jakiej nie czuła dawno. Tu nie chodzi już tylko o jej sprawy prywatne, ale i o coś więcej. Wcześniejsza desperacja wydawała jej się głupia i zbędna. Tu nie czas na mazanie się a już tym bardziej na okazywanie słabości. A już tym bardziej komuś, komu się tak ufa. Da radę. Postara się pomóc całą sobą.
- Rozumiem, kapitanie... Choć przyznam się szczerze, że nie wiem za bardzo co mam robić... Dam z siebie wszystko. I stawię czoła kapitan Soifon. Jeżeli ma to w czymś pomóc.- opóściła głowę i wymamrotała ponownie przeprosiny za wcześniejszy incydent.

Kapitan trzynastej dywizji uśmiechnął się serdecznie do swojej podopiecznej. Spojrzał na przechodzących obok nich Shinigami, którzy na widok Ukitake kłaniali się z dziwną mieszaniną szacunku, ale i strachu w oczach.

-Gdybyśmy wiedzieli, co mamy robić, ta makabryczna sytuacja zakończyłaby się już dawno temu. Nikt z nas nie wie, z czym mamy do czynienia. Właśnie dlatego jesteśmy my, właśnie dlatego musimy być silni, musimy trzymać się razem. Popatrz na tych Shinigami. Boją się. Martwią się o własny los, o swoich towarzyszy, o siebie nawzajem. Wierzę, że kiedy nadejdzie właściwy czas, będziesz wiedziała, co musisz zrobić. Bez rozkazów. Bez dyscypliny i gotowego planu działania. Weźmiesz sprawy w swoje ręce, a ja ufam, że zrobisz to najlepiej, jak potrafisz. Właśnie po to jesteśmy. Musimy chronić to, na czym nam najbardziej zależy. Nic innego nie jest równie ważne.

Ukitake po raz kolejny się uśmiechnął, z optymizmem spoglądając na twarze otaczających ich Bogów Śmierci. Chociaż większość z nich wciąż spoglądała nerwowo na mężczyznę w białym hiori, część odwzajemniła uśmiech. Właśnie ci stali się nagle jak gdyby wyżsi, bardziej pewni siebie. Bardziej, jak Shinigami.

Ayame mimowolnie się uśmiechnęła na te słowa. Kapitan jak zawsze miał rację... Wzięła głęboki oddech i wpatrywała się w niebo, kiedy uśmiech poszerzył się.
- Dziękuję za zaufanie. To dla mnie dużo znaczy. Postaram się pana nie zawieść i dać z siebie wszystko. Społeczeństwo może być spokojne, mając ludzi takich jak pan czy kapitan Kyouraku.- spauzowała na chwilę i spojrzała na przełożonego wzrokiem bez cienia zwątpienia. Przechylając głowę lekko w bok zapytała:- Czy są jakieś ślady? Coś o czym wiemy więcej niż poprzednio?

Ukitake odgarnął pukiel swoich białych włosów, po czym skrzyżował ręce na torsie, przez chwilę dumając nad odpowiedzią.

- Jest wiele nowych faktów. Część z nich nie może wyjść poza wąski krąg, któremu te informacje się przydadzą. Reszta nie powinna o nich wiedzieć, z myślą o prawidłowym funkcjonowaniu Społeczeństwa Dusz. Wszystko, co mogę wam powiedzieć, przekażę dzisiejszego wieczora. Zwołamy zebranie całej dywizji, co powinniśmy zrobić już jakiś czas temu. Wtedy dowiecie się wszystkiego, co mogę ujawnić.

Kapitan po raz kolejny skoncentrował się na swojej towarzyszce, mrużąc lekko powieki. Gołym okiem było widać, jak ważne jest dla niego następne zdanie, jak niepokojące i niemiłe jest pytanie o tego typu rzeczy.

-Ayame… Czytałem raporty, lecz nikt nie wytłumaczy mi tego lepiej niż ty sama. Dlaczego doszło do incydentu pomiędzy kapitanem Soifon, a tobą? Ponadto… mój sobowtór. Jaki on był? To dla mnie bardzo ważne. Wciąż nie możemy odkryć, jak udało mu się oszukać wszystkich trzech kapitanów, z Sousuke na czele. Znam kapitana Aizena od bardzo dawna i wiem o jego wyjątkowej inteligencji i intuicji. Jak mogło ujść to ich uwadze? Do teraz się nad tym zastanawiamy. Co najgorsze, nie zwiastuje to niczego dobrego…

Mogła się spodziewać tego pytania. I nawet nad tym myślała dość długo, ale fakt... Kilka rzeczy się nie zgadzało. Zaczerpnęła powietrza i zaczęła wyjaśniać powoli, żeby nic nie pominąć.
- Do incydentu doszło z mojej winy. Chciałam pomóc w poszukiwaniach i podzielić się tym co udało mi się tamtej nocy odkryć. Nie jest to może wiele, ale zawsze jakiś ślad dla kogoś, kto wie więcej ode mnie, Kapitan Soifon kazała mi odejść od bramy i wracać do dywizji. Za bardzo się jednak uparłam, żeby zostać i jej o tym powiedzieć... ostatecznie nie mogąc powiedzieć czegokolwiek. - trochę może łagodnie powiedziane, ale pokrywające się z prawdą.- A co do pana sobowtóra to... Jak na pana patrzę to z wyglądu fizycznego to był pan. Ale, jak teraz pomyślę, było coś innego w zachowaniu... I w sposobie jaki na patrzył na...- zaczerwieniła się, kiedy w głowie pojawiło jej się dotąd nieznane spojrzenie na jej dekolt- W każdym razie nie wiem, jak pan wygląda, kiedy ma pan zły dzień, ale to mogło być coś w tym stylu.

Kapitan trzynastej dywizji zastanowił się nad sensem wypowiadanych słów. Przygryzł dolną wargę, po czym otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz błyskawicznie zgięło go w pół. Trzymając się jedną ręką za klatkę piersiową, drugą przykrywając usta, zaczął kaszleć i charczeć, z widocznymi oznakami bólu. Machnął ręką na Ayame, nie pozwalając jej podejść do siebie. Po kilku sekundach torsje ustały, natomiast białowłosy mężczyzna wyprostował się, wycierając kąciki ust zewnętrzną stroną dłoni.

-Ostatnimi czasy nie czuję się zbyt dobrze, nawet jak na moją chorobę. -Powiedział, jak gdyby tłumacząc się z zaistniałej sytuacji. Jego twarz nie wyrażała nic więcej, jak lekką irytację, dobrze skrywaną pod sympatycznym uśmiechem. Tylko niewielu zauważyłoby to u kapitana Ukitake. Ayame była jedną z takich osób.

-Najgorsze jest to, że dopadło mnie to akurat w takim czasie. Chociaż Kyōraku stara się chodzić za mną jak cień, każdy z nas ma własne sprawy na głowie. Widzisz Ayame… właśnie dlatego nasza dywizja musi się trzymać razem.

Klepiąc się po klatce piersiowej, Ukitake wrócił do wcześniejszego tematu. Widać było, że sprawa sobowtóra byłą dla niego naprawdę ważna.

-Rozumiem, że chociaż zachowywałem się niestandardowo, byłaś skłonna uwierzyć, że to wciąż ja? Niezależnie, jak moje poczynienia odchodziły od tego, do czego przyzwyczaiłaś się przez cały ten czas? Ayame, wiem, że to dla ciebie niezbyt przyjemny temat, lecz proszę, muszę znać więcej szczegółów. Przydadzą się kapitanowi Sousuke, który zajmuje się aktualnie sprawą sobowtóra. Jeżeli nie czujesz się na siłach, aby powiedzieć mi to teraz, rozumiem cię. Pamiętaj tylko, jak ważne będą każde twoje spostrzeżenia dla wszystkich, którzy starają się nam pomóc.

- Hmm... - zamknęła oczy dziewczyna jeszcze raz przechodząc sobie w głowie przez wszystko, co się wtedy stało.- Barwa głosu była inna. Jakby pozbawiony emocji ton... Jakaś nuta, ale kapitan Ichimaru omal mnie nie zabił, więc byłam zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek z tego wywnioskować. I pytał o Soyera... jakby bardzo zależało mu na znalezieniu go.- wytłumaczyła spokojnie.- Mam nadzieję, że to w czymś pomoże... Ale z drugiej strony nie wiem czy ktoś poza mną potrafi usłyszeć różnicę w czyimś głosie.

Oczy białowłosego mężczyzny gwałtownie się otworzyły. Był w prawdziwym szoku, jego źrenice zaczęły drgać. Przez chwilę stał w milczeniu, z lekko otwartymi ustami. Dopiero po kilku chwilach powtórzył to, co powiedziała mu jego podkomenda. Jego głos zdradzał, że sam nie jest pewien, czy dobrze usłyszał.

-Ichi… Ichimaru omal cię nie zabił?!

Ukitake skoncentrował swoje spojrzenie na Ayame, skupiając się na jej oczach, potem świdrując wzrokiem całe jej ciało, jak gdyby szukając jakichś ran, zadrapań czy siniaków, o których nie mogło być mowy. Zdecydowanym, stanowczym, ale również przyjacielskim tonem powiedział:

–Ayame… Żaden raport, niezależnie od któregokolwiek z kapitanów, nie wspomina nic takiego. Ani Soifon, ani Aizen, ani nawet Ichimaru nie napisali nic o użyciu swojego Zanpaktou przeciwko tobie. Czy… czy jesteś zupełnie pewna tego, o czym mi mówisz? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji.

Kapitan trzynastego oddziału zmniejszył dystans między nimi, z niesamowicie poważną miną. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Znał kapitana Sousuke, znał wszystkie procedury, czytał każdy raport zdanie po zdaniu. Z drugiej strony…. Przecież to była Ayame. Jeszcze nigdy go nie skłamała. Ale czy aby na pewno? Przez ostatnie kilka chwil białowłosy mężczyzna czuł się, jak gdyby był zupełnie gdzie indziej. Jak gdyby śnił.

Powoli skinęła głową.
- Mówię prawdę.- powiedziała odkrywając część swojego shihakursho, odsłaniając małą rankę w okolicach serca, której nie było. Była w szoku.- Jak to?- dotknęła miejsca, które pamiętała aż nazbyt dokładnie.- Nie rozumiem... Przecież jego zanpaktou mnie zranił... Rana krwawiła... Przysięgam, że dokładnie to się stało. Ból, krew, szok, zimno miecza. Chyba, że była to iluzja...- Mówiła macając cały czas okolicę, w której rana powinna się znajdować.Wzięła głęboki oddech.- Nie mam dowodu, więc proszę o tym zapomnieć. To i tak nie ma znaczenia.
Ledwie co skończyła wypowiadać to poczuła dziwne zawirowania mocy. Coś nad nimi, ale daleko. Niby nic, co mogłoby zagrażać jej i innym, ale... Zdążyła tylko złapać kapitana za ramię haori i krzyknąć:”Kapitanie! Nad nami!”.

Powietrze, które jeszcze przed chwilą działało kojąco i odświeżająco, teraz jak gdyby zastygło, stało się martwe. Nad głowami kapitana Ukitake i jego porucznik, Ayame Sakano, pojawiły się ogromne zawirowania reiatsu. Poczuł to każdy, jak gdyby we wszystkich dookoła uderzyła fala lodowatej wody, spadająca na nich z dużej wysokości. Ziemia pod ich nogami zaczęła delikatnie drgać. Chmury zaczęły eksplodować na mniejsze fragmenty, aż do niemal niezauważalnych strzępów. Zewsząd dochodziły odgłosy tłuczonych naczyń i wywracających się rzeczy codziennego użytku. Shinigami dookoła byli zupełnie zdezorientowani. Spoglądali na wydarzenia rozgrywające się nad ich głowami, co chwila zerkając na siebie nawzajem. Na twarzy każdego z nich malował się strach i zdezorientowanie. Część z nich dobyła swoich Zanpkatou, reszta stała jak wryta. Trzęsienie w mgnieniu oka stawało się coraz bardziej niebezpieczne, powodując delikatne pęknięcia ścian budynków. Jak gdyby wszystko w błyskawicznym tempie zmierzało to ogromnego kataklizmu, do niszczącego momentu krytycznego. Wtem każde drganie, każde trzęsienie ustało. Strzępy chmur przestały się kotłować, nad całym Seireitei zapanowała przez ułamek sekundy idealna cisza. Nie było słychać zupełnie nic. Zabrakło przerażonych krzyków, pospiesznych poleceń, nawet śpiewu ptaków. Niebo nad głowami Bogów Śmierci eksplodowało.

Z przeraźliwym świstem, dźwiękiem przypominającym skowyt bitego psa, niebieskie sklepienie nad ich głowami zaczęło się naprzemiennie rozciągać i kurczyć. *Krrrsssssssssyt*. Na niebie powstało ogromne pęknięcie, podczas gdy większość Shinigami musiało zakryć uszy przed przeraźliwym dźwiękiem, zginając się w pół. Nad ich głowami pojawiła się ogromna, czarna plama. Jak gdyby w miejscu, gdzie było niebo, była teraz jedynie pustka i nicość.

Garganta. Dziesiątki gargant pojawiły się nad całym Seireitei.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemo
Anna Maria Wesołowska



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: SSVD

PostWysłany: Nie 22:23, 31 Paź 2010    Temat postu:

Ogromny, biały pazur zakotwiczył się w świecie Shinigami, razem z masywną łapą. Z czarnej przestrzeni, nieodgadnionym miejscu po drugiej stronie przejścia, zaświeciły dwa ogromne ślepia, idealnie okrągłe i puste, jarząc się czerwoną barwą. Wkrótce ukazał się ogromny, ostry i długi jak cała aleja nos. Za nim wielka głowa, zupełnie pozbawiona jakichkolwiek emocji. Menos Grande spojrzał w dół, na baraki ósmej dywizji, idealnie pod sobą. Za jego plecami zaczął pojawiać się drugi, potem trzeci. Coraz więcej ogromnych pazurów chwytało za Gargantę, rozciągając ją. Jak gdyby nie była dosyć ogromna, rzucając cień na prawie cały teren ósmej dywizji. Pierwszy Pusty, który zaczął wychylać się przez dziurę w sklepieniu niebieskim, otworzył swoją ogromną paszczę, spoglądając na Shinigami znajdujących się na samej dole. Łatwy cel, tylu z nich zebrało się na spotkaniu poświęconym nowemu członkowi ich dywizji.

Cero. Całe niebo przybrało odcień szkarłatu.

Oczy Ishi rozwarły się równie szeroko, co pęknięcie w niebiosach. Menosy! Czyli jednak działo się coś...nie było na to czasu!
-Podzielić się na pięcioosobowe grupki zawierające przynajmniej jednego oficera i rozproszyć się na mój sygnał!-Machnęła rozkazująco dłonią. Rozwarta paszcza zwiastowała jedno; ostrzał z niebios! Zebrani stanowili idealny cel dla Pustego; musieli zmniejszyć potencjalne straty! Trzynastka kątem oka spojrzała na Shibę, nabrała powietrza w płuca. Ugięła kolana i odbiła się od ziemi, butnie wystrzeliwując na spotkanie szkarłatnej błyskawicy. Praktycznie oślepiona przez czerwień znajdującą się od niej na wyciągnięcie ręki, wprawiła nogę w ruch, doprowadzając do kolizji z niszczącym promieniem-coś, co przypomniało jej wcale nie tak dawny trening z kapitanem, w którym stała się ofiarą podobnego ataku. Mogła tylko liczyć na to, że jej kopnięcie jest wystarczające w tej sytuacji.

Uderzenie spowodowało, że ciało dziewczyny przeszedł dreszcz, następnie potężne szarpnięcia. Ishi Nori czuła na sobie ogromne natężenie, przygniatający ciężar, który zdawał się palić jej skórę, jej nozdrza, jej włosy, nawet płuca, rozżarzone od środka. Czuła, jak ogromna siła otoczyła ją z każdej strony, wchłaniając niczym ogromna fala, której nic nie jest w stanie zatrzymać. Cero się załamało, dokładnie w miejscu, w którym przed chwilą była Ishi, zaraz przed ogromnym skupiskiem czerwonego światła, falą destruktywnej siły Menosa Grande.

Powietrze przeszył donośny świst, następnie zaczęła drżeć ziemia, kiedy cero znajdujące się w powietrzu eksplodowało, zasłaniając niebo nad ósmą dywizją całunem dymu, tak gęstego i stężonego, że wszyscy stracili z oczu Gargantę. Shinigami, spoglądając na wydarzenia nad swoimi głowami, stali w bezruchu, z otartymi ustami wpatrując się w efekty ogromnej eksplozji. Dopiero po chwili zaczęli się przegrupowywać, przekrzykując siebie nawzajem. W ich oczach było widać pełną determinację. Chociaż nie byli zorganizowani, większość z nich miała braki w specjalistycznym treningu i nie byli przygotowani na tego typu sytuację, ze skoncentrowanym wzrokiem skupili się na wydarzeniach trwających się nad nimi. W jednej chwili pojawił się las srebrzystych smug, kiedy każde Zanpaktou zostało wyciągnięte z pochwy.

Nori kaszlała. Nie krwią, nie spalonymi wnętrznościami; kaszlała z powodu wszechogarniającego ją dymu, powstałego w wyniku eksplozji. Jej stan...jej stan wydawał się być, mimo początkowego wrażenia niemal pewnej aninhilacji, które wypełniło ją w momencie zetknięcia z energią potwora, całkiem dobry. Rzeczywiście, dezintegracja nastąpiła, prawda. Tyle że jej buta, a nie skromnej, okularniczej osoby. Poparzenie stopy, uszkodzenie uniformu; definitywnie, mogło być gorzej! Ishi jednak niepokoił jeden fakt-to, że jej pole widzenia było praktycznie nie istniejące! Oczywiście, podjęła słuszną decyzje; nie mogła zdetonować cero na poziomie gruntu. Jednak tutaj, w powietrzu, była unieruchomiona! Gdzieś nad nią nachylał się gigantyczny menos, a kto wie; być może szykował nawet kolejne cero, na które nie będzie w stanie się przygotować. Wizja ta wywoływała w trzynastce nieprzyjemne uczucie witalnego braku informacji. Mogła tylko liczyć, że reszta oddziału wykorzystała dany im czas na przegrupowanie! Lada moment Społeczeństwo powinno wykorzystać jedno ze swoich licznych zaklęć komunikacyjnych, by wydać rozkazy. Do tego czasu, jedyne co mogli robić, to przegrupować się.
-Rozproszyć się i odnaleźć kapitana! Nie dajcie im dogodnego celu!
Jej krzyk miał na celu nie tylko wydanie rozkazów, ale również podbicie morale. W końcu, co mniej optymistyczni mogli pomyśleć, iż bohatersko zginęła blokując falę destrukcji. Nori skupiła się i impulsowo zwiększyła poziom reiatsu, licząc iż chociaż odrobinę rozwieje to chmurę kurzu oraz wątpliwości, jaka ją osnuła.

Chociaż dym po Cero, które rozproszyło się na tysiące małych fragmentów, które w jednym momencie eksplodowały, wciąż był gęsty i ograniczał widoczność z każdej strony, zaczął się przerzedzać. Do uszu Shinigami lewitującej w samym środku ogromnej, duszącej chmury, doszły pierwsze alarmowe bicia dzwonów i dźwięki rozszerzające się na całe Seireitei. Ishi Nori nie widziała jeszcze dziesiątek Gargant, które zaczęły się pojawiać nad całym Społeczeństwem Dusz. Nie widziała również, kiedy fragmenty nieba, raz za razem okrywały się krwistą czerwienią, powodując serię wybuchów oraz pierwsze tumany ognia i dymu, który unosił się ze spalonych i zwęglonych chat i budynków. Niebo nad Społeczeństwem Duszy zostało pokryte czarnymi dziurami, z których raz za razem wylatywały snopy czerwonego, oślepiającego światła. Część z nich uderzała o zaklęcia, została odpierana bądź odbijana w stronę Gargant. Część. Reszta błyskawicznie zamieniała miejsce zetknięcia w duży krater, niszcząc wszystko w swoim zasięgu.

Oczywiście młoda Shinigami wciąż nie była tego świadoma. Poczuła nagle zawirowania powietrza nad jej głową, kilkanaście metrów ponad jej położeniem. Ogromne, białe łapsko pędziło w jej kierunku, rozwiewając tabuny dymu. Wielkie i ostre pazury pędziły w jej kierunku, opadając z wysoka. Dziewczyna przęłknęła głośno ślinę. Z dwóch powodów. Spodziewała się nadchodzącej, wielkiej dłoni, oraz nie spodziewała się tego, iż...będzie stała w powietrzu? Naturalny odruch, którego wyuczony jest każdy shinigami odbywający misje w świecie żywych, zadziałał i tutaj; mimo, iż podniebny spacer powinien być w Społeczeństwie Dusz niemożliwy. Dlaczego? Czyżby ktoś zagłuszył ich działanie? Być może była to nowa procedura obronna, albo...rękojeść zana zatańćzyła jej w dłoni; później będzie się nad tym zastanawiała! Nie była mistrzynią uników, z drugiej strony, Menosy nigdy nie uznawało się za speców w finezyjnych, skomplikowanych atakach. Skumulowała energię duchową pod stopami, po czym wykorzystała ją jako wyrzutnie nadającą jej dodatkowego rozpędu. Chciała po prostu znaleźć się poza drogą którą miała przebyć łapa długonosej bestii. Przy odrobinie szczęścia, przy okazji zniknie chmura, rzucając nieco światła na dostępne jej możliwości.

Ogromna kończyna przemknęła w bezpiecznej odległości obok Ishi, nie wyrządzając jej żadnej krzywdy. Razem z białą, najeżoną ostrymi szponami łapą w dół spadało również ramię Menosa oraz całe jego ogromne cielsko. Było monstrualnych rozmiarów, nawet jak na tego typu Pustego. Dopiero teraz, kiedy jej przeciwnik zupełnie rozwiał chmurę dymu, w której się znajdowała, Ishi Nori mogła zobaczyć, co dzieje się nad całym Społeczeństwem Dusz. Dziesiątki Gargant, które znajdowały się na niebie, odsłaniały mrowie Menosów, które naprzemiennie oddawało czerwone salwy. Wszędzie, gdzie by nie spojrzała, pojawiały się smugi czarnego dymu i pierwsze jęzory ognia. Ziemia w wielu miejscach usiana byłą dużymi lejami, w których znajdowały się szczątki budynków, dymiące gruzy, kawałki ścian, dachów i podłogi. Jej dywizja zaczęła zajmować taktyczne pozycje, podzielona na grupy, niektóre liczące po trzech, niektóre po siedmiu, ośmiu i dziewięciu Shinigami. Bogowie Śmierci z jej dywizji przegrupowali się w bezpiecznej odległości od siebie nawzajem, zajmując miejsca na dachach, murach i konarach drzew, miejsce nad Gargantą zostawiając zupełnie puste.


Dopiero teraz Ishi Nori zobaczyła, co dokładnie dzieje się nad jej głową, w otworze łączącym Społeczeństwo Dusz z kłębowiskiem Pustych. Menos przy Menosie, gęsto ściśnięci jeden przy drugim, zdawali się zlewać w jedno. Z Garganty zaczęła ściekać gęsta, czarna maź, stanowiąca budulec dla ogromnych najeźdźców. Powoli spływała po ścianie Garganty, ciągnąc za sobą zbiorowisko potworów, jak gdyby połączonych ze sobą, z wystającymi, białymi głowami w niektórych miejscach ogromnej brei. Idealnie czarna maź zaczęła kapać w dół, w kierunku Społeczeństwa Dusz, podczas gdy ziemia pod młodą Shinigami trzęsła się od uderzenia pierwszego Pustego, który spadł po nieudanym ataku na Ishi Nori. Powoli, flegmatycznie, ogromne monstrum wstawało na środku pustego placu, ogarniając czerwonymi ślepiami przeciwników i miejsce, w którym stacjonowała ósma dywizja.

-Rozproszcie jego uwagę ostrzałem z Kidou! Wymieniajcie się pozycjami!
Pewny siebie, chłodny i ostry niczym stal krzyk wydarł się z gardła trzynastki. Menos był odsłonięty! Musieli wykorzystać dostępną okazję, by się go pozbyć. Co się tutaj odbywało? Inwazja? Nori spojrzała niespokojnie na krawędź swego miecza. Miała chwile wytchnienia na wyzwolenie swojego Shikai, jednak...czy nie było jeszcze za wcześnie? Może się okazać, że gdy będzie jej najbardziej potrzebne, efekty uboczne zmniejszą jej efektywność. Zacisęła wolną dłoń w pięść, zdeterminowana i pewna siebie, po czym wystrzeliła w stronę menosowego łba, prowadząc podniebną szarżę, mającą na celu zderzeniu jej pięści ze skronią potwora, wykorzystując wszystkie dobrodziejstwa takiej przestrzeni na rozpęd.

Kiedy młoda Shinigami pędziła w stronę kłębiącego się w samym sobie Menosa, wyglądała jak pocisk wystrzelony z armaty, zostawiając za sobą lekki obłok własnego „wystrzału”. Spadała w kierunku potwora z zawrotną szybkością, podczas gdy powietrze przeszyły pierwsze Kidou, te najprostsze i możliwe do wykonania bez inkantacji. Strumienie ognia, lodu i gałęzie błyskawic uderzyły w monstrum, lecz nie wyrządziły mu większej szkody. W miejscach, gdzie uderzyły zaklęcia, czarna struktura potwora eksplodowała, spowalniając jego ruchy. Otumaniony Menos przybrał niemal taką samą postać, jak zaraz po upadku na plac ósmej dywizji, czyli wielkiej, ogromnej, monstrualnej plamy pokrywającej cały wolny teren pomiędzy budynkami, z lekko wystającą głową i białą maską.

Podczas, gdy Ishi Nori pędziła w jego stronę, zdawał się być zupełnie nieświadomy jej obecności, jej nadchodzącego ataku, jej wyciągniętej pięści. Nagle olbrzymia głowa Menosa obróciła się o 180 stopni, co wydawało się zupełnie nienaturalne i niemal niemożliwe do wykonania, zwłaszcza z taką szybkością. Kiedy Ishi Nori dzieliło od głowy Pustego już tylko kilkanaście metrów, przed Shinigami pojawiła się otwarta paszcza, w której powstawała w czerwona kula, z charakterystycznym dźwiękiem wsysanego powietrza.

Kilka metrów przed nią, przed jej pięścią wyciągniętą w stronę Cero, które miało uderzyć w nią z pełną siłą, eksplodowała głowa Menosa. Zaraz pod jego białą maską, z Zanpaktou o kształcie katany, wciąż wbitym w dolną szczękę Pustego, znajdował się masywny Shinigami w lekko zmienionym, zmodernizowanym stroju. Jego kimono odsłaniało lewą część torsu, pokazując fragment ogromnej, muskularnej klatki piersiowej i pokaźnych rozmiarów bicepsy. Potężny mężczyzna z dwoma długimi, dziwacznymi warkoczami na głowie, uśmiechnął się w stronę Ishi Nori, wbijając ostrze jeszcze głębiej. Głowa Menosa została siłą zadarta do góry, lecz jego ślepia spoglądały z przerażającą chłodnością na Tatsufusa Enjōji, który wciąż szczerzył się w stronę młodej Shinigami.
-Menosy potrafią być zdradliwe, malutka! Lepiej zostaw takie walki prawdziwemu mężczyźnie!
Masywny osiłek, trzeci oficer w dywizji, sprawiał wrażenie, jak gdyby w ogóle nie przejmował się skupionym na sobie wzrokiem Menosa. Co dziwne, Pusty zachowywał się tak, jak gdyby nie zauważył i nie czuł obrażeń swojej głowy, z pęknięciami i przebitą szczęką na czele.
-Hmpf.
Nori nie miała ochoty wdawać się w pyskówki z Tatsufusą. Ona wiedziała swoje, on swoje. Dużo bardziej zaintrygowało ją to, że Menos zdawał się...hmm...
-Wygląda na to, że ktoś lub coś koordynuje...kontroluje tych Pustych. Ignorowanie obrażeń, taktyka wykraczająca poza prymitywne instynkty...pasuje. Wykończ go, jeśli łaska.
Niech będzie miał trochę satysfakcji i możliwości zaimponowania szeregowcom. Kłótnie i rywalizacja między oficerami były ostatnią rzeczą, której potrzebowało teraz ich morale.
W całej tej sytuacji kryło się więcej, niż da się odkryć na pierwszy rzut oka. Nori westchnęła, po czym rozejrzała się, sprawdzając czy jakieś zabłąkane cero przypadkiem nie ma zamiaru w nią uderzyć.
-Są jakieś rozkazy od Kapitana?
Z niepokojem spojrzała na dziwną mase, którą tworzyły pozostałe menosy. Co to miało być? Cała ta sytuacja była wysoce abnormalna. Zmrużyła oczy.

-Jak można kontrolować Pustych?! – Silnie zbudowany trzeci oficer spojrzał na nią, jak na jakąś wariatkę, wciąż trzymając swoje Zanpaktou, które po rękojeść było wbite w głowę Menosa. Kiedy monstrum zaczęło się nagle ruszać, Tatsufusa Enjōji chwycił swoją broń oburącz, po czym napiął swoje mięśnie, wydając przy tym bojowy okrzyk. Skupił swoją uwagę na ogromnym Pustym, siłą swoich dużych rąk tnąc w poprzek, zostawiając za sobą duże, odpadające kawałki białej maski. Oficer trzeciego oddziału ciął dalej, rozbijając swoją siłą kolejne zęby Menosa, aż doszedł do miejsca, gdzie każdy człowiek i Shinigami miał kąciki warg. Po raz kolejny wydał z siebie okrzyk, po czym dokończył swojego dzieła, pozbawiając przeciwnika połowy łba, który najpierw odchylił się do tyłu, następnie zsunął po ledwie sformowanej szyi, wpadając do bajora czarnej materii. Zakończywszy istnienie Menosa, ponownie odwrócił się w stronę Ishi Nori, kiedy za jego plecami potwór zaczął rozpływać się w nicość.
-Kapitan, zgodnie z zasadami, ma za zadani bronić w takich wypadkach Rady. Czuję jego reiatsu, pewnie walczy ramię w ramię z piękną kapitan Soifon w obronie czterdziestu-sześciu! – mówiąc to, zacisnął dłoń w pięść. Podniósł oczy do góry, z dziwną miną marzyciela i przegranego człowieka, wspominając o kapitan drugiego oddziału [/i].

-Tatsufusa, przestań śnić. – na dachu najbliższego budynku stała postać w czarnym stroju Shinigami, poprawiając okulary na swoim nosie. Nanao Ise była skupiona nie na dwójce Shinigami, lecz na brei, która wypadła z Garganty, spadając do pobliskich ogrodów, z dala od budynków ósmej dywizji. Wyglądała tak, jak zwykle, lecz każdemu z zebranych w bojowe formacje Shinigami od razu rzuciło się w oczy, że Ise nie ma przy sobie swojego dziennika.
-Kapitana faktycznie nie ma. Sami musimy zająć się obroną – Mówiła, kiedy pomiędzy wierzchołkami drzew rosnących w ogrodzie zaczęły wystawać pierwsze głowy Menosów. Pierwsza, druga, piąta… Ogród zamienił się w prawdziwą wylęgarnie, podczas gdy Garganta świeciła czarą, nieskazitelną pustką.
Ishi w milczeniu podreptała w stronę Nanao. Mimo, iż śmierć Menosa przebiegała prawidłowo i bez odstępów od normalności, cała ta sytuacja była definitywnie dziwna. Czy przypadkiem nie był to sen? Albo iluzja? Przyglądając się uważnie wyrastającym kolejnym menosom, Nori próbowała poustawiać sobie to wszystko w głowie. Przymknęła oczy, rozluźniając się nieco dzięki obecności Ise...jeśli to była ona!
-W takim razie Ty tu dowodzisz, Nanao. Jakie rozkazy?...poza tym, pytanie, dlaczego możliwe jest latanie? Jest to przecież w obrębie dworu dusz sytuacja abnormalna. Wiesz coś o tym, vice Nanao?
Zupełnie jakby scenę tą składał ktoś z niekompletną wiedzą! Brak dziennika, brak ograniczenia w niebostąpaniu, sprytne menosy, podejrzane, wszystko podejrzane!

Nanao spojrzała na swoją podwładną, z mieszaniną niezadowolenia i wyższości.
-Dziękuję, że mi przypomniałaś, kto tutaj rządzi. Już myślałam nad rozpoczęciem głosowania, kto powinien wydawać rozkazy. – odparła chłodno, po czym rozejrzała się dookoła, sprawdzając pobieżnie stan liczebny ósmej dywizji. Znajdowała się na dachu budynku, dokładnie przed środkiem placu, na którym jeszcze niedawno znajdowało się cielsko wytrzymałego i zdumiewająco szybkiego Menosa. Wice-kapitan po raz kolejny poprawiła okulary, po czym podniosła głos, mówiąc do wszystkich znajdujących się w pobliżu.

-Działamy w dwóch grupach, jedna po mojej lewej, druga po prawej stronie! Mamy do czynienia z prawdziwą inwazją na Społeczeństwo Dusz! Jako dywizje obronne, naszym najważniejszym obowiązkiem jest powstrzymanie najeźdźców, niezależnie od kosztów!
Nanao po raz kolejny spojrzała na wszystkich zgromadzonych, którzy zajęli uprzednio pozycje obronne. Przełknęła ślinę, po czym skupiła się na dużej grupie ogromnych Pustych, która była w znacznej odległości przed nimi. Jej wzrok był chłodny i opanowany, głos miała natomiast władczy i wyraźny, samą jego barwą zniechęcając do jakiejkolwiek polemiki.
-Będziemy działać w powietrzu. Jeżeli mają do nas strzelać, jak do kaczek, niech przynajmniej nie celują w zabudowania. Macie działać z rozumem, wszyscy, bez wyjątku. Nie ma miejsca na brawurę, na popisy i lekkomyślne decyzje. Atakujemy z dwóch stron, przyjmując na siebie uwagę i ogień przeciwnika. Odpłacamy im tym samym, po czym przechodzimy do bezpośredniego starcia. Skupiamy się na ich głowach, nie marnujemy czasu i wysiłku na inne ataki. Mamy być szybcy i skuteczni. Skoncentrujcie się na ich cero, bo tylko to może nas zaskoczyć. Mamy przewagę liczebną, przewagę siły i umiejętności. Czas to wykorzystać… – powiedziała, wskazując skupisku kilkunastu Menosów, w odległości jakichś 500 metrów przed nimi, mierząc w ich stronę palcem.

- Do ataku, póki te plugastwa nie narobiły jeszcze większych szkód.
Sama, jako pierwsza, poderwała się do przodu, lecąc dokładnie pomiędzy grupami, które miały się znajdować po jej lewej i prawej stronie.

Nori zmarszczyła czoło. Dlaczego jej pytanie o lot zostało zupełnie zignorowane? Wszyscy powinni być zdziwieni tą kwestią, nie tylko ona! Co się tutaj działo? Jej wargi zadrżały, ledwo powstrzymała się przed wyzwoleniem swojego miecza. Nie, nie było chyba jeszcze takiej ]
potrzeby. Inwazja na Społeczeństwo!...nie miała szczególnych szans na powodzenie. Skoro tak, to jaki był cel tego wszystkiego? Odwrócenie uwagi? Być może wewnątrz Gotei znajdował się ktoś, kto teraz właśnie wykrada jakieś sekrety, wykorzystując powszechny chaos. Poczula nagłe ukłucie chęci wymknięcia się i zbadania...zbadania...kostnicy? Siedziby 12tki? Zawahała się. Nie była pewna, gdzie mogłaby się udać. A jeśli jej podejrzenia byłyby niesłuszne, za dezercje czekałaby ją ogromna kara! Dlaczego inwazja odbywała się akurat dzisiaj...przeklęty areszt domowy, była odcięta od informacji! Zero pewności odnośnie tego, co działo się w Gotei. Niech to...miała nadzieje, że pędząca do przodu oficer raczy jej jeszcze odpowiedzieć.
-Vice Nanao! Czy dzisiaj nie odbywa się coś ważnego? Otwarcie jakiegoś miejsca, transfer danych czy sprzętu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Sob 19:00, 13 Lis 2010    Temat postu:

http://www.youtube.com/watch?v=GtBll0rh4nM

Odgłosy bitwy trwały w najlepsze. Słup ognia za słupem ognia, w Społeczeństwie Dusz pojawiały się kolejne leje po czerwonych pociskach. Tam, gdzie dawniej stały budynki, teraz rozciągały się dymiące zgliszcza. W miejscach, gdzie rosły drzewa, pozostawały tylko ich zwęglone, czarne szkielety. Niebo nad Seireitei stało się gęste nie tylko od przepełnionych chłodem bram wymiarów, ale również czarnych, malutkich na tle ogromnych Pustych Shinigami. Walka trwała wszędzie. W powietrzu, na ziemi, w pobliżu Gargant a nawet wewnątrz zgliszczy i gruzów. Szczęk broni mieszkał się z przeraźliwym jazgotem, krzyki bólu zagłuszały komendy i rozkazy. Społeczeństwo Dusz reagowało błyskawicznie, lecz nikt nie był przygotowany na tak zmasowany atak. W powietrze raz za razem trafiały snopy iskier, wybuchy, potężne zaklęcia i fale czystego reiatsu. Tam, gdzie upadał Menos, pojawiał się następny. Do miejsca, w którym walczył Shinigami, pędziło kilku kolejnych towarzyszy . W tle wciąż bił alarmowy dzwon, kiedy coraz większe ilości Bogów Śmierci wyprowadzały skoncentrowane kontrataki.

Nikt nie był w stanie zliczyć ilości ogromnych Menosów, które wylały się na powierzchnię Społeczeństwa Dusz. Gromadziły się w zwarte grupy, jeden obok drugiego, górując nad większością nienaruszonych budynków. Tworząc zwarte formacje, miotały czerwonymi pociskami dookoła siebie, nie ruszając się z miejsca. Zupełna zmiana taktyki, nastawiona na całkowitą defensywę. Podczas gdy pierwsze „bastiony” Pustych wciąż się jeszcze formowały, z Gargant spadała reszta czarnej mazi, która po uderzeniu z ziemią rodziła kolejne zastępy ogromnych potworów.

Nikt w Społeczności Dusz nie miał jeszcze pojęcia, że taki stan rzeczy wywołała tylko jedna istota, aby odciągnąć uwagę wszystkich Bogów Śmierci.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Sob 19:04, 13 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:56, 14 Lis 2010    Temat postu:

Nie było możliwości by ktoś mógł otwarcie zaatakować Społeczność. Już za jego czasów istniała masa zabezpieczeń a teraz pewnie były jeszcze lepsze i skuteczniejsze w porównaniu do tamtych. A jednak inwazja trwała w najlepsze. Jak do tego wogóle mogło dojść? Kiedy niemożliwe staje się rzewczywistością zazwyczaj oznacza to, że ktoś musiał zdradzić. Pytaniem było tylko kto i dlaczego? Walczył kiedyś z Menosami.Biorąc pod uwagi słowa Nanao i własne doświadczenia odparcie ataku zdawało się być oczywistością jasną jak słońce. Było to tylko kwestią czasu. Prawdziwa inwazja byłaby lepiej zaplanowana i pewnie o wiele bardziej skuteczna. Ktoś z wewnątrz chciał odwrócić uwagę całej Społeczności Dusz na pewien czas. Sora miał szczerą ochotę wsadzić saya temu typowi w pośladki zanim obetnie mu głowę. Nie podobał się mu obecny stan rzeczy ani trochę, ale musiał walczyć. Rozkaz to rozkaz a mu się ponownie do zamrażarki nie śpieszyło. Dobył jednego ze swoich zanpaktou po czym ruszył do szturmu z grupą, która miała zajść przeciwnika z lewej.

Nori zaś obecnie znajdowała się w stanie wewnętrznego rozdarcia, któremu świadectwo dawało leciutkie zagryzanie przez dziewczynkę dolnej wargi. Czuła, że jest na właściwym tropie! Uczucie pewności wypełniało jej czaszkę, ścierając się jednocześnie z ziejącym brakiem finalnego elementu, który pozwoliłby ułożyć wszystko w perfekcyjną całość. To własnie nieobecność tego ostatecznego dowodu, który pozwoliłby wskazać gdzie i jak, doprowadzał ją do wściekłości! Co powinna w takim razie zrobić? Zdezerterować z pola bitwy i udać się w poszukiwanie prawdziwego celu? Z największą chęcią, gdyby tylko wiedziała, w którą stronę! Nori westchnęła z rezygnacją, poprawiając okulary na oczach, łypiąc złowrogo w równym stopniu na Pustych, jak i Shinigami. Nie mogła zniknąć teraz, gdyż skończyłoby się to karą za złamanie rozkazów bezpośredniej przełożonej w czasie kryzysu. Co skończyłoby się źle i uniemożliwiłoby jej dalsze śledztwo. Niech to Menos! Przynajmniej będzie mieć wewnętrzną satysfakcję, iż *miała racje*, gdy dojdzie co do czego. Nie pozwalając zostawić siebie z tyłu oddziałowi, ruszyła na sam jego przód, chowając przy okazji swój miecz. Ostrze zazwyczaj bardziej jej przeszkadzało, niż pomagało w sianiu zniszczenia. Zacisnęła piąstki i przygotowała mięśnie do atakowania, jak i przyjmowania ataków. Przypominała w pewnym stopniu marmurowy posąg, gotowy staranować stojących mu na drodzę Pustych. I taki właśnie miała zamiar; rozbijać, niszczyć i powalać wrogów ciężarem swoich pięści i kopnięć, odwracając uwagę potwora od bardziej miękkich niż twardych członków grupy.

Ogromne Menosy zdawały się nie zwracać uwagi na zbliżające się grupy Shinigami, które nadlatywały z lewej i prawej strony uformowanej linii obronnej Pustych. Pośrodku leciała Nanao, przypuszczając frontalny atak. Ogromne kreatury naprzemiennie otwierały i zamykały swoje paszcze, miotając Cero we wszystko dookoła. Ziemia trzęsła się od ich czerwonych pocisków, pozostawiających za sobą kolejne leje i zgliszcza. Menosy zdawały się atakować na chybił-trafił, rozrywając ziemię, bez żadnego konkretnego celu. Dopiero, kiedy Shinigami zbliżyli się na tyle, aby zadać pierwsze uderzenia swoimi czarami i atakami dystansowymi, czarni adwersarze jak jeden mąż zwrócili się w stronę nadlatujących obrońców. Ich białe maski rozwarły się niemal równocześnie. W środku każdej z nich zaczęła powstawać czerwona, jarząca się złowrogim blaskiem kula.

-Cero! – Krzyknęła Nanao Ise, wciąż lecąc w kierunku grupy Pustych. Chociaż zdawała sobie sprawę z zagrożenia, parła do przodu, chwytając za rękojeść swojego Zanpaktou. Z determinacją i zmarszczonymi brwiami znajdowała się coraz bliżej sformowanej w defensywnym szyku grupy najeźdźców. Nie miała czasu, aby obejrzeć się za siebie, na jej podkomendnych lecących z prawej i lewej strony.
Niebo ponownie przybrało krwisto-czerwony kolor. Piętnaście karmazynowych pocisków poleciało w dwie różne strony, prosto w grupy atakujących.

Sora nie miał nic przeciwko szkarłatowi. Nawet lubił ten kolor. Tak długo jak nie był niszczycielską falą energii zdolną go całkowicie zdezintegrować był naprawdę całkiem znośny. Używając shunpo przeniósł się wysoko ponad całą zbieraninę Cero. Był ciekaw ile osób musiało właśnie zginąć w tym ataku. Ciężko powiedzieć. Może wszyscy przeżyli... nie to by był zbyt duży optymizm. Chociaż biorąc fakt, że znajdował się przed nim cały oddział Pustych to chyba właśnie optymizm był mu najbardziej potrzebny. Nie był pewien czy zakaz został zdjęty, ale by ponieść konsekwencje najpierw musi przeżyć. Tak... przeżycie to bardzo dobry priorytet na nadchodzącą godzinę czy dwie.
-Kyomu e nagero Shogen. - Wolną dłonią wyjął pozostałe dwa zanpaktou. Kiedy wszystkie trzy znalazły się bardzo blisko siebie połączyły się w jeden oręż. Sora zacisnął mocniej palce prawej dłoni na orężu. Łańcuch, którym był otoczony prawy nadgarstek dziwnie falował. Jakby coś niewidzialnego chciało go rozerwać. Czerwone oczy shinigami przez chwilę rozbłysły dziwnym blaskiem po czym wojownik runął z góry w kierunku najbliższego Menosa.

Ishi zmrużyła oczy, którym dostało się dawką krwistego światła. Dzielna okularnica nie zastanawiała się długo nad tym, co powinna teraz zrobić; zazwyczaj byłoby to staranowanie nadchodzącego ataku, ale tym razem rozbłysków było zbyt wiele w jednej fali; wysadzenie jednego spowodowałoby reakcję łańcuchową, w wyniku której cały oddział mógłby odnieść poważne obrażenia. Dlatego standardową procedurą było zejście z linii strzału, szczególnie mając na uwadzę to, iż znajdowali się w powietrzu-nie było więc obawy, że pocisk trafi tak czy siak w ziemię nieopodal, pochwytując ich w swoje eksplodujące objęcia...nie licząc może ewentualności, w której jakiś fajtłapa zapomni, że zwyczajny ruch w dół czy w górę jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo. Zakładając oczywiście, że nie są to jakieś zmutowane menosy strzelające zaginającymi się, śledzącymi ofiarę Cero. Ale to pozostawało raczej w domenie bardziej zaawansowanych Pustych. Mając jednak nadzieje, że tym razem los oszczędził jej takich irytujących niespodzianek, Nori wykonakła klasyczne Shunpo pionowo w górę, by kontyuunować potem natarcie. Zazwyczaj przyjmowanie i blokowanie ciosów miast unikania ich służyło zdobyciu dobrej pozycji do kontrataku; tutaj, unik był dużo kosztefektywniejszym rozwiązaniem. A Nori lubiła kosztefektywność.

Większość odzianych w czarne stroje Bogów Śmierci nagle rozmyło się w powietrzu, pozostawiając za sobą jednie następnych towarzyszy, którzy zrobili dokładnie do samo. Cero wciąż mknęło do przodu, nie napotykając zupełnie niczego na swojej drodze, przecinając jedynie niewidoczne powietrze. Aż do czasu.
Czerwone, szerokie smugi zabrały za sobą kilku maruderów. Większość z nich starała uchylić się przed pociskami na lewo i prawo, wykonując zbyt oszczędne ruchy. Skupieni na ataku, zostali zaskoczeni wielkością wymierzonych w nich pocisków. Teraz ich ciała spadały w dół, zostawiając za sobą smugi dymu.

Nanao Ise zacisnęła zęby, lecz nie spojrzała się za siebie. To nie był czas na ratowanie pozostałych, na zabezpieczanie pozycji rannych i nie nadających się do dalszej bitwy. Ofiarami zajmą się później. Jeżeli nie odepchną najeźdźców, nigdy nie będą mieli do tego sposobności.
-Nie dajcie się zwieść! Coś tutaj jest nie tak! Nasi przeciwnicy działają inaczej, niż zwykle. Nie polegajcie wyłącznie na zdobytej wie…
Nad ciałem Shinigami w okularach zawisł potężny cień. Zupełnie nagle i bez najmniejszego ostrzeżenia. Zaskoczone oczy kobiety przepełniły się zdumieniem i niezrozumieniem, kiedy Menos Grande zmaterializował się dokładnie nad jej głową. Sonido. Opadał w jej kierunku, z dwoma wyciągniętymi w jej stronę łapskami. Powietrze przeciął świst, kiedy wice-kapitan odskoczył w ostatnim momencie, mając kilka centymetrów przed sobą ogromne pazury. Jak gdyby w rewanżu, Nanao Ise chwyciła z determinacją za swoje Zanpaktou, tnąc ogromne cielsko Menosa. Jej ciosy pozostawiały za sobą jasne smugi, kiedy od ogromnego monstrum odpadł spory kawał jego cielska, z odznaczającą się na tle czerni białą ręką. Nanao właśnie zdała sobie sprawę, że to może być o wiele cięższa walka, niż jej się na początku wydawało. Nawet uwzględniając ten negatywny scenariusz.

Sora spadał w kierunku Menosa, z obnażonym Zanpaktou. Przeciwnik spoglądał na niego swoimi ślepiami, które pozostawały bez wyrazu. Po prostu się jarzyły, nie odzwierciedlając żadnych, nawet najmniejszych emocji. Jego ostrze było wymierzone w głowę potwora, lecz oponent wykazał się zaskakującą szybkością, łapiąc broń wiekowego Shinigami w swoją paszczę, blokując tym samym precyzyjnie wymierzony cios. Pusty nie zdawał sobie jeszcze sprawy, co dzieje się z jego białą maską, która fragment po fragmencie, zaczynając od zębisk, znikała. Jak gdyby ktoś wyrywał kawałki paszczy Menosa, które momentalnie przestawały być widoczne. Chociaż ogromny napastnik zdawał się nie rozumieć, co się dzieje, uderzył na odlew swoją prawą łapą, w kierunku Shinigami na wysokości jego oczu.

Zaskakująco zwrotny Menos sprawił, że Ishi pokiwała sobie samej głową z aprobatą. Mówiła, że coś jest nie tak z tymi potworami! Że ktoś je kontroluje z zewnątrz! Że są dziwne! Mówiła, ale nikt jej nie słucha, ha. A teraz mają. Mimo wszystko jednak, żeby podzielić się tymi spostrzeżeniami, Nori musiała wszystko to przeżyć. A jej przełożeni, preferowalnie również. Od zawsze uważała, że najpotężniejszą bronią w sztuce wojny jest informacja; a obecnie wydawało się, że ktoś wykorzystuje fakt, iż posiadanie przez nich dane są nieadekwatne do sytuacji. Nabrała powietrza w płuca, po czym brutalnie i bez jakiejkolwiek gracji dobyła swojego ostrza w sposób, który wywołałby grymas artystycznego niezadowolenia każdego szermierza szanującego tą uświęconą ceremonię. Niezgrabnie trzymając miecz w dłoni, sięgnęła po swoje okulary, które następnie schowała, rozglądając się na boki, czy przypadkiem nikt nie ma w planach jej uszkodzić.
-Naruhodo, Igiari.
Miała zamiar spojrzeć na to wszystko z nowej perspektywy.

Sora pociągnął zanpaktou do dołu. Ostrze przeszło przez maskę pustego jak przez masło. Otwarta łapa pustego leciała w jego kierunku, ale nie panikował. Rozgrywał już kiedyś podobny scenariusz. Odbił się od maski lecąc - na pierwszy rzut oka - na stracaną i samobójczą zdawałoby się pozycję. Z każdą sekundą był bowiem coraz bliżej ogromnej łapy. Przyłożył zanpaktou do uda szykując się do długiego szerokiego cięcia. Prawie się udało. Niestety źle ocenił rozmiar łapska. Ostrze prawie dokonało amputacji kończyny, ale zabrakło może z pół metra do zakończenia zabiegu z sukcesem. Co gorsze kończyna Menosa nie zwolniła ani na chwilę. Nastąpiło zderzenie ciała o ciało w wyniku którego Sora został odrzucony do tyłu. Dziwne. Powinien móc dokończyć atak. Zdąrzyć wyprowadzić drugi cios czy cokolwiek innego. Niemniej nie zdąrzył. Do tego nie powinno aż tak bardzo boleć. Menosy przez wieki stały się o tyle silniejsze czy też dziesiątki lat w kupie lody tak bardzo go osłabiły? Coś tu nie było w porządku. Te Menosy były... inne. Wystrzelił do góry w kierunku maski. Zamierzał przelecieć pustemu tuż pod samym nosem przecinając przy okazji jego maskę na dwie części.

Ostrze Nori zajaśniało niczym rozgrzany metal. Na wypowiedziane przez dziewczynę słowa, odpowiedziało tracąc własną formę, zamieniając się w bezkształtną, pulsującą masę. Oplatała dłoń Ishi niczym rękawica z płynnego i żywego metalu. Z kamiennym wyrazem twarzy, dziewczyna skierowała ją ku swym oczom. To, co do niedawna było jej mieczem, przeskoczyło na jej głowę niczym wściekła, wyjęta z koszmarów i horrorów, wysysająca mózgi abominacja. Zamiast jednak skrzywdzić Nori, zanpaktou otoczył jej głowę niczym dziwaczna opaska na oczy. Z sekundy na sekundę, metal zastygał, przybierając powoli nowy, właściwy kształt. Na samym przedzie, na wysokości oczu, substancja stała się szkłopodobna, pozwalając oczom Ishi na widzenie i bycie widzianym. Na twarzy Nori znalazło się coś podobnego metalowym goglom. Gdy aktywacja Shikai się zakończyła, dziewczyna powoli wypuściła powietrze z płuc i otworzyła oczy, pozwalając by jej nowa, odmieniona percepcja pochwyciła świat. Wzrok dziewczyny stał się niemal nieskończenie razy ostrzejszy, scalając się z pozostałymi zmysłami i stając dominującym narzędziem poznania świata, penetrując niedostrzegalne dotąd głębie i aspekty rzeczywistości. Tak naprawdę, Ishi nie słyszała otaczajęcej jej zawieruchy; ona ją *widziała*. Podobnie było ze wszystkim innym; praktycznie, nabyła właśnie wszechogarniającą synestezję. Nigdy nie potrafiła się przyzwyczaić do tej nagłej zmiany, zawsze towarzył jej szok i lekkie oszołomienie; teraż nie było inaczej. Zwalczając niewielkie zawroty głowy i chęć zwymiotowania, skierowała swoją uwagę na Pustych. To, czego doznała, zaskoczyło ją.
Ich budowa była inna niż typowego Menosa. Nie potrafiła jeszcze tego nazwać, ale zamiast nicości i czarnych cielsk z których się składały, dostrzegła coś innego. Nigdy wcześniej nic takiego nie dostrzegła, było to zupełnie nowe i obce. W dodatku, ich ciała oplątane były tysiącem czegoś, co najbliżej osobie o normalnej percepcji można oddać przywołując obraz ludzkich żył i tętnic, tyle że każdej identycznej, zupełnie, zupełnie identycznej. Uderzająco takiej samej. Zamiast krwi, toczących pulsującą energię. Najbardziej złowrogie jednak było to, że “żyły” te powiększały się z każdą chwilą, jednak nie w sposób naturalny, łagodny; brutalnie i boleśnie przepełnione, na skraju pęknięcia.
Wzdłuż kręgosłupa Nori przebiegły dreszcze. Nigdy wcześniej nie miała kontaktu z czymś takim. Najgorsze jednak było pytanie-co robić? Z jednej strony, mogła próbować je zniszczyć, z drugiej, opanowało ją wrażenie, iż stwory te zamkniętę są w samobójczym cyklu samowzmacniania do momentu, w którym ich ciała nie będą w stanie pomieścić ich energii, co zakończy się gigantyczną eksplozją. Która mogła nastąpić w każdej chwili! Nagle ta “inwazja” zaczynała robić dużo wiecej celu; zupełnie naturalnym dla Shinigami było otoczenie tych Pustych...
Tylko po to, by nagle zginąć w wybuchu.
Z drugiej strony, jeśli teraz spanikuje i zażąda odwrotu, bądź sama ucieknie, a źle zinterpretowała zagrożenie...będzie to porażka, dręczącą ją do końca życia. Co powinna teraz robić? Jak postąpić? Najgorsze było to, że nikt inny na całym świecie nie mógł zrozumieć tego, co *dostrzegła*.
Tylko ona *widziała*.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayame




Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Seireitei

PostWysłany: Pią 0:35, 03 Gru 2010    Temat postu:

Dziewczyna była w szoku. Już dawno nie widziała menosów grande a już na pewno nie w takiej ilości. Opamiętała się jednak, zwracając uwagę na to, że dalej trzyma haori kapitana. Puściła je i odsunęła się lekko. Trzeba działać... tylko czy powinna pozwolić na to również i przełożonemu? Przecież niedawno skarżył się na pogorszenie stanu zdrowia....
- Kapitanie, proponuję udać się do dywizji. Pewnie Sentaro i Kiyone już próbują doprowadzić dywizję do porządku, ale nie można zostawić ich samych. Nasza obecność może podnieść nieco morale... albo przynajmniej zminimalizować potencjalne straty.- powiedziała powoli i z namysłem, choć serce kołatało jej ze strachu. Wzięła głęboki oddech i jakby kontynuując poprzednią wypowiedź dodała- Rozumiem, że może mieć pan wątpliwości czy w zaistniałej sytuacji mi można zaufać... Zdaję sobie z tego sprawę, że moje słowa stanowią poważne oskarżenie bez pokrycia, ale nie zmieni to faktu, co widziałam. Może była to osoba, która za tym wszystkim stoi? Tego nie wiem. I niezależnie od tego co może pan teraz myśleć... Będę panu służyć jak najlepiej mogę i jak długo mi pan na to pozwoli... O ile to przeżyję- dodała z przekąsem po krótkiej pauzie..- Proszę się nie przemęczać. W ramach możliwości postaram się wszystko wziąć na siebie. - kończąc zasalutowała.

Ukitake spoglądał na czarną plamę, która rozciągała się nad ich głowami. Nie spuszczając wzroku z nadchodzącego niebezpieczeństwa, odpowiedział kobiecie przy jego boku.
-Ayame, muszę chronić Radę. Za naszymi plecami znajduje się areszt. Nie możemy pozwolić, żeby coś stało się temu budynkowi. Tam są Shinigami, tam są dusze.
Jak gdyby w odpowiedzi pierwsze ogromne łapska Menosów zaczęły się zakotwiczać w niebieskim ciele nad głowami Bogów Śmierci, ciągnąc za sobą ogromne, mogłoby się zdawać większe niż zwykle cielska.
-Soyer, zostajesz z Ayame, jesteś jej potrzebny. Rób wszystko, co ci powie. Musicie uważać na siebie nawzajem. Mam złe przeczucia co do tego wszystkiego… Wrócę do dywizji, jak tylko opanujemy sytuację. Jeżeli przewaga wroga będzie zbyt duża, wywalczcie sobie czas potrzebny na ewakuację budynku.
Kapitan chwycił za swoje Zanpaktou, ze zmarszczonymi brwiami oczekując kolejnego ruchu Menosów. W Gargancie majaczyło kilka białych masek. Każda z nich zakończona była ogromnym, ostrym nosem i w każdej z nich umiejscowione były czerwone ślepia, koncentrujące się na czarnych sylwetkach pod sobą. Dzieliło ich kilkadziesiąt metrów pustej przestrzeni.
Soyer Blowloom również chwycił za swoją broń, przełykając ślinę. Wiedział, czym są kreatury, które zaczęły się wyłaniać nad Społeczeństwem Dusz, lecz nigdy nie stanął oko w oko z żadnym Menosem Grande. Czuł, jak jego serce zaczyna szybciej bić. Strach? Podniecenie? Niepewność? Przerażenie? Zdaje się, że wszystkiego po trochu. Soyer skinął w stronę kapitana, po czym spojrzał bezradnym wzrokiem na Ayame. Pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji. Budynek za jego plecami był dosyć pokaźnych rozmiarów. Faktycznie, kiedy był przed chwilą w środku, było tam sporo istot. Najgorsze jest to, że część z nich siedzi w zamkniętych celach, bez możliwości ucieczki, bez możliwości walki.

- Rozkaz!- zasalutowała czwarta oficer. Co robić? Obrona budynku to ciężkie zadanie. Jednak to rozkaz kapitana. Coś zcisnęło ją za serce z braku odpowiedzi na jej słowa. No cóż... Wygląda na to, że będzie musiała się przyzwyczaić do nieco odmiennego traktowania. A może nieco przereagowuje? - Soyer, musimy zwrócić na siebie ich uwagę. Dozwolone jest wszystko od kidou do shikaia. I nie daj się zabić, proszę.-- to powiedziawszy wykonała kilka skoków shunpo i stanęła na dachu pobliskieg a opuszczonego przez uciekające dusze budynku. Skoncentrowała się na celu.
-The Frozen hand breaks, melting away the sun. The frosty breath blows, relentlessly assaulting the wind. The binding ice collapses, nurturing the earths plants. Hadou #45 Aisudansu!

Soyer rozejrzał się za Ayame, która w końcu ustanowiła swoją pozycję na jednym z licznych, rozciągających się wokół dachów. Inkantacja? Sprytne. Bardzo sprytne. Warto zadać wrogowi cios, dopóki jest zbity, dopóki on pierwszy nie przypuści ofensywy. Nie bez powodu niektórzy w akademii mówili, że najlepszą obroną jest atak. Soyer również musiał działać. Po raz ostatni spojrzał na biały płaszcz, na kapitana, który stał zaraz obok niego, po czym również użył Shunpo, w okamgnieniu przenosząc się na dach aresztu, z którego przed chwilą wyszła cała trójka. Tylko jakiego zaklęcia użyć? Przeczesując wszystkie zakamarki pamięci, w końcu wybrał, najszybciej, jak potrafił.
- Ye lord! Mask of flesh and bone, flutter of wings, ye who bears the name of Man! Truth and temperance, upon this sinless wall of dreams unleash but slightly the wrath of your claws…
Młody chłopak był skoncentrowany na tyle, na ile potrafił. Nigdy nie miał problemów z zaklęciami. Nigdy też nie rzucał ich pod taką presją. Wycelował swoją dłoń w kierunku Garganty, w której majaczyły sylwetki Menosów. Bestie zaczęły się już przechylać w ich stronę, pokazując coraz więcej cielska w świecie należącym do Shinigami.
- Hadō #33. Sōkatsui!
Błękitny ogień wystrzelił w kierunku napastników, pędząc zaraz na lodową lancą. Oba zaklęcia leciały coraz bliżej siebie, lecz nie doszło do zderzenia. Kiedy Aisudansu wbiło się w czaszkę Menosa, który zaczął wychodzić z Garganty, podnosząc swoje ogromne, dolne kończyny, natychmiast przerodziło się w piękny, monumentalny i lodowy kształt. Efekt przypominał drzewo z licznymi gałęziami, wokół których fruwały malutkie, migoczące kawałki lodu. Zanim którykolwiek z Shinigami zarejestrował efekt ofensywnego zaklęcia, Garganta stanęła w błękitnych płomieniach, z jęzorami magicznego ognia wychodzącymi poza popękane obramowanie przejścia między różnymi światami.
-Heh. – Na twarzy Soyera zagościł uśmiech i zadowolenie z samego siebie. Młody Shinigami spojrzał w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał ich kapitan, lecz nie było tam już nikogo. Na ulicy pod jego i Ayame stopami trwał chaos. Shinigami biegali w jedną i drugą stronę, widząc coraz więcej otwierających się Gargant nad całym Seireitei. Nie wyglądało to zbyt optymistycznie.
Garganta była cała w płomieniach, ale dziewczyna czuła, że to nie koniec. Było ich jeszcze dużo... O wiele za dużo, ale z tą jedną Gargantą powinni sobie dać radę we dwójkę. Kwestią jest tylko uważność, współpraca... i plan. A Ayame uważała na lekcji strategii.
- Soyer, bądź czujny! To dopiero początek. Może udało nam się załatwić jednego, ale to wciąż za mało. Menosy mają w nawyku atakowanie chmarą czegoś, co zaatakowało choćby jednego z nich. Możemy to wykorzystać nakierowując Cero na ich nawzajem. Są głupie. Powinny się na to nabrać. Jak zauważysz coś dziwnego, to mów od razu. Może nam to uratować życia. - powiedziała w stronę podopiecznego, kątem oka zauważając brak znajomej białej plamy na miejscu, gdzie powinien stać kapitan. *Proszę, niech pan na siebie uważa...Juushirou*- powiedziała w myślach i od tej pory w pełni skupiła się na dziurze w niebie. Zdawała sobie sprawę z chaosu, jaki rozpętał się pod jej stopami. Nie wyglądało to dobrze. Przygryzła wargę w chwili zastanowienia. - Zmiana planu. Odwrócę uwagę Menosów. Zajmij się jakoś uspokojeniem tłumu i zorganizowaniem go w bezpiecznej przestrzeni. Może być i w ściekach pod Seireitei. Ostatnie, co się tutaj zapadnie, to ziemia. Liczę na ciebie, Soyer!

Młody Shinigami spojrzał na swoją przełożoną, która wydała jasne polecenia. Miał się zająć wszystkimi, którzy znajdowali się dookoła nich? Po raz kolejny w ciągu kilku chwil przełknął ślinę, spoglądając na bieganinę pod swoimi nogami. Każdy z Bogów Śmierci biegł w inną stronę, część z nich patrzyła z otwartymi ustami i przerażeniem w Gargantę, natomiast pozostałe grupki wyciągnęły swoje Zanpaktou, deklarując gotowość do akcji. Na całe szczęście nikt nie pomyślał o frontalnym ataku. Wtedy byłoby naprawdę nieciekawie. Soyer skinął w odpowiedzi Ayame, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś dobrego miejsca do wydawania rozkazów. Zarejestrował przez to dziesiątki kolejnych „dziur”, które otwierały się jedna po drugiej. Niebo przeszyły pierwsze cero, które, niczym seria bombardowań, zamieniła część Seireitei w płonące zgliszcza. Źrenice Blowlooma powiększyły się w efekcie szoku. To wszystko wyglądało na zmasowaną, dobrze zaplanowaną inwazję. Menosy strzelały do Shinigami jak do kaczek, zasypując ich z góry deszczem pocisków.

Dokładnie w tym momencie błękitne jęzory ognia rozpierzchły się w wielu miejscach na boki, odsłaniając snopy czerwonej energii, które jak gdyby w odpowiedzi na wspólny atak Soyera i Ayame pędziły ku ziemi. Nie były to jednak dobrze wymierzone cero. Chociaż leciały w ich kierunku, nie miały szansy uderzyć blisko jakiegokolwiek z Shinigami na dachach. Zamiast tego dwie karmazynowe smugi spadały w stronę zatłoczonej ulicy i budynków mieszkalnych.
- Soyer!- wrzasnęła ostrzegawczo i wykonała shunpo w stronę jednego z nich. Odruchowo wyjęła katanę z sayi i aktywowała [link widoczny dla zalogowanych], jednocześnie biorąc zamach mieczem - Śpiewaj, Aoi Kotori! HIBIKI!

Każde z cero uderzyło z ogromną szybkością w ziemię, która zadrżała pod impetem ataku. W każdym miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się droga, chodnik, równo ułożony kamień czy niski murek, teraz zostały jedynie zgliszcza i gruz. Po każdym z uderzeń został również lej, z którego wciąż dymiły szczątki zamienionych w proch i pył niskich zabudowań.
Tam, gdzie na chwilę przed uderzeniem pojawiła się blondwłosa Shinigami, od małego krateru rozciągała się długa linia popękanych i podpalonych kafelek, poprzewracanych płotków i ścian z licznymi pęknięciami. Mimo wszystko lej po uderzeniu nie był tak wielki, jak powinien. Wręcz przeciwnie, w porównaniu z innymi kraterami, wydawał się mały i niegroźny, jak gdyby to nie cero uderzyło w ziemię. Za plecami Ayame znajdowało się kilku Shinigami. Ich stroje były osmalone i podziurawione w kilku miejscach. Część z nich leżała, z rękoma wyciągniętymi w obronnym geście, podczas gdy reszta stała bez ruchu, z niedowierzaniem przyglądając się sylwetce przed nimi, która pojawiła się na chwilę, zanim czerwony snop zmiótł ich z powierzchni Seireitei. Chociaż Ayame zdążyła odparować atak swoim błyskawicznym ciosem, nie była wystarczająco szybka. W momencie uderzenia część pocisku rozdarła się na mniejsze fragmenty, które utworzyły długi pas drobnych zniszczeń za jej plecami. Na całe szczęście kawałki cero nie były dość wielkie, aby ktoś stracił swoje życie. Popękane ściany, zdemolowane kafelki i dymiące szkielety drzew to zbyt mało, aby poważnie zranić Shinigami, którzy stali za nią.
W miejscu, gdzie uderzyło drugie Cero, krater był znacznie większy. Chociaż wciąż był tylko namiastką tego, co by się stało, gdyby niezakłócony atak z paszczy Menosa uderzył w ziemię, w porównaniu do zdemolowanego obszaru wokół Ayame był niemal trzykrotnie bardziej pokaźny. W samym środku leju stał chwiejnie młody Blowloom, z obnażonym Zanpaktou, z którego wciąż dymiło. Jego czarny strój był nadpalony i zniszczony, z poszarpanymi fragmentami odsłaniającymi ręce oraz kawałek brzucha i pleców. Po ręce trzymającej oręż ciekła natomiast stróżka krwi. Mężczyzna mimowolnie uklęknął na jedno kolano, wydając jęk bólu. Wokół niego znajdowały się dwa ciała, które leżały twarzami do ziemi, bez żadnych oznak życia.

-Soyer! Żyjesz? - widząc spustoszenie, jakie siało cero lekko zafrapowała się kobieta. Przygryzła wargę, zastanawiając się co robić. Nie może mu teraz pomóc. W ten sposób wszyscy wokół niej byliby w niebezpieczeństwie. Zamiast tego postanowiła wcielić swój plan w życie, bo z pewnością nie było to pierwsze i ostatnie cero.- Schowaj się gdzieś i każ się opatrzyć. Zaprowadź ludzi w bezpieczne miejsce. Resztę zostaw mi.- powiedziała i nie czekając na odpowiedź(bo wiedziała, że i tak ją usłyszy) ruszyła w kierunku Garganty.[u


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ayame dnia Pią 0:40, 03 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin